Nie można myśleć tylko o tym jak uratować Kompanię Węglową do najbliższych wyborów. Potrzebna jest wizja jak ta spółka ma prosperować przez wiele lat.
Przed kilku tygodniami, na jednej z górniczych konferencji rozmawiałem krótko z ważnym urzędnikiem odpowiedzialnym za śląskie górnictwo. Dialog wyglądał mniej więcej tak:
– Dlaczego we wszystkich opracowaniach możemy przeczytać, że zasoby operatywne węgla w Polsce- czyli nadając się do wydobycia z ekonomicznego punktu widzenia – wynoszą 4 mld ton? Przecież ceny węgla się zmieniają, na świecie zwykle uzależnia się wielkość podawanych zasobów od cen węgla – jak ceny rosną, to węgla może być więcej, jak spadają, to powinno być mniej. Tak robią np. Australijczycy – zapytałem.
– No tak, oni mają inną metodologię.
– A dlaczego my nie możemy mieć podobnej?
– Bo u nas zasoby węgla należą do Skarbu Państwa.
Przyznaję, że po usłyszeniu tej odpowiedzi na chwilę straciłem kontenans. Już na pierwszy rzut oka wydaje się przecież zupełnie pozbawiona sensu.
Czy fakt, że zasoby węgla należą do Skarbu Państwa oznacza, że Skarbu Państwa nie interesuje jakie są rzeczywiste możliwości eksploatacji węgla po konkurencyjnych – czyli światowych – cenach?
Od wielu miesięcy piszemy o tym, że w Polsce nie ma analizy ekonomicznie opłacalnych zasobów węgla (patrz: Wielka zagadka polskiego węgla). Badania zrobiły tylko prywatna Bogdanka i JSW, ta druga jednak wydobywa w większości węgiel koksujący.
W maju podczas Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach Maciej Kaliski, dyrektor Departamentu Górnictwa Ministerstwa Gospodarki, stwierdził, że analizy złóż robione pod kątem ich ekonomicznej opłacalności są potrzebne.
Od tego czasu minęło dwa miesiące – i nic się nie wydarzyło.
A przecież to od zbadania ekonomicznej opłacalności wydobycia węgla kamiennego w Polsce powinny się zaczynać wszelkie próby skonstruowania polityki energetycznej dla naszego kraju.
Jeśli będziemy wiedzieć ile węgla w Polsce da się wydobyć po cenach światowych, to będzie można myśleć jaki powinien być miks energetyczny dla Polski i jaki może być w nim udział węgla.
Problem polega na tym, że ani polscy urzędnicy ani naukowcy nie są w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Mogą to zrobić wyspecjalizowane firmy na Zachodzie, ale trzeba im będzie zapłacić.
Tymczasem śląskie górnictwo powoli staje się skansenem. Związkowcy, ale także wielu naukowców z branży górniczej wciąż myśli kategoriami z poprzedniej epoki, kiedy liczył się nie zysk, ale ilość wydobytego węgla.
We wtorek 22 lipca o sytuacji Kompanii Węglowej i w ogóle kondycji śląskiego górnictwa będą rozmawiać posłowie z sejmowej komisji zasobów naturalnych i energetyki.
Jako jeden z podatników, który w tym roku dopłacą na ratowanie Kompanii Węglowej bliżej jeszcze nieokreśloną sumę (patrz: Co jest w planie rządu dla górnictwa) chciałbym usłyszeć odpowiedzi na trzy pytania:
Ile rzeczywiście w spółce jest nierentownych kopalń, takich, gdzie koszt wydobycia kształtuje się powyżej ceny rynkowej?
Jakie są prognozy wydobycia węgla przy obecnych nakładach inwestycyjnych – ile Kompania Węglowa będzie wydobywać węgla za 10 lat, jeśli ceny surowca nie pójdą w górę, a sytuacja finansowa spółki nie poprawi się znacząco?
I wreszcie najważniejsze pytanie – kiedy będzie gotowa analiza na temat zasobów węgla ekonomicznie opłacalnych całym kraju?
Niestety, opozycja zamiast zadawać sensowne pytania woli stroić się w piórka obrońców górnictwa i „bezpieczeństwa energetycznego kraju”.
Tymczasem bezpieczeństwo energetyczne nie polega na tym, że społeczeństwo będzie bez końca dopłacać do nierentownych kopalń.
Rząd zaś również szermuje frazesami o bezpieczeństwie energetycznym, a w zaciszu gabinetów kombinuje jak zasypać pieniędzmi dziurę w finansach Kompanii Węglowej. Aby do wyborów – a to jak ma wyglądać śląskie górnictwo za 10 lat, zdaje się nikogo nie obchodzić.
Na szczęście bezpieczeństwo energetyczne kraju jest zapewnione. Już ponad 50 lat temu Stanisław Jerzy Lec napisał, że mamy w kraju bogate zasoby niewykorzystanej energii – tupet ćwierćinteligentów.