W piątek państwowe koncerny – PGE, Tauron, Enea i KGHM – złożyły do UOKiK wniosek o zgodę na wspólną budowę elektrowni atomowej. Nadal szukają jednak piątego inwestora. Przykład z Bułgarii pokazuje, że mogą liczyć na takie zaangażowanie.
Po prawe dwóch latach od podpisania listu intencyjnego czwórka państwowych koncernów – PGE, Tauron, Enea i KGHM – zawarła umowę o wejściu trzech ostatnich do utworzonej przez PGE spółki, która zbuduje pierwszą polską elektrownię jądrową. W piątek wniosek o zgodę na taką transakcję wpłynął do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Zgoda Prezesa UOKiK jest warunkiem zawieszającym umowy.
Także w piątek pojawiła się kolejna pozytywna informacja dla państwowej „atomowej” czwórki. Przykład z Bułgarii pokazuje, że będzie im łatwiej znaleźć piątego.
PGE, Tauron, KGHM i Enea chcą razem zachować najwyżej 70 proc. udziałów w polskiej elektrowni atomowej.
Amerykański Westinghouse obejmie cześć udziałów w projekcie budowy nowego reaktora atomowego, należącego do Bułgarskiego Holdingu Energetycznego (BEH). W komunikacie prasowym amerykańska spółka nie podała co prawda wielkości swojego zaangażowania (czekamy na oficjalną odpowiedź), ale The Wall Street Journal podaje, że obejmie 30 proc. akcji spółki celowej.
Umowa co prawda nie oznacza, że elektrownia powstanie, bo została uzależniona od wielu elementów, przede wszystkim pozyskania finansowania, ale ma znaczenie dla polskiego programu atomowego.
Do tej pory dostawcy technologii niechętnie angażowali się kapitałowo w projekty nowych elektrowni atomowych. Wielokrotnie słyszeliśmy w rozmowach o polskim programie jądrowym, że maksymalne zaangażowanie jakim mogą być zainteresowani to 20 proc. W dodatku Westinghouse w ogóle nie zakładał do tej pory, że sam zaangażuje się w jakiś projekt. Także do Polski chciał przyprowadzić partnera, który objąłby udział w PGE EJ. Bułgarska umowy pokazuje, że gdy w grę wchodzi inwestycja wyceniana na 5 mld dol. (a polska elektrownia będzie przynajmniej trzykrotnie droższa), to są wstanie się ugiąć.
BEH, podobnie jak polski PGE, nie jest wstanie sfinansować całej inwestycji. Bułgarski czempion narodowy, oprócz inwestycji w nowe elektrownie, ma jeszcze na głowie modernizację i rozbudowę sieci elektroenergetycznych (odpowiada za przesył prądu) i gazowych (ma gazową sieć przesyłową), a także budowę bułgarskiego odcina South Stream.
Także ze względu na ogromny program inwestycyjny i ograniczone zdolności kredytowe, wsparcia potrzebować będzie Polska Grupa Energetyczna. Na wejście do spółki atomowej czekają jeszcze trzy państwowe koncerny – KGHM, Tauron i Enea – z których każdy objąć ma po 10 proc. udziałów.
Według informacji portalu WysokieNapiecie.pl państwowe spółki skierowały wniosek do UOKiK tak długo po podpisaniu listu intencyjnego we wrześniu 2012 roku, ponieważ nadal uzgadniały jeszcze między sobą podział kosztów. Jednak nawet ostateczne utworzenie państwowej „atomowej” czwórki nie wystarczy. PGE nie będzie wstanie sfinansować 70 proc. inwestycji wycenianej na ok. 50 mld zł. Maksymalny poziom zdolności kredytowej koncernu do 2020 roku wyniesie ok. 36 mld zł.
Oprócz elektrowni atomowej PGE musi sfinansować budowę dwóch nowych bloków energetycznych w Opolu (11,6 mld zł), kolejnego w Turowie (ok. 2,5 mld zł) oraz aż czterech elektrociepłowni gazowych (o ile kryzys na Ukrainie nie zweryfikuje tych planów), na które PGE będzie potrzebowała ok. 5 mld zł. Łącznie te inwestycje pochłoną 29 mld zł. Kolejne będzie musiała wydać na rozwój sieci (tylko w latach 2011-2015 pochłoną 5,3 mld zł). oraz odnawialne źródła energii.
Z informacji portalu WysokieNapiecie.pl wynika, że PGE szuka partnera na przynajmniej 30 proc. inwestycji. Bułgarski przykład pokazuje, że da się to osiągnąć, a być może wynegocjować jeszcze więcej, co urealniłoby projekt.