Spis treści
Żadnego zamykania nierentownych kopalń – obiecał premier górnikom. Zamiast tego mają być państwowe składy węgla oraz – jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy – ograniczenie importu przy pomocy norm uranu i radu.
– Nie będzie obiecywania gruszek na wierzbie – stwierdził wczoraj premier po spotkaniu z górniczymi związkami zawodowymi. Znalazł w ten sposób najlepsze określenie tego co właśnie robi.
Premier pojechał do Katowic z raportem międzyresortowego zespołu, który pracował nad uzdrowieniem sytuacji w kopalniach. Ale „urobkiem“ zespołu premier nie raczył się pochwalić – dokumentu nie ujawniono, zespół będzie jeszcze nad nim pracował.
– Pobieżna ocena pozwala ocenić go jako dość szczegółowy: zawiera konkrety, liczby. Jako jedną z alternatyw przewidywał likwidację nierentownych kopalni należących do Kompanii Węglowej– powiedziała nam osoba uczestnicząca w spotkaniu.
Ale o tym punkcie po spotkaniu premier-górnicy można mówić górnicy już tylko w czasie przeszłym. Choć wcześniej prezes spółki Mirosław Taras sugerował to rozwiązanie, to Donald Tusk zostawił na Śląsku zapewnienie, że takie „drastyczne” kroki nie będą podejmowane. Sformułowanie o „zamykaniu kopalń“ zostanie z raportu wykreślone.
Zamiast tego do programu dla górnictwa wprowadzone zostaną zapisy o programach naprawczych w nierentownych zakładach KW.
– Nie ma czegoś takiego jak nierentowna kopalnia – zapewniali dziennikarzy Dominik Kolorz z „Solidarności 80“ i Jarosław Grzesik z „Solidarności“, odkrywając w ten sposób nowe prawo ekonomii. Równie dobrze można twierdzić, że nie istnieje nierentowny sklep oraz nierentowne czasopismo.
Czy da się uratować Kompanię Węglową bez zamykania nierentownych kopalń? – Jeśli odczytuję poprawnie intencje premiera, to mówił o niezamykaniu kopalń, ale NIE MÓWIŁ o zamykaniu niektórych pól wydobywczych w kopalniach, w grę wchodzi więc ograniczanie wydobycia z konkretnych ścian i pokładów, które są nierentowne. Np.w kopalni Brzeszcze pole wschodnie jest kompletnie nieopłacalne, ale część zachodnia ma znakomity węgiel i w niej można uruchomić wydobycie z zyskiem – wyjaśnia nam szef Kompanii, Mirosław Taras.
Były prezes giełdowej Bogdanki i współautor jej sukcesu od niedawna kieruje największą spółką węglową. Na wczorajszym spotkaniu z górnikami Tarasa nie było – premier spotkał się z nim dzień wcześniej. – Nie zostałem zaproszony na spotkanie przez Kancelarię Premiera gdyż było to spotkanie z premiera ze związkami – ucina prezes.
Import zły… import zły….
I związkowcom, i Tarasowi bardzo się podoba plan ograniczenia importu węgla. Nie da się tego zrobić wprowadzając cła – o tym decyduje Komisja Europejska. Dlatego rząd chce wprowadzić normy ekologiczne dla węgla. – To dobry pomysł, ponieważ węgiel zza granicy zagraża miejscom pracy w Polsce. Jest też szkodliwy dla zdrowia – ocenia Bogusław Ziętek, przewodniczący „Sierpnia 80”.
W rzeczywistości we wszystkich opracowaniach naukowych czytamy, że rosyjski węgiel ma lepsze parametry, m.in niższe zawartości siarki i popiołów. Dlatego resort gospodarki nieźle się nabiedził w poszukiwaniu „haka”. Normy muszą być bowiem tak skonstruowane żeby zablokować węgiel rosyjski, a nie zaszkodzić polskiemu. Według naszych informacji w grę wchodzi zawartość uranu i radu czyli pierwiastków radioaktywnych. To może być strzał w dziesiątkę. – Hmmm… nie mamy takich danych o naszym węglu, bo nie robiliśmy takich badań – przyznaje jeden z importerów rosyjskiego węgla. – Ale robiliśmy badania na promieniotwórczość i była w normie – zaznacza.
– To lepszy pomysł niż rtęć, o której mówiło się wcześniej, bo rtęć zawiera również polski węgiel – mówi nam menedżer jednej z polskich węglowych spółek. – Ale nie da się rozwiązać problemu importu bez przeanalizowania skąd się wziął.
W zeszłym roku do Polski przyjechało 10,8 mln ton węgla (wydobycie krajowe to 70 mln ton). Ok. 6 mln ton to import z Rosji, co szczególnie kłuje w oczy rząd. Na drugim miejscu są Czechy, a na trzecim… USA.
Problem polega na tym, że ok. połowy importowanego węgla energetycznego to węgiel gruby, sprzedawany indywidualnym odbiorcom. To łakomy kąsek dla firm, bo na węglu tym najlepiej się zarabia. – Nie wiem czy polskie kopalnie są w stanie zastąpić import. Kombajny i strugi, którymi się w Polsce wydobywa węgiel, mielą go na miał. Trzeba by przejść na metodę strzałową, ale to zmniejszy wydajność – pytanie więc, czy to się opłaca – zastanawia się menedżer jednej z górniczych firm.
– Jeśli zostaną wprowadzone normy jakościowe, to okaże się bardzo szybko, że uderzy to w prywatne spółki sprzedające śląski węgiel, często kontrolowane przez związkowców – mówi inny menedżer dobrze znający śląskie stosunki, a dziś zajmujący się importem węgla – Uprawiają one następujący znany proceder – kupują na spocie najtańszy węgiel niskiej jakości (tzw. muł), mieszają go z lepszym, najczęściej importowanym i sprzedają jako lepszy gatunek. Czasami nawet podlewają to olejem opałowym, żeby poprawić wartość opałową. Kupują to głównie ciepłownie, szkoły, szpitale.
Z kolei importerzy często sprowadzają tzw. niesort czyli miał zmieszany z węglem grubym, kamieniem i ziemią. Potem sortują to i sprzedają. Premier ma dostać dwa raporty o patologiach w handlu węglem – jeden od CBŚ, drugi od ABW. Na razie związkowcy oprócz obietnic dostali trochę igrzysk – CBŚ w przeddzień ich spotkania z premierem zatrzymało 10 menedżerów najbardziej znanego dystrybutora importowanego węgla – spółki składywęgla.pl.
Mirosław Taras chwali chwali pomysły rządu. – Koncesjonowanie importu i koncesjonowanie sprzedaży bardzo by pomogło. Nie mam żadnego kaca moralnego związanego z ingerencją w rynek, tak jak Rosjanie nie mają kaca gdy zabraniają przywozu polskiego mięsa do Rosji
Czy ograniczenie importu rzeczywiście poprawi sytuację polskich kopalń? Taras przekonuje, że tak. – Myślę, że sama Kompania może zwiększyć sprzedaż węgla grubego o 2 mln ton, a jest jeszcze 7-8 mln ton miału do zagospodarowania w miejsce miałów rosyjskich, które nie wjadą do Polski.
Państwo wydobędzie, państwo sprzeda
Kolejnym pomysłem rządu na ratowanie branży ma być stworzenie spółki o roboczej nazwie „państwowe składy węgla”, która zajęłaby się handlem detalicznym.
– Będzie ona służyć nie tylko branży górniczej, ale i całemu społeczeństwu – uważa Ziętek. O konieczności uporządkowania tego rynku związkowcy mówią od dłuższego czasu.
W grę wchodzi zarówno utworzenie nowej spółki, jak i powierzenie misji dystrybutora którejś z istniejących spółek. Do tego nadawałby się np. Węglokoks, o którym w zakulisowych rozmowach wspomina się też jako o podmiocie, który mógłby przejąć część długów KW.
Nic z tego nie będzie dopóki państwowe spółki nie nauczą sie pojęcia „renta geograficzna” tzn. że węgiel nie może kosztować tyle samo w całym kraju. Tam gdzie jest łatwy dostęp do tańszego surowca rosyjskiego, np. w Olsztynie, polski węgiel też musi być tańszy – mówi z przekąsem osoba z branży.
Co jeszcze można obiecać?
Międzyrządowy program nie został omówiony ze związkowcami w całości, co oznacza, że potrzebne będą kolejne spotkania. Kolejne spotkanie Tuska ze związkami odbędzie się 23 czerwca.
Czy na każdym z nich premier będzie składał nowe obietnice. Postulatów związkowców jest przecież jeszcze wiele, np. łączenie spółek węglowych z energetycznymi.
W Sejmie jest już zgłoszony przez PO projekt ustawy odraczającej Kompanii spłatę ponad 200 mln zł starych zobowiązań ZUS. Musi go jednak zaopiniować UOKiK.
Donald Tusk nie zaprosił na spotkanie przedstawicieli górniczych spółek prywatnych, osiągających dobre wyniki – lubelskiej Bogdanki i śląskiej Silesii, kupionej przez czeski koncern EPH. To dziwne, bo właśnie ci ludzie mogliby opowiedzieć najwięcej, jak prowadzić zdrową i rentowną firmę górniczą. Ale najwidoczniej takie rady nie są premierowi potrzebne..