W 2021 roku wyprodukowaliśmy w Polsce 173,6 TWh energii elektrycznej, zużywając jednocześnie 174,4 TWh – wynika ze wstępnych danych Polskich Sieci Elektroenergetycznych. Bardziej dokładne dane (różniące się nawet o 10 TWh) zostaną opracowane dopiero w lutym przed Agencję Rynku Energii, ale i tak jest oczywiste, że obie te wartości były najwyższymi w historii.
Podczas gdy zapotrzebowanie na energię (brutto, czyli wliczając w to zapotrzebowanie na energię samych elektrowni) wzrosło rok do roku o 5%, to produkcja energii zwiększyła się aż o 14%. To największy roczny wzrost produkcji energii w Polsce od 1955 roku. Tylko częściowo zmianę tłumaczy niższa baza (w 2020 roku produkcja spadła o 4% ze względu na lockdown).
Kluczowym powodem zmian było odwrócenie się relacji cen energii na europejskich giełdach. Przez znaczną część 2020 roku Polska miała najdroższą hurtową cenę prądu w Unii Europejskiej. Wynikało to z wysokich cen uprawnień do emisji CO2 przy jednoczesnym spadku cen surowców energetycznych – a zwłaszcza gazu.
Sytuację odwróciła jednak mroźna i bezwietrzna zima 2020/2021. Mniej „zielonej” energii i wzmożone zapotrzebowanie na gaz oraz węgiel podbiły ceny tych ostatnich. Sprzyjała temu także niepewność w zakresie zaopatrzenia Europy w gaz, a falę paniki wywołało w końcu znacznie niższe niż w poprzednich latach wypełnienie magazynów gazów ziemnego w Niemczech czy Austrii na początku tego sezonu grzewczego, przy jednoczesnym spadku dostępności elektrowni atomowych we Francji. W rezultacie ceny gazu sięgnęły najwyższych poziomów w historii, a wraz z nimi ceny prądu w Europie Zachodniej wystrzeliły w kosmos.
Jesienią Polska stała się jednym z najtańszych hurtowych rynku prądu w Unii Europejskiej. Eksportowaliśmy jednak takie ilości prądu – głównie z elektrowni opalanych węglem kamiennym, że w końcu i u nas zaczęło brakować paliwa. Tym bardziej, że państwowe koncerny nie miały politycznej zgody na import węgla.
W efekcie dziś wiele bloków energetycznych w Polsce stoi lub pracuje na pół gwizdka, czekając na odbudowę zapasów paliwa (o co dziś jednak trudno choćby ze względu na wąskie kolejowe gardło), a hurtowe ceny prądu w naszym kraju znowu zaczęły zbliżać się do zachodnioeuropejskich (czyt. bardzo wzrosły). Pod koniec roku eksport energii więc osłabł i cały 2021 roku Polska zakończyła jako importer netto prądu na poziomie 1 TWh. To jednak aż o 12 TWh mniej niż w 2020 roku.
Jeżeli jednak spojrzymy na wymianę handlową energią elektryczną wyrażoną w pieniądzach, to na handlu prądem, jak wynika z szacunków WysokieNapiecie.pl, zarobiliśmy na czysto blisko 1 mld zł (eksportując za ponad 4 mld zł, a importując za ponad 3 mld zł). To pierwsza taka sytuacja od wielu lat.
Co ciekawe, popyt na większości rynków towarowych i realizacja inwestycji (m.in. budowlanych) wciąż jest na tyle wysoka, że rosnące już wyraźnie w drugiej połowie roku ceny energii elektrycznej dla odbiorców końcowych, nie odbiły się jeszcze na zapotrzebowaniu. W samym grudniu, jak wynika z danych PSE, wzrosło ono rok do roku o 6%. Według danych Agencji Rynku Energii za pierwsze trzy kwartały ubiegłego roku zużycie rosło we wszystkich grupach odbiorców – od wielkiego przemysłu po galerie handlowe – poza gospodarstwami domowymi, gdzie od lat widać systematyczny spadek zakupów energii elektrycznej.