Urzędnicy w resorcie gospodarki wzdychają do Margaret Thatcher. Oczywiście nieoficjalnie, bo głaszczący górników Donald Tusk mógłby im zmyć głowę za drażnienie związkowców. A ci zdają się nie tracić dobrego samopoczucia i za kłopoty górnictwa obwiniają wszystkich, tylko nie siebie.
Kompanii Węglowej udało się porozumieć z konsorcjum banków- obligatariuszy w sprawie odłożenia terminu spłaty obligacji, co przynajmniej na razie oddaliło widmo bankructwa.
Jednocześnie trwają rozmowy o emisji euroobligacji, m.in. z Deutsche Bankiem. Ale warunkiem powodzenia emisji jest wiarygodny program restrukturyzacji, który będzie też musiała ocenić agencja ratingowa. Program ma być gotowy do końca lipca, jego szczegóły są wciąż opracowywane. Część propozycji – zamknięcie trzech kopalń – przedstawiliśmy w tekście Kompania Węglowa chce się pozbyć trzech kopalń
– Euroobligacje emitowane na międzynarodowych rynkach mają dla Kompanii podstawową przewagę – inwestorzy rozumieją cykliczność węglowego biznesu. Przekroczenie wskaźników finansowych nie oznacza konieczności natychmiastowej spłaty obligacji – wyjaśnia finansista obeznany z sytuacją Kompanii.
Problem w tym, że według naszych informacji wiceminister gospodarki Jerzy Pietrewicz, który odpowiada za górnictwo boi się, że jeśli spółki górnicze przestaną spłacać odsetki od euroobligacji, to inwestorzy sprzedadzą dług. Wówczas np. Kompanię Węglową mógłby przejąć za długi ktoś niemile widziany przez rząd…
Ale to słaby argument, bo tak samo może się stać przy finansowaniu udzielanym przez polskie banki, które należą do międzynarodowych grup finansowych. Poza tym z euroobligacji od lat korzysta energetyka i nikt nie ma takich obaw.
Poszukiwaniu finansowania na rynkach międzynarodowych przeciwni są jednak związkowcy, a rząd panicznie boi się jakichkolwiek działań, które mogłyby ich rozdrażnić.
Stąd posiedzenie sejmowej komisji gospodarki, poświęcone trudnej sytuacji górnictwa okazało się (tak jak przewidywaliśmy) festiwalem niewiedzy (ze strony posłów, którym nie chciało się nawet poczytać dostępnych dokumentów) oraz demagogii (ze strony związkowców, którzy zostali zaproszeni na posiedzenie).
Posłowie pomstowali oczywiście na „ruski węgiel“, który jakoby wypiera nasz rodzimy
Posłowie pomstowali oczywiście na „ruski węgiel“, który jakoby wypiera nasz rodzimy. Dyrektor Departamentu Górnictwa w Ministerstwie Gospodarki prof. Maciej Kaliski obiecał działania ograniczające import, ale chwilę potem przyznał, że z Rosji trafia do Polski głównie tzw. węgiel gruby, na którym wprawdzie najlepiej się zarabia, ale którego polskie kopalnie nie mogą wyprodukować w wystarczającej ilości.
Ten znany już dobrze czytelnikom naszego portalu fakt podważa wprawdzie sens wprowadzania jakichkolwiek restrykcji na import węgla, ale prace nad nimi trwają w najlepsze. Kaliski stwierdził, że obecnie konsultowana z polskimi kopalniami jest lista szkodliwych substancji, która umożliwi zatrzymanie węgla na granicy. Chodzi o to aby „nie wylać dziecka z kąpielą”, czyli nie wpisać tam substancji obecnych również w polskim węglu.
Kaliski przyznał też, że na dłuższą metę importu węgla nie da się ograniczyć bo węgiel trafia do nas nie tylko z Rosji, ale także z Czech i USA.
Złych wiadomości jest więcej – Katowicki Holding Węglowy nie jest w stanie uzyskać 200 mln zł kredytu, a – czego już dyrektor nie dopowiedział – w ciągu kilku miesięcy firma będzie musiała zacząć spłacać warte 1 mld zł obligacje wyemitowane w 2012 r.
Nie wiadomo też kiedy powstanie analiza ekonomicznej opłacalności eksploatacji złóż węgla na Śląsku. Główny Instytut Górnictwa i Polska Akademia Nauk chcą to zrobić, ale taka analiza kosztuje ok 120 tys. zł dla każdej kopalni czyli w sumie ok. 2 mln zł.
W budżecie resortu nie zaplanowano takiego wydatku. W dodatku zajmie to ok. 10 miesięcy.
Resort gospodarki zdaje sobie sprawę z sytuacji w jakiej znalazło się górnictwo i jej przyczyn. Za to związkowcy sprawiają wrażenie zupełnie odklejonych od rzeczywistości.
Na posiedzeniu sejmowej komisji tradycyjnie narzekali na energetykę, że nie chce podzielić się zyskami z górnictwem, tak jakby to był jej obowiązek. Domagali się aby budżet państwa płacił zamiast kopalń deputat węglowy dla emerytów (przywilej rodem z PRL).
Narzekali, że resort gospodarki mianuje do zarządów spółek węglowych menedżerów, o których związki mają niskie mniemanie.
Czasem mam wrażenie, że najlepszym sposobem uzdrowienia sytuacji w Kompanii Węglowej i KHW byłoby oddanie ich za symboliczną złotówkę działaczom związkowym. Wreszcie mogliby się wykazać, bo dziś ta kopalnia pomysłów w ich głowach po prostu się marnuje.
– Przydałaby się nam teraz Margaret Thatcher, ale na to się nie zanosi – powiedział nam smutno jeden z urzędników resortu gospodarki.