W ubiegłym roku polski budżet zarobił miliard złotych na sprzedaży uprawnień do emisji CO2. Czy te pieniądze powinny pójść na modernizację energetyki?
Od ponad roku energetyka musi kupować uprawnienia do emisji CO2 na aukcjach. Wprawdzie polskie firmy energetyczne mają do 2020 ulgi i kupują tylko część, ale i tak, jak dowiedziało się WysokieNapiecie.pl, nasz rząd zarobił w zeszłym roku na sprzedaży uprawnień miliard zł. A w kolejnych latach wpływy będą rosły. Elektrownie będą musiały dokupować coraz większą część uprawnień, a ich ceny prawdopodobnie będą rosły.
Koszt zakupu praw do emisji CO2 jest wliczony w cenę energii – ponoszą go w swoich rachunkach wszyscy odbiorcy.
Rząd twierdzi, że nie chce doprowadzić do dalszych podwyżek cen prądu i dlatego walczy na unijnym forum o niezaostrzanie polityki klimatycznej, co doprowadziłoby do wzrostu cen uprawnień do emisji.
Ale sprzedawać uprawnienia musi.
A zgodnie z unijnym prawem połowa wpływów z ich sprzedaży powinna być przeznaczona na określone cele m.in efektywność energetyczną, termodernizację budynków, zalesianie, odnawialne źródła energii, badania nad niskoemisyjnymi technologiami.
Co roku każde państwo musi przedstawić sprawozdanie na co przeznaczyło środki z aukcji.
Według naszych informacji resort środowiska zapytał Ministerstwo Finansów, co się stało z tymi pieniędzmi.
Resort finansów tłumaczy, że pieniądze z aukcji nie są „znaczone“ – poszły do wspólnego budżetowego wora.
Dodaje też, że według dyrektywy liczą się wszystkie środki jakie państwo wydaje na wymienione wyżej cele, Polska spokojnie może więc wykazać się przed KE pieniędzmi z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska finansowanego z opłat środowiskowych płaconych przez firmy.
Na końcu resort finansów dodaje, że w przyszłości jest gotowy do dyskusji.
Rozliczenie się przed Brukselą z miliarda zł nie będzie problemem. Kłopoty zaczną się za kilka lat, gdy pula uprawnień kupowanych przez energetykę będzie coraz większa, coraz więcej też będzie pieniędzy z ich sprzedaży w budżecie. Jak powinny zostać wydane?
– To absurdalne, że Polska blokuje zmiany związane z ograniczaniem emisji CO2, a w tym samym czasie przejada wpływy ze sprzedaży uprawnień finansując bieżący deficyt budżetowy – uważa Maciej Bukowski, ekspert Warszawskiego Instytutu Studiów Ekonomicznych.
Postępując w ten sposób popełniamy strategiczny błąd, licząc na to, że determinacja innych państw UE do wdrażania ambitnych celów polityki klimatycznej osłabnie.
Tymczasem tacy kluczowi gracze jak Niemcy czy Wielka Brytania jednoznacznie postawili na redukcję emisji. W ich interesie leży to, żeby ceny uprawnień do emisji w systemie ETS rosły i pomagały sfinansować niskoemisyjną transformację.
– Jestem zwolennikiem powołania Funduszu Gospodarki Niskoemisyjnej, finansowanego z wpływów z ETS.
Ustanawiając fundusz o priorytetach inwestycyjnych zgodnych z planami znaczącej redukcji emisji UE, mielibyśmy jako kraj podstawę, by negocjować z KE przydział większej ilości darmowych uprawnień także w kolejnych okresach – przekonuje Bukowski.
Jednocześnie mielibyśmy fundusze na zmianę naszego miksu energetycznego oraz np. kompleksową rewitalizację i modernizację polskich domów. Fundusz powinien bowiem – zdaniem prezesa WISE – działać także w przemyśle i w sektorach non-ETS, np. budownictwie czy transporcie, finansując wszelkie projekty, które w sposób dostatecznie ambitny przyczyniają się do wzrostu efektywności energetycznej czy spadku emisji gazów cieplarnianych.
– Warto byłoby się więc zastanowić – mówi Bukowski – nad możliwością rozszerzenia systemu ETS np. o transport. Zwiększyłoby to wkład takich państw jak Francja czy Szwecja do wspólnej puli, a państwa Europy Środkowej, w tym Polska, mogłyby uzyskać większe wpływy z przyznanej im puli dodatkowych uprawnień .
Potrzebę wyodrębnienia pieniędzy ze sprzedaży CO2 widzi także Paweł Skowroński, były wicprezes PGE i wykładowca Politechniki Warszawskiej. – Moglibyśmy wykorzystać je na ogólnie rozumianą poprawę konkurencyjności polskiej gospodarki – sugeruje, ale nie chce podać jednej konkretnej technologii. – Można się zdecydować na rozwój tych kierunków gospodarczych, w których Polska mogłaby uzyskiwać największe efekty, przewagi konkurencyjne.
– Juź samo przeznaczanie dochodu ze sprzedaży uprawnień na cele wymienione w dyrektywie ETS (ustanawiającej europejski system handlu prawami do emisji; mówi ona o wspieraniu celów prośrodowiskowych, wskazuje kilka kierównów, m.in. ograniczanie emisji, efektywność energetyczną- red.) byłoby w przypadku Polski pewnym osią gnięciem – wzdycha refleksyjnie inny menedżer od lat związany z energetyką.
W praktyce wyciągnięcie tych pieniędzy z budżetu będzie bardzo trudne.
Według nieoficjalnych informacji naszego portalu poprzedni minister finansów Jacek Rostowski toczył dysputy z resortem środowiska, który sugerował mu żeby w zamian za środki ze sprzedaży uprawnień do emisji CO2 obniżyć podatki.
Ale Rostowski bał się, że dochodów z aukcji uprawnień nie da się zaplanować tak dokładnie jak wpływów podatkowych.