Spis treści
Trwają gorączkowe rozmowy z bankami, które zadecydują o losie firmy. Być może Kompanię uratują euroobligacje – rozmowy w tej sprawie toczą się z Deutsche Bankiem.
Kolejne spotkanie premiera Donalda Tuska ( w środę 25 VI) z górniczymi związkami skończyło się niczym – obie strony wymieniły poglądy.
„Rozmawiano o zapewnieniu Kompanii Węglowej bezpieczeństwa finansowego, aby dać czas na działania naprawcze. Celem rządu jest w tej chwili stworzenie scenariuszy, które pozwolą zwiększyć wiarygodność sektora węglowego przed instytucjami finansowymi“ – stwierdza lakoniczny komunikat na stronie rządu. (O tym jakie warianty ratowania Kompanii zawiera rządowy dokument czytaj Co jest w planie ratowania górnictwa.)
Związkowcy zapowiedzieli, że następne rozmowy pod koniec lipca będą decydujące – jeśli nie dadzą satysfakcjonujących rezultatów, zaczną się protesty.
Zaniepokoiły ich też bardzo wypowiedzi prezesa Kompanii Węglowej, Mirosława Tarasa, który w zeszłym tygodniu bez ogródek przedstawił trudną sytuację finansową Kompanii, użył też słowa „upadłość“, co szczególnie rozeźliło związkowców. A przecież nie powinni być zdziwieni.
Pudrowanie tu, pudrowanie tam
Wyniki finansowe Kompanii Węglowej za ubiegły rok okazały się dokładnie tak złe, jak oczekiwano. Węglowy potentat zamknął 2013 rok z niemal 700 mln zł straty, wobec 178 mln zysku rok wcześniej.
Przychody wyniosły 9,72 mld zł, czyli w ujęciu rok do roku spadły o miliard. Potwierdziły się też informacje o stratach na sprzedaży: wyniosły one 1,17 mld zł, gdy w 2012 r. Kompania zarobiła na tej działalności 263 mln zł.
Jednak lektura raportu finansowego KW za 2013 r. skłania do wniosku, że spółka i tak włożyła trochę pracy w to, by poprawić wyniki do takiego poziomu, jaki wykazała. Gdyby nie pewien zabieg księgowy, strata netto mogła przekroczyć 1 mld zł.
Skąd to wiemy? Z opinii biegłego rewidenta. Eksperci PwC zwracają w nim uwagę, że w latach 2007-2011 spółka zawiązała ponad 2 mld zł odpisów na utratę wartości aktywów w kopalniach. Robiła to, bo uważała cztery zakłady za trwale nierentowne.
Ale już w 2013 r. zarząd napisał program restrukturyzacji na lata 2014-18. Na jego podstawie uznano, że sytuacja w jednej z kopalń znacząco się poprawi i utworzoną „na nią” rezerwę zmniejszono w wynikach finansowych o 478 mln zł. Ta kwota powiększyła pozostałe przychody operacyjne KW za 2013 r. i można z zasadzie zakładać, że ujęciu księgowym poprawiła zysk brutto o zbliżoną kwotę.
Audytor zwraca jednak uwagę na arbitralność tej decyzji. „Nie byliśmy w stanie ocenić, czy działania restrukturyzacyjne podjęte przez zarząd w stosunku do tej kopalni przynoszą zamierzone rezultaty. Wobec tego nie byliśmy w stanie potwierdzić, że w 2013 r. wystąpiły wystarczające przesłanki do odwrócenia odpisu”.
– Samo napisanie programu restrukturyzacji nie powinno być podstawą do zmniejszania odpisów – komentuje ekspert związany z branżą górniczą.
A z dalszej części stanowiska audytora wynika, że część przyjęte przez KW założeń była niezgodna z zasadami księgowości. Jeśli popatrzeć na bieżącą sytuację w branży i perspektywy na przyszłość – także nierealistyczna.
Odpisy zmniejszono o 478 mln zł na podstawie siedmioletniej prognozy. Zakłada ona m.in. cięcie kosztów i znaczące zwiększenie przepływów pieniężnych. W szóstym i siódmym roku prognozy mają one wzrosnąć łącznie o 40 proc.. Czy to możliwe?
Jako komentarz niech posłuży wypowiedź prezesa KW Mirosława Tarasa, który na ostatniej konferencji prasowej powiedział, że jeśli spadki cen węgla na światowych rynkach będą tak dynamiczne, jak w ostatnich miesiącach, to niedługo w Kompanii nie będzie ani jednej kopalni, która miałaby zyski.
Najgorszy zakład KW wydobywa węgiel po 378zł za tonę. Najbardziej efektywny – po 205 zł/t. Ceny rynkowe ARA niewiele przekraczają obecnie 200 zł/t i dalszych spadków cen nie da się wykluczyć. Zarząd w sprawozdaniu za zeszły rok zaproponował zamknięcie tylko jednej kopalni – Piekary. Ale dopiero w 2017 r.
Czy Kompania powinna dalej istnieć?
Audytor ma jeszcze inne uwagi do raportu. Na koniec 2013 r. skumulowane straty KW przekroczyły 2 mld zł i wynoszą więcej, niż suma kapitałów zapasowego i rezerwowych oraz są większe niż jedna trzecia kapitału zakładowego.
W tej sytuacji walne KW powinno jak najszybciej podjąć uchwałę o tym, czy spółka ma dalej istnieć. Kodeks spółek handlowych mówi, że akcjonariusze mogą zdecydować się na dopłaty na pokrycie strat. Jeśli straty będą się utrzymywać, pozostaje decyzja, czy rozpoczynać postępowanie likwidacyjne.
I jeszcze jedna kwestia, o której mówi rewident: Kompania ma zobowiązania z tytułu programu emisji ponad 1 mld zł obligacji. Wykazała je jako długoterminowe (wyemitowano w końcówce 2013 r., które mają być transzami wykupowane do 2018 r.). Jednak spółka naruszyła warunki emisji. Sprawozdanie zarządu Kompanii informuje, że dług miał nie przekraczać dwukrotności wskaźnika EBITDA firmy.
Teraz banki – obligatariusze mają prawo postawić papiery dłużne w stan wymagalności w każdej chwili.
Zabezpieczeniem obligacji jak informuje sprawozdanie zarządu, są m.in kontrakty na sprzedaż węgla. Jeśli banki wypowiedzą umowę obligacyjną (wystarczy, że zrobi to jeden, nie jest wymagana zgoda zgromadzenia obligatariuszy) to należności od spółek energetycznych automatycznie będą trafiać na rachunki bankowe. Firma zostanie więc odcięta od dopływu gotówki.
Kompania wciąż fedruje straty – 250 mln zł zł od stycznia do kwietnia 2014 r.
A Kompania wciąż fedruje straty – 250 mln zł zł od stycznia do kwietnia 2014 r. Sprawozdanie zarządu za ub. rok przewiduje, że średnie ceny węgla w tym roku będą takie same jak w 2013 r. To i tak bardzo optymistyczne założenie, bo ceny węgla na świecie wciąż spadają.
Zarząd Kompanii Węglowej liczy, że dojdzie do porozumienia z bankami do końca czerwca. Według naszych informatorów negocjacje z bankami mają potrwać do 15 lipca. Banki (BZ WBK, BNP Paribas, PKO BP, BGK, Alior Bank) mają prawo do zdecydowanych działań. – W zdrowej spółce mogłyby iść na kompromis, żądając w zamian zwiększenia oprocentowania obligacji – mówi nasz rozmówca.
Mogą też zażądać od KW wykupu obligacji. Gdyby zrobiły to w tym momencie, to sprawa jest jasna – Kompania byłaby niewypłacalna, a kwestia ogłoszenia upadłości byłaby kwestią dni. Wystarczy, że zrobi to jeden bank.
– Koń, jaki jest, każdy widzi. Raport roczny z zastrzeżeniem w przypadku Kompanii nikogo chyba nie zaskakuje. Praktyka rynkowa wskazuje, że może powodować problemy przy zaciąganiu kredytów. Byłby też utrudnieniem przy organizowaniu oferty publicznej, ale ta raczej KW za prędko „nie grozi” – ocenia ironicznie przedstawiciel jednej z instytucji finansowych.
Bieżąca sytuacja w KW kładzie się cieniem na całej branży. Chodzi zarówno o jej wyniki finansowe, jak i bieżące doniesienia o powolnej restrukturyzacji i perspektywy dla całego rynku. – Banki zamroziły kredyty dla górnictwa, nawet krótkoterminowe – mówi menedżer z branży.
Droga restrukturyzacja
Co dalej? Zarząd Kompanii próbując wyrwać spółkę ze spirali rosnących strat i zadłużenia, będzie starał się odbudować kapitały spółki.
– Mamy nadzieję 30 czerwca podpisać porozumienie z bankami o zastąpieniu w programie obligacyjnym części banków komercyjnych naszym partnerem handlowym – spółką tradingową (chodzi o Węglokoks – red.) – wyjaśnia Mirosław Taras.
Następnie ta spółka obejmie nasze kapitały, bo to jest jedyny sposób by te kapitały podnieść, odbudować i znaleźć się w takiej sytuacji, by nie było zagrożenia upadłością. To jest dla nas w tej chwili procesem kluczowym. Jeśli nie uda się go przeprowadzić, to niestety, w drugiej połowie roku istnieje zagrożenie upadłością KW – nie ukrywał prezes.
Zgodnie z zasadami emisji obligacji, możliwe jest dokooptowanie do programu jeszcze jednego banku, który objąłby dodatkowe papiery, warte 250 mln zł. KW nad tym rozwiązaniem też pracuje, rozmawia z zagranicznymi instytucjami. – To pozwoli utrzymać finansową do końca 2014 r. – wyjaśnia Taras. Ale nikt nie wprowadzi zmian w programie obligacji, dopóki KW nie porozumie się z bankami, które dotychczas go organizowały.
Na powierzchnię wychodzą kolejne „kwiatki”
Kompania deklaruje, że w ramach działań naprawczych będzie rozkręcać sprzedaż węgla na krajowym rynku. Tymczasem te 5 mln ton surowca na zwałowiskach, których KW chce się pozbyć, jest dziś nie do ruszenia. Zwały są zastawione jako zabezpieczenie obligacji. Nie można sprzedać kopalni Knurów-Szczygłowice. – Liczymy, że proces uda nam się zakończyć do końca lipca – mówi Taras. Do tego jest niezbędne porozumienie z bankami, które muszą się zgodzić na zdjęcie zastawu zastaw i odblokować sprzedaż Knurowa-Szczygłowic JSW.
Związkowcy wiedzą swoje
Szefowie górniczych związków powtarzają jaką niesprawiedliwością jest to, że energetyka ma zyski, a śląskie górnictwo nie
Szefowie górniczych związków powtarzają jaką niesprawiedliwością jest to, że energetyka ma zyski, a śląskie górnictwo nie. Nie chcą dostrzegać, że jest anachroniczne, ma zbyt wysokie koszty wydobycia. – Nie ma czegoś takiego jak nierentowna kopalnia – powtarzali działacze związkowi po poprzednich rozmowach z Tuskiem. Prawdopodobnie wiedzą, że wygadują bzdury, ale jakie to ma znaczenie, skoro premier zdaje im się wierzyć…
Po środowych rozmowach górnicza „Solidarność“ zwaliła problemy sektora już nie tylko na import węgla, ale także na import prądu.
Gdyby którykolwiek ze związkowców zadał sobie trochę trudu i przestudiował dane Polskich Sieci Energetycznych, to dowiedziałby się, że od stycznia do maja naszego kraju nadwyżka importu nad eksportem to niecała jedna terawatogodzina. W tym samym czasie zużycie wyniosło 66 Twh.
Ratunek z Niemiec?
Ale najgorsze jest to, że związkowcy mogą storpedować rozmowy w sprawie emisji euroobligacji, które prowadzi zarząd Kompanii.
O możliwości tej wspomina się w sprawozdaniu zarządu. „Rynek euroobligacji charakteryzuje się większą chłonnością a przede wszystkim bardziej pozytywnym nastawieniem do sektora wydobywczego w porównaniu do rynku krajowego“. W grę wchodzi kwota od 500 do 750 mln euro.
WysokieNapiecie.pl dowiedziało się, że w sprawie emisji eurobligacji Kompania prowadzi rozmowy z Deutsche Bankiem, który mógłby być agentem emisji.
– Nastawienie do sektora rzeczywiście jest dziś niezłe, ceny ropy idą w górę, oczekiwania są takie, że w ślad za nimi pójdą ceny węgla – mówi nam finansista wtajemniczony w kulisy negocjacji. – Ale inwestorzy są świadomi trudnej sytuacji Kompanii i zażądają znacznie wyższej premii za ryzyko.
Emisja dojdzie do skutku najwcześniej we wrześniu – w wakacje na rynkach finansowych niewiele się dzieje – dodaje nasz rozmówca.
Tymczasem związkowcom plan emisji euroobligacji nie bardzo się podoba. – W naszym przekonaniu byłoby to bardzo ryzykowne posunięcie, bo faktycznie oznaczałoby powierzenie przyszłości polskiego górnictwa kapitałowi międzynarodowemu, w tym kapitałowi spekulacyjnemu. To byłoby zagrożenie nie tylko dla polskich kopalń, ale generalnie dla bezpieczeństwa energetycznego naszego kraju.
Ustaliliśmy, że kapitał potrzebny do odzyskania płynności finansowej przez branżę będzie pozyskiwany również od polskich podmiotów i w tym kierunku będą szły dalsze prace międzyresortowego zespołu ds. uzdrowienia sytuacji w górnictwie – stwierdził w oświadczeniu przewodniczący śląsko -dąbrowskiej „Solidarności“ Dominik Kolorz.
Polskie banki lepsze, bo się będą bały?
Ale za frazesami o „bezpieczeństwie energetycznym“ w rzeczywistości kryje się raczej strach, że związkowcy stracą możliwość nacisku.
Kiedy część spółek węglowych straciła w 2008 r. na opcjach walutowych sprzedawanych przez banki, górnicy organizowali demonstracje przed ich siedzibami.
Łatwo sobie wyobrazić, że jeśli BZ WBK czy BNP Paribas zażąda wcześniejszej spłaty obligacji, to przed ich siedzibami pojawią się górnicy z mutrami i kilofami. Ale gdy upadlości Kompanii zażądają anonimowe fundusze z Luksemburga czy Londynu, górnicy będą mogli porzucać sobie mutrami najwyżej w fotki prezesów tych funduszy, jeśli zdołają ich wyguglać.
Pośród tych wszystkich znaków zapytania jest też dobra wiadomość dla Kompanii – Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów zgodził się na odroczenie 300 mln zł zaległych składek ZUS, tak jak to przewidziano w złożonym przez PO projekcie ustawy. Wprawdzie jest to pomoc publiczna, ale zdaniem UOKiK nie przekracza 20 proc. wartości zatwierdzonego już przez Komisję Europejską programu. W sumie odroczenie tych płatności będzie kosztowało podatników 50 mln zł.