Ostatnie dni przyniosły w Polsce pierwsze protesty rolników, niezadowolonych z cen, jakie muszą płacić za nawozy. Dostało się krajowym producentom: Grupie Azoty i należącemu do Orlenu Anwilowi. Sypał się saletrzak z rozcinanych worków, a z zakładów Anwilu we Włocławku przez parę godzin nie można było wywieźć produkcji. Zaś 15.10 rolnicy z Agrounii zablokowali tory na granicy z Ukrainą, dokąd nawozy eksportował jeden z pośredników.
Produkcja nawozów jest jednym z najbardziej „gazożernych” procesów. Dotyczy to przede wszystkim nawozów azotowych, typu saletra amonowa i podobne, gdzie koszt gazu to 70% koszów produktu. Zresztą gaz to nie jedyny czynnik cenotwórczy w tym sektorze. Wprowadzone w czerwcu przez UE sankcje na Białoruś to nie tylko ograniczenie przywozu autogazu (LPG), ale też embargo na sole potasu, co przekłada się na cenę nawozów potasowych. W produkcji rolnej to nawet ważniejsze, bo nawozów azotowych raczej jesienią się nie stosuje, a potasowe już tak. Ale wiosna blisko, nawozy kupić trzeba, a patrząc na skok cen nie można się dziwić, że rolnicy stają się nerwowi.
Polscy farmerzy i tak są w lepszej sytuacji, niż ich koledzy po fachu z Zachodu, bo przynajmniej polskie zakład z powodu cen gazu nie zamierzają ograniczać produkcji. Prezes Orlenu Daniel Obajtek wyraźnie zakomunikował, że włocławski Anwil, wytwarzający kilka tysięcy ton na dobę nie będzie produkcji ograniczać.
Tymczasem na Zachodzie od kilku tygodni fabryki chemiczne zwalniają obroty. Najpierw koncern CF Industries zastopował dwa zakłady na Wyspach Brytyjskich. Brytyjczycy z Unii już się wypisali, ale gaz im podrożał, jak na Kontynencie. Potem norweska Yara ograniczyła produkcję w Europie amoniaku – podstawy do chemicznych syntez. Koncern jest w o tyle wygodniej sytuacji, że amoniak może sprowadzać ze swoich zakładów na innych kontynentach. I importuje – z USA, Trynidadu, a nawet Australii. Dzięki temu Yara utrzymała jednak poziom produkcji nawozów w Europie. Produkcję amoniaku ograniczył też Borealis – chemiczna odnoga austriackiego koncernu OMV.
Co ciekawe, wydaje się, że inne niż nawozowy sektory wielkiej chemii cierpią znacząco mniej. Podstawowe tworzywa sztuczne: PP, PE, PET, PCV nie zdrożały w zauważalny sposób.
Jak rosną, to spadną tylko kiedy?
Krajowe ceny nawozów przed tegorocznym wrześniem nie wykazywały nic szczególnego. Co prawda gaz od zeszłego roku drożał, ale ceny nawozów zawierały się w granicach, w jakich wahały się na przestrzeni lat. Dopiero ceny wrześniowe ruszyły zdecydowanie w górę, a w październiku – zgodnie z relacjami rolników – osiągnęły poziom trzykrotni wyższy niż latem. Można pokusić się o spostrzeżenie, że skok był wyjątkowo mocno skorelowany z ceną gazu na rynku spot na TGE. Tak jakby rodzime zakłady azotowe nie miały długoletnich kontraktów, głównie z PGNiG, tylko kupowały na spocie!
Ta okoliczność może być przesłanką za tym, że ceny równie szybko jak wzrosły – spadną, kiedy tylko potanieje gaz. A ten tanieje już od drugiego tygodnia października. Na Zachodzie w stosunku do szczytów potaniał na spocie o połowę. Na TGE ceny również wyraźnie ruszyły się w dół. Jeżeli trend się utrzyma, to prawdopodobnie i nawozy także stanieją.
Rolnicy domagają się wstrzymania eksportu nawozów, tak aby „nie zabrakło ich dla polskich rolników” i żeby „rolników było stać na te nawozy”. Ciekawe ilu z nich spodobałby się zakaz eksportu polskiego mleka zboża czy masła, tak aby ceny w kraju spadły?