Spis treści
28 grudnia 2021 r. polski rząd przyjął uchwałę, w której m.in. czytamy, że „zawieszenie działalności przez kopalnię i elektrownię w Turowie spowodowałoby zagrożenie dla bezpieczeństwa energetycznego Rzeczypospolitej Polskiej oraz nieodwracalne skutki społeczne i gospodarcze”. Zatem rząd nie zamierza na razie wykonywać postanowienia tymczasowego o wstrzymaniu wydobycia w Turowie i będzie czekał na końcowy wyrok, który spodziewany jest w maju 2022 r.
To dzieje się teraz. Mało kto jednak wie, że źródła konfliktu w sprawie złóż w rejonie Turoszowa i Zittau tkwią w dalekiej przeszłości – latach 30-tych XX wieku, przesunięciu granic w 1945 r., oraz są skutkami decyzji rządu NRD w latach 50-tych i 60-tych. Błąd popełniono także w roku 2014 podpisując kontrakt na budowę nowego bloku, nie mając jednocześnie koncesji na wydobycie na 40 lat działania
US Army wywozi dokumenty
Dokumenty ważne dla konfliktu są w m.in. tzw. kolekcji z Heringen, która magazynowana jest w Reston w stanie Virginia (USA). Jest tam biblioteka amerykańskiej służby geologicznej (USGS) zawierająca dokumenty dotyczące geologii złóż wywiezione z okupowanych Niemiec z magazynów podziemnych w kopalni w Heringen. Tam, w obawie przed nalotami, zmagazynowano do 1944 roku plany budowy kopalń niemieckich ale też akta dot. złóż i kopalń z krajów podbitych. Podsumowanie na ten temat jest dostępne w artykule R. Lee Hadden w Earth Sciences History v.27 z roku 2008. Prawdopodobnie akta przedwojennej kopalni są też w Rosji, gdyż wiadomo, iż w końcu kwietnia 1945 zgarnięto akta górnicze z rejonu Zittau i wywieziono na wschód – autor uzyskał potwierdzenie tego faktu z informacji od szefa archiwum górniczego w Saksonii.
Armia niemiecka miała między I a II wojną światową zespół doświadczonych geologów, którzy prowadzili zbieranie danych. Armia USA przeprowadziła wywózkę całości tych zebranych dokumentów przede wszystkim ze względu na sprawy uranu, ale zabrała wszystko bez wyboru a samo katalogowanie i badanie tych dokumentów trwało potem wiele lat już w USA. Wywożono wszystkie dostępne dokumenty techniczne, patentowe, górnicze, związane z uranem a także dotyczące fabryk samolotów z rejonu Drezna i Lipska od kwietnia do końca czerwca 1945 roku – można o tym przeczytać także na https://www.smithsonianmag.com/history/untold-story-secret-mission-seize-nazi-map-data-180973317/
Rząd Niemieckiej Republiki Demokratycznej dołożył się do konfliktu blokując proponowaną wspólną eksploatację tych złóż. Polski Centralny Urząd Geologii i jego eksperci wiedzieli o tej alternatywie, ale politycy obu teoretycznie sojuszniczych krajów (NRD i PRL) nie potrafili się dogadać.
Złoże jedno, ale państwa dwa
Historia kopalni sięga 1799 r. kiedy przeprowadzono pierwsze wiercenia poszukiwawcze a w 1800 r. obok Kretscham w Olbersdorfie odkryto złoże węgla brunatnego, gdzie w dwóch miejscach drążono szyb i tunel. W 1817 roku wybudowano nowoczesną jak na ówczesne czasy pompownię wód podziemnych i tak powstała kopalnia w Olbersdorf. Obecnie jest tam Olbersdorf See czyli duże ładne jezioro na miejscu kopalni jaka tam działała na południe od Zittau.
W czasach NRD ta mała kopalnia po zachodniej stronie rzeki działała tylko na części udokumentowanego złoża i zapewniała dostawy węgla dla elektrowni Hagenwerder i Hirschfelde (łącznie 25 mln ton za cały okres 1908 – 1991). Władze NRD zamierzały pójść dalej na południe i otworzyć nowe złoże nazwane Zittau-Süd, z tego powodu część miejscowości Olbersdorf Niederdorf została przeniesiona do nowego obszaru zabudowy w Olbersdorfie. Rada Ministrów NRD podjęła jednak 1 marca 1990 r. decyzję o wstrzymaniu wydobycia węgla w tym rejonie a faktyczne zakończenie nastąpiło 30 września 1991 r. Wiele dokumentów na temat tej eksploatacji jest w archiwach Sächsisches Staatsarchiv, Bergarchiv Freiberg, Schlossplatz 4.
Władze NRD i władze PRL rozkopały jedno duże złoże węgla z dwóch stron i de facto zmarnowały je bo pozostała niemożliwa do wydobycia pewna część złoża pod rzeką i część zachodnia po stronie niemieckiej. Po stronie niemieckiej było tam za ciasno aby zrobić porządny i ekonomicznie działający zakład górniczy – wydobyto tylko 25 mln ton przez kilkadziesiąt lat a to śmieszna kwota jak na tego typu kopalnię. To co opracowali inżynierowie niemieccy przed II wojną światową jest znacznie lepsze i jest pokazane poniżej.
Dobry jakościowo węgiel jest także po zachodniej stronie Nysy Łużyckiej – granice jego występowania są pokazane kolorem czerwonym. Jest tam duża warstwa kopaliny, ale ten teren jest zbyt wąski i zagrożony zalaniem przez rzekę lub przez deszcze z terenów wyżej położonych.
Koncepcja z lat 30-tych XX wieku zakładała użycie nadkładu zdejmowanego z rejonu Olbersdorf i nakładu dowożonego z Rybarzowic w celu wybudowania wału ziemnego wokół Zittau (kolor brązowy). Ten wał ziemny umożliwiałby „przełożenie” Nysy Łużyckiej tak, aby przez dziesięciolecia ta rzeka opływała Olbersdorf i Zittau po stronie zachodniej.
Powstały kanał przeciwpowodziowy odbierałby także wody powierzchniowe z terenów wyżej położonych po stronie zachodniej oraz wody z odwodnienia samej kopalni.
Najgłębszy poziom węgla po „niemieckiej” stronie jest wyżej niż po stronie „polskiej” a zatem najpierw skończyłaby się eksploatacja obszaru Zittau-Sud (czyli tego bardzo dobrego węgla) a dopiero potem zaczęłaby się eksploatacja głębszych poziomów np. w Rybarzowicach.
Po wybraniu węgla po stronie „niemieckiej” i węgla spod dawnego koryta Nysy Łużyckiej można było w pewnym momencie w rejonie Rybarzowic z nowego nadkładu zrobić nowe obwałowanie i stopniowo zalewać zachodnią część złożą eksploatując nadal najgłębsze poziomy po stronie wschodniej o ile byłoby to uzasadnione ekonomicznie.
Ekonomiczna dostępność zachodniej „niemieckiej” części złoża była ekonomicznie możliwa tylko za pomocą tego typu rozwiązania a połączone złoża można by lepiej wykorzystać.
Polska sobie, Niemcy (wschodnie) sobie
Po II wojnie światowej kopalnia uruchomiona już w czasie II wojny światowej nazywana „Graniczna”, a następnie „Turów” przeszła na własność Państwa Polskiego orzeczeniem Nr 3 Ministra Przemysłu i Handlu z dnia 18 czerwca 1947 roku. Złoże (ale tylko realnie jego wschodnia część) było eksploatowane najpierw tylko dla potrzeb elektrowni Hirschfelde znajdującej się w radzieckiej strefie okupacyjnej (a potem NRD), a od 1956 roku wydobywano paliwo dla nowopowstałej Elektrowni Turów.
Do dziś wydobyto po stronie polskiej około miliarda ton węgla. Na tle innych złóż węgla brunatnego w Polsce, złoże w rejonie Żytawy (Zittau) ma bardzo korzystne parametry, znacznie przekraczające obowiązujące kryteria bilansowości.
Polski Skarb Państwa jest następcą prawnym firmy niemieckiej a jej majątek zużył na założenie przedsiębiorstwa państwowego (kopalni Turów). Kopalnia Turów nie jest zatem następcą prawnym kopalni niemieckiej. Ponadto to Skarb Państwa poprzez procesy wydawania koncesji usankcjonował nowy, zmieniony względem poprzedniego z lat 40-tych, projekt zagospodarowania złoża w tej kopalni. Zatem pełna odpowiedzialność za powstałą sytuację znacząco tkwi nie na kopalni Turów, ale właśnie na Skarbie Państwa.
Znaczenie ma też fakt, że to rząd NRD podjął decyzję o wyłączeniu kopalni na zachodniej części złoża. Obecnie Republika Federalna Niemiec nie jest następcą prawnym i nie odpowiada za działania rządu NRD. RFN przejęło nie NRD ale samodzielnie poszczególne kraje związkowe (np. Saksonia) i teraz RFN odmawia uznania jakichkolwiek aktów i umów międzynarodowych jakie podpisywało NRD – oczywiście z wyjątkiem tych, które są korzystne dla RFN.
Zatem dzięki ograniczeniu się tylko do wydobycia po stronie polskiej stracono bezpowrotnie ok. 350 do nawet 500 mln ton węgla brunatnego. Gdyby wdrożono w latach 50-tych tego typu plan ruchu kopalni to w ogóle nie byłoby jeszcze potrzeby sięgać do głębokich pokładów i nie byłoby całego konfliktu o zasoby wód podziemnych. Co więcej opisane „podpiętrzenie” Nysy Łużyckiej pozwoliłoby na zrzut wód także w kierunku wschodnim z nowego kanału przeciwpowodziowego, a zatem dawałoby duże zasilenie dla strony czeskiej, równoważące odpływ podziemny w wyniku odwodnienia kopalni.
Mało znany jest fakt, że już w przeszłości w roku 1989 kopalnia w Turowie (walcząc o jak najlepszy węgiel) zbyt blisko podeszła do granicy PRL-NRD. Groziło przelanie się Nysy Łużyckiej do kopalni. Do maja 1990 wykryto przemieszczenia 40-50 mm miesięcznie na głębokościach 53-70 metrów. Osuwisko było też częściowo po stronie niemieckiej. Uratowano sytuację budując przyporę z ok 3,5 mln m3 nadkładu.
Co się działo z wodą od 1945 r.?
Sytuacja prawna i międzynarodowa z czasów gdy Niemcy uruchamiały wydobycie na tym terenie ma znaczenie dla odpowiedzialności „operatora” za skutki w środowisku. W całym konflikcie jego strony nie wyjaśniły tego, jak wyglądał układ warstw wodnych i przepływów wody przed uruchomieniem pierwszej kopalni na tym złożu i jaka była sytuacja w roku 1940 gdy dopiero zaczynała eksploatację ta kopalnia w rejonie Turowa po stronie, która w 1945 r. przypadła Polsce.
Zgodnie z prawem operator podmiotu albo jego następca prawny odpowiada za całość szkód w środowisku i zmian w stosunkach wodnych jakie spowodowała jego działalność – nie ma tu znaczenia czy działalność ta była legalna czy nie.
Jednak w stosunkach międzynarodowych jest trochę inaczej – to państwo odpowiada za skutki zewnętrzne działalności swoich firm górniczych. Firma górnicza tylko operuje na złożu, które jest własnością Skarbu Państwa. Zatem to właściciel złoża (Skarb Państwa) zezwolił na określone działania i jako właściciel, (który wpuścił do siebie kopalnię) jest odpowiedzialny zazwyczaj wobec podmiotów innych – jeśli „zapomniał” określić w koncesji jakichś obowiązków a powstała szkoda jest poza terytorium danego kraju.
Te zasady obowiązują od XV wieku gdy w Polsce (po raz pierwszy na świecie) podpisywano umowy o użytkowanie górnicze ze starostami wielickim i olkuskim. To starostowie byli odpowiedzialni za szkody na powierzchni a nie wolne kompanie gwarków – one dostawały w umowach tylko czasowe prawo do eksploatacji i to często umowa dotyczyła tylko niektórych poziomów w kopalni.
Przed rokiem 1945 sytuacja hydrogeologiczna regionu była mniej więcej taka jak opisano dalej – dokładne dane są właśnie w kolekcji z Heringen i być może także w archiwach Państwowego Instytutu Geologicznego na Rakowieckiej. Otóż woda powierzchniowa z terenów „czeskich” w roku 1940 znacznej mierze spływała do Nysy Łużyckiej ale częściowo zasilała ich utwory podziemne. Rzeki po stronie czeskiej są „nieszczelne” w tym sensie, iż część wody wpływa do utworów podziemnych a część spływa na północ. Dowodem na to jest różnica między znanym przepływem Nysy Łużyckiej a sumą opadów w zlewni tej rzeki czyli tych 400 km2 powyżej miasta Zittau.
Woda opadowa gromadząca się po stronie „polskiej” (wtedy były to Niemcy) w znacznej mierze wsiąkała w porowate utwory czwartorzędu i migrowała w głąb nawet do przepuszczalnych warstw niżej. To jest właśnie kluczowa sprawa, że w osadach wypełniających rów tektoniczny ze złożem węgla brunatnego występuje dużo warstw prowadzących wody podziemne – od potrzaskanych granitów, poprzez przewarstwienia węgla brunatnego, do osadów czwartorzędu.
Część wód opadowych zasilała odpływ podziemny na stronę czeską i migrując w skałach stopniowo zasilała potoki w północnych Czechach. Część była drenowana przez Nysę Łużycką, a część spływała „w dół” w kierunku północnym czyli dalej na stronę „polską”. Jaki był dokładny podział tej wody między stronę „czeską” i „polską” (czyli wtedy Niemcy) i „niemiecką” wymagałby stworzenia historycznego modelu hydrogeologicznego opisującego stan regionu z roku 1940 – zanim zaburzono sytuację pierwszymi wyrobiskami górniczymi.
Na podstawie unijnej dyrektywy wodnej, strona czeska ma prawo zatem żądać, aby rozpatrywać w tej sprawie całość spraw i odpowiedzialności za sprawy wodne pod rządami obecnego prawa unijnego.
Na niekorzyść polskiej strony działa fakt, że ekran przeciwfiltracyjny jest od dawna od strony niemieckiej (przy Nysie Łużyckiej) a nie było go przez całe dziesięciolecia od strony czeskiej. Czesi zatem mają prawo żądać, aby sytuacja wodna w regionie była nie gorsza niż w roku 1940 przed uruchomieniem pierwszej kopalni po „polskiej” stronie.
Polska przyznaje, że nie ma modelu
Kluczowa dla całego konfliktu jest decyzja RDOŚ z roku 2020. Ta decyzja wyraźnie wskazuje na to jak zostały zrobione badania i modelowanie podczas procedury przygotowania do wydania koncesji. Decyzja nakazuje w punkcie I.2.3. wykonać do 1 lutego 2023 ekran przeciwfiltracyjny o długości ok 1100m i szerokości ok 1 metra.
Realnie ten ekran w ogóle ma mieć tylko 1,1 km długości a długość „poprzeczna” czyli odcinek pomiędzy skrajnymi nieprzepuszczalnymi utworami w rejonie Zittau do regionu na wschód od Opolna Zdrój gdzie jest drugi koniec niecki jest wielokrotnie większa.
Zarzuty organizacji społecznych dotyczyły też braku całościowego podejścia. Zawnioskowano o rozszerzenie raportu w celu zweryfikowania poziomu komunikacji wód podziemnych między kolektorami oraz piaskowymi zwietrzelinami skał krystalicznych.
RDOŚ przyznał , że nie została w pełni rozpoznana struktura geologiczna na terenach poza złożem kopaliny. Kluczowe zdanie brzmi: „Z uwagi na brak wystarczającego rozpoznania budowy geologicznej dla odtworzenia w modelu tylko utworów przepuszczalnych, przyjęto koncepcję budowy modelu polegającą na odtworzeniu w nim zgeneralizowanych poziomów wodonośnych …”
Zatem decyzja RDOS realnie potwierdza, iż pełna struktura geologiczna nie jest rozpoznana i w ogóle nie wiadomo jaka będzie (liczbowo) ucieczka wody ze strony czeskiej nawet po wybudowaniu ekranu w sytuacji pogłębienia wydobycia na głębszy poziom.
Piętą Achillesa jaką widać w decyzji RDOŚ jest to, że co prawda model hydrogeologiczny był wysokiej jakości, ale ograniczony rozmiarami a samego ekranu tak naprawdę jeszcze nie zaprojektowano.
Organ wyjaśnił, że parametry ekranu zostały wskazane w sentencji decyzji, a dokładny harmonogram zostanie przekazany w terminie sześciu miesięcy od wydania niniejszej decyzji. Wskazano, że ostateczny wybór technologii leży w gestii inwestora i zostanie dokonany po wykonaniu niezbędnych badań hydrogeologicznych i geologicznych w miejscu jego lokalizacji. Zatem organ potwierdza, iż części tych niezbędnych badań nie było.
Ekran na plaster
Treść decyzji RDOŚ jest de facto kompromitująca dla Skarbu Państwa RP – urząd przyznaje, iż akceptuje ocenę oddziaływania na środowisko mimo braku projektu wykonawczego tego ekranu, a jest tylko ogólny opis, jak to będzie zrobione (kiedyś w przyszłości). Stanowi to wprost naruszenie przepisów unijnych gdyż najpierw powinny być wykonane szerokie badania i powinien być zaprojektowany ekran tak skuteczny aby nie musiał być „uzupełniany” w czasie realizacji przedsięwzięcia.
Decyzja ze stycznia 2020 powinna uzależniać uruchomienie nowego wydobycia od wybudowania odpowiednio skutecznego ekranu i od niezależnego potwierdzenia jego skuteczności.
Dodatkowo decyzja RDOŚ potwierdza, iż w latach 2015-2019 nacięto uskok, który częściowo uszczelniał i zmniejszał przepływ i otworzono drogę do dodatkowego wypływu wód od strony czeskiej:
„Taką rolę tego uskoku potwierdzają również obserwacje obniżenia zwierciadła wody w piezometrach wspólnej polsko-czeskiej sieci monitoringu wód podziemnych w okresie 2015-2019, zaistniałych po nacięciu tego uskoku robotami eksploatacyjnymi. … Należy uznać za zasadne budowę ekranu przeciwfiltracyjnego zastępującego nacięty odcinek uskoku południowego.”
Dla osób, które znają się na tym zagadnieniu jest to przyznanie, że nadzór górniczy zaakceptował naruszenie przepisów gdyż zezwolił na to, by w okresie 2015 a 2019 naruszono po stronie polskiej naturalną izolację od utworów wodonośnych jakie są po stronie czeskiej.
Nowy ekran przeciwfiltracyjny o długości 1100 metrów ma tylko ratować sytuację po błędzie popełnionym przed 2015 rokiem, ale nie jest to kompleksowe rozwiązanie. Ekran w koncepcji wg decyzji z 2020 to tylko „plaster” zmniejszający skalę zagrożenia dla strony czeskiej.
Sprawę jeszcze bardziej komplikuje pozwolenie wodno-prawne wydane 2 września 2013 i obowiązujące do 1 września 2033.
Organy administracji poprzez akceptację pozwolenia wodno-prawnego na odwadnianie kopalni zaakceptowały aż do roku 2033 działanie kopalni. Jednakże jeśli w roku 2015-2019 nacięto uskok i otworzono nową drogę ucieczki wody to fakt ten powinien spowodować z urzędu wszczęcie procedury nowego pozwolenia wodno-prawnego.
A tego nie ma – zatem można wręcz postawić tezę, iż pobieranie wody ze strony czeskiej jest wprost nielegalne na mocy Prawa wodnego – powinna być od razu w 2015 wykonana procedura OOŚ i dokonana zmiana tego pozwolenia wodnoprawnego (równolegle z procedurą oceny oddziaływania dla samej kopalni).
Od kiedy mierzyć wypływ wody?
Podstawowy prawny błąd w decyzji RDOŚ popełniono także ustalając poziom odniesienia na roku 2015: „Z tego względu w Raporcie prognozowane były dalsze wpływy w odniesieniu do stanu z 2015 r. (umownie wyjściowego) i tutejszy organ uznaje to za zasadne.”
Tu jest dziura prawna albowiem poziomem odniesienia powinna być sytuacja z roku 1940 tj. sprzed rozpoczęcia eksploatacji na tym złożu. Od roku 1940 następowało znaczące podsuszanie górotworu po stronie czeskiej, ale początkowo było ono niewielkie.
Powiedzmy iż w roku 1940 była równowaga i np. po stronie czeskiej w górotworze była pojemność X mln m3 wody z czego w okresach suszy ilość zgromadzonej wody spadała o np. 0,3*X mln m3 do poziomu 0,7 * X mln m3. Strona czeka ma prawo domagać się przywrócenia takiego stanu rzeczy.
Po rozpoczęciu wydobycia tak czy inaczej poziom zgromadzonej wody w górotworze po stronie czeskiej w roku 2015 był powiedzmy już tylko 0,6*X mln m3 bo do roku 2015 istniejąca kopalnia obniżyła częściowo poziom w tym zbiorniku podziemnym po stronie czeskiej. O ile kopalnia przez 70 lat obniżyła poziom w wody w Czechach? To można by wyliczyć mając dokumenty niemieckie z roku 1940 i mając pełny model hydrogeologiczny także obejmujący skały zbiornika w górotworze po stronie czeskiej.
Możemy np. stwierdzić, gdyby były takie badania, że z powodu zmian klimatu są okresy gdy ilość wody w górotworze po stronie czeskiej spada nie 0,3 X mln m3 ale o 0,45 mln m3 z powodu okresów suszy. Górotwór po stronie czeskiej jest potężnym zbiornikiem wody służącym nie tylko regionowi ale pozwalający także na stałe wspomaganie zasilania rzek idących na południe.
Zatem skumulowane działanie i kopalni i zmiana klimatu znacząco pogorszyło sytuację po stronie czeskiej. Nowe przepisy unijne nakazują także przeprowadzenie oceny jak narastające zmiany klimatu kumulują się z oddziaływaniem podmiotu, który chce realizować nową inwestycję.
Oczywiście podane liczby są przykładowe gdyż de facto autorzy raportu OOŚ powinni to wszystko wyliczyć i ocenić, ale w odniesieniu do poziomu sprzed rozpoczęcia wydobycia, gdyż Polska nie zagwarantowała sobie w Traktacie Akcesyjnym „immunitetu” na działania sprzed roku 2004.
Koniec kopalni w 2027 r.?
Kluczowym jest sprawa czy w ogóle po roku 2027 jest prawo do derogacji od wymogów ramowej dyrektywy wodnej. Pierwszy cel derogacyjny został wyznaczony w roku 2015 i od tego momentu były i są dwa okresy derogacyjne do roku 2027 – stąd wynika, iż kopalnia miała 12 lat na przygotowanie się do spełnienia celów lub zakończenia działalności. Organizacje społeczne podkreślają, że na dowolne obniżenie poziomu wód podziemnych (okres derogacyjny) powinna wyrazić zgodę i strona czeska, i ewentualnie strona niemiecka a wniosek o działalności do 2044 powinien być w ogóle odrzucony.
Jeśli zostanie stwierdzone naruszenie dyrektywy wodnej, to kopalnia nie będzie miała prawa pracować po roku 2027 chyba, iż całkowicie uszczelni się z każdej strony. Z punktu widzenia ekonomii koszty kopalni wzrosną niebotycznie a energia z tego pojedynczego bloku będzie obłędnie droga.
Dopiero teraz widać, jak mądre były plany inżynierów niemieckich z lat 30.
Polska postawiła się pod ścianą
Konflikt został dodatkowo zaogniony podpisaniem w roku 2014 kontraktu na realizację bloku w Turowie bez jednoczesnego posiadania tego samego dnia koncesji na wydobycie węgla na cały okres działania tego bloku. Przygotowanie raportu środowiskowego dla nowej kopalni trwało długo.
Ocena środowiskowa była gotowa dopiero na początku 2020 r., a koncesja dla PGE w Turowie wygasała w kwietniu 2020. Dlatego też gdy czas naglił, skorzystano z furtki -czyli ustawy z 2018 roku. Dała ona możliwość jednorazowego wydłużania koncesji na sześć lat bez konieczności przygotowania raportu środowiskowego. A potem, pomimo ewidentnych niedociągnięć i błędów w decyzji RDOŚ z roku 2020 wydłużono w dniu 28 kwietnia 2021 koncesję dla kopalni aż do roku 2044.
Strona polska sama postawiła się pod ścianą: wybudowała nowy blok bez posiadania ważnej i pewnej prawnie koncesji na dostawę paliwa dla tego bloku na cały okres jego działania czyli 40 lat.
Gdyby od razu w roku 2014 wraz z budową bloku wybudowano duży, głęboki i odpowiednio szeroki ekran przeciwfiltracyjny i gdyby uzgodniono znaczące przerzuty wody na stronę czeską dla zrekompensowania szkód jakie poniosła ona w przeszłości, to konfliktu by nie było.
Z publicznie dostępnych decyzji administracyjnych i licznych wypowiedzi widać, iż strona czeska odrobiła test ze znajomości prawa unijnego. Wydaje się nielogicznym, iż rząd polski zamiast jak najszybciej poddać się i uznać swoje własne błędy, poszedł w zaparte poprzez ignorowanie realiów techniczno-hydrogeologicznych.
A przecież wiele lat temu Polska miała dobrych specjalistów prawa międzynarodowego i spore doświadczenie w manewrowaniu w gąszczu przepisów.