W Kompanii Węglowej tylko trzy kopalnie są obecnie rentowne. Reszta fedruje straty. W rekordzistce – kopalni „Brzeszcze” do każdej tony węgla dopłaca się aż 247 zł.
Autor bloga mlodygornik.natemat.pl ujawnił jedną z najpilniej strzeżonych tajemnic Kompanii Węglowej – wyniki poszczególnych kopalń za pierwsze półrocze 2014 r.
Dane te są szokujące. Teoretycznie wszyscy wiedzą, że część kopalń w Kompanii Węglowej jest nierentowna i należałoby je zamknąć. Ale czym innym jest mieć tzw. wiedzę ogólną, a czym innym spojrzeć na konkretne liczby.
Tylko trzy kopalnie – „Ziemowit”, „Piast” i Marcel” fedrują z zyskiem. W sumie przyniosły zupełnie przyzwoity dochód – 138 mln zł i górnicy z tych zakładów mają powody do dumy. Reszta – czyli dwanaście pozostałych kopalń przynosi straty. Są zróżnicowane – od 12 zł na tonie w kopalni „Chwałowice” do aż 247 zł w KWK Sośnica.
Tylko trzy kopalnie – „Ziemowit”, „Piast” i Marcel” fedrują z zyskiem
Oznacza to, że kiedy wicepremier i minister gospodarki Janusz Piechociński mówił, że nie może być tak, że w niektórych kopalniach do węgla dopłaca się 100 zł na tonie, to był optymistą. W rzeczywistości dopłaca się ponad dwa razy więcej.
Potwierdziły się nasze informacje, że średnia cena węgla dla Kompanii, przy której przestałaby przynosić straty to 12 zł za gigadżul. Ale o takich cenach można dziś tylko pomarzyć – ceny za węgiel na świecie i w Polsce zjechały poniżej 10 zł. Prezesi firm energetycznych mówią jednym głosem, że wyższe ceny nie mają żadnego uzasadnienia ekonomicznego.
Oczywiście to, że niektóre kopalnie okresowo przynoszą straty jest zjawiskiem normalnym. Ceny węgla podlegają silnym wahaniom koniunktury.
Sęk w tym, że tajemnicą poliszynela jest fakt, iż w Kompanii są kopalnie, które od wielu lat nie przyniosły ani grosza zysku. I nigdy nie przyniosą, przy takich kosztach i przy takiej organizacji pracy. A mimo to zarząd boi się je zamknąć, bo protestują związkowcy. Premier Donald Tusk obiecał, że żadnego zamykania kopalń nie będzie.
Kiedy zaczęto przebąkiwać o zamknięciu kopalni „Sośnica”, związkowcy natychmiast podnieśli larum, że doprowadzi do utraty złóż, które są przecież „dobrem narodowym”. A cóż to za dobro, do wydobycia którego trzeba dopłacać?
Lepiej byłoby gdyby rząd zastosował metaforyczną receptę Keynesa na Wielki Kryzys – zakopywanie butelek z pieniędzmi, a następnie dawanie firmom licencji na ich wydobycie. Przynajmniej mniej byłoby wypadków…
A poważnie, eksploatacja węgla w w Kompanii w dzisiejszej postaci to czyste marnotrawstwo środków i pracy ludzkiej.
Jak mogłaby wyglądać Kompania gdyby wszystkie inwestycje, wszystkie pieniądze wydawane bezproduktywnie na płace w nierentownych kopalniach (a płace to 60 proc. kosztów Kompanii) rzucić tylko na najlepsze kopalnie? Byłaby jedną z pereł polskiej gospodarki.
Nie ukrywajmy, zapewne pracowałoby tam o połowę ludzi mniej. Ale czy z punktu widzenia państwa czyli właściciela nie lepiej mieć zdrową, normalną firmę płacącą dywidendę, niż twór, który na dłuższą metę nie ma prawa istnieć w gospodarce rynkowej i skazany jest na zagładę?
Górnicy ze Śląska mogliby znaleźć zatrudnienie na Lubelszczyźnie
Zdrowa i bogata firma mogłaby inwestować w nowe pokłady węgla na Lubelszczyźnie, gdzie warunki geologiczne są znacznie bardziej sprzyjające. Tam mogliby znaleźć pracę górnicy zwalniani z niepotrzebnych kopalń na Śląsku.
Takie decyzje wymagałaby od polityków wizji i konsekwentnej jej realizacji, przez kilka lat. Ale nasi politycy, wszystkich zresztą opcji, umieją tylko podlizywać się górniczym związkowcom.
Kompania dostała od Jastrzębskiej Spółki Węglowej 1,49 mld zł za kopalnię „Knurów – Szczygłowice” i 600 mln zł zaliczki od Polskiej Grupy Energetycznej za węgiel, który będzie dostarczony zimą. Na jakiś czas wystarczy żeby podtrzymać płynność firmy.
A potem się zobaczy….