Spis treści
Z danych ankietowych, które w czerwcu publikował Urząd Regulacji Energetyki w „Informacji na temat planów inwestycyjnych w nowe moce wytwórcze w latach 2020-2034”, wynikało, że z eksploatacji zostaną w tym czasie wycofane bloki na węgiel kamienny i brunatny o łącznej mocy 16,7 GW.
Zobacz więcej: Cisza po alarmującym raporcie URE
Szybszego tempa dekarbonizacji spodziewa się dr Aleksandra Gawlikowska-Fyk, kierowniczka projektu Elektroenergetyka w Forum Energii. W opublikowanej pod koniec lipca analizie oszacowała, że tylko do 2030 r. z użytkowania zostanie wyłączonych 23,6 GW węglowych mocy.
Kres opłacalności
Jak prognozowała dr Gawlikowska-Fyk, fala kulminacyjna nastąpi po 2025 r., gdy z rynku może zniknąć nawet 8 GW, bo kończą się kontrakty mocowe, których nie będzie można odnowić. Zgodnie z unijnymi przepisami, nie będzie już możliwe wsparcie elektrowni emitujących więcej niż 550 g CO2/kWh (oraz 350 kg/kW/rok) w ramach rynku mocy lub podobnych mechanizmów.
Następna duża fala wycofań mocy (6 GW) przypadnie na lata 2029-2030, kiedy przestaną obowiązywać kontrakty pięcioletnie, zawarte na czwartej aukcji rynku mocy. Pozwalają one na wsparcie modernizowanych jednostek w latach 2024-2028. Z rynku zniknie w tym czasie blisko 6 GW mocy węglowych.
– Trzecia fala nastąpi najpóźniej z końcem 2035 r., kiedy przestaną obowiązywać najdłuższe, 15-letnie kontrakty dla nowych jednostek węglowych. To będzie koniec węgla w Polsce – oceniła dr Gawlikowska-Fyk.
Zatem – jak podkreśliła – bez wsparcia z pieniędzy publicznych, generacja z węgla staje się bardzo niedochodowa. Kres wsparcia wyznaczają limity emisji w rynku mocy, które w połączeniu z wysokimi cenami CO2 spowodują dalszy spadek opłacalności.
– Węglówki mają małą szansę przetrwania na rynku. To lata, w których falami węgiel będzie opuszczał system elektroenergetyczny, a nie rok 2049 zapisany w umowie społecznej z górnikami, wyznaczają rzeczywisty coal phase-out w Polsce – stwierdziła ekspertka Forum Energii.
To już się dzieje
Wyłączanie dużych elektrowni węglowych ruszyło już znacznie wcześniej, bo 1 stycznia 2018 r. Pracę zakończyła wówczas Elektrownia Adamów, należąca do kontrolowanej przez Zygmunta Solorza-Żaka grupy ZE PAK.
Zobacz więcej: Rusza likwidacja elektrowni węglowej Adamów
Siłownia o mocy 600 MW (pięć bloków węglowych o mocy 120 MW każdy) została wybudowana na początku lat 60. ubiegłego wieku. Jej eksploatację można było wydłużyć jeszcze o 3-4 lata, bo na tyle wystarczyłoby jej jeszcze węgla brunatnego wydobywanego w pobliskiej kopalni Adamów.
ZE PAK nie opłacało się jednak na tak krótki czas dostosowywać instalacji do unijnej dyrektywy IED, ograniczającej emisję do atmosfery szkodliwych zanieczyszczeń – dwutlenku siarki, tlenków azotu i pyłów. Elektrownia nie spełniała już także krajowych norm.
– Przyczyn odstawiania mocy węglowych jest wiele i niekoniecznie wynikają z presji klimatycznej. Są to po pierwsze wiek, po drugie stan techniczny elektrowni, po trzecie spadające przychody w związku z tym, że bloki pracują coraz mniejszą liczbę godzin. Po czwarte płaski i mało elastyczny rynek energii, który nie pozwala wytwórcom odbić straty w momentach, kiedy elektrownie są najbardziej potrzebne, czyli gdy nie wieje i nie świeci – wskazała dr Gawlikowska-Fyk.
– Wysoka cena CO2 dodatkowo pogarsza ekonomikę wytwarzania. Wiele elektrowni nie spełnia norm technicznych i środowiskowych – teoretycznie można je dalej modernizować, ale spółkom brakuje pieniędzy na bardzo kosztowne inwestycje. Instytucje finansowe nie chcą angażować swoich środków w projekty węglowe postrzegając je jako wysoko ryzykowne – dodała.
Recykling elektrowni
Według aktualnej strategii ZE PAK ma zakończyć produkcję energii elektrycznej z węgla do 2030 r. Z Adamowa prąd nie płynie już grubo ponad trzy lata, a ZE PAK podjął decyzję o rozbiórce zamkniętego zakładu.
– W pierwszym kroku zidentyfikowaliśmy te składniki majątku, które moglibyśmy wykorzystać w naszych funkcjonujących elektrowniach w Pątnowie i Koninie. Te zasoby zostały zabezpieczone – powiedział portalowi WysokieNapiecie.pl Maciej Nietopiel, wiceprezes ZE PAK.
Natomiast co do możliwości wykorzystania pozostałych składników majątku likwidowanej elektrowni wskazał, że spółka wychodzi z założenia, że nie specjalizuje się w takiej działalności.
– Nie mamy kompetencji, aby zorganizować cały system odzyskiwania, składowania i szukania nabywców, bo to wymagałoby zaangażowania zasobów ludzkich i finansowych, a przede wszystkim wymagałoby dużo czasu – wszak nie wiadomo, kiedy ktoś czegoś będzie potrzebował. Natomiast finalny efekt jest trudny do oszacowania – stwierdził Nietopiel.
– Wychodzimy z założenia, że wykonawca usługi jest w stanie wycenić taki potencjał i uwzględnić go w przedstawionej nam ofercie, dzięki czemu jest ona korzystniejsza. Co do dalszych planów wykorzystania majątku wygaszanych aktywów węglowych będziemy o tym z pewnością informowali – dodał.
W maju 2020 r. ZE PAK zawarł ze spółką MK Explosion niespełna dwuletnią umowę na rozbiórkę Elektrowni Adamów i przygotowanie jej terenu do potencjalnych nowych inwestycji. Możliwe, że powstanie tam blok gazowo-parowy o mocy 400-600 MW, bo zlecono przygotowanie studium wykonalności takiego obiektu.
Co ciekawe, wynagrodzenie ryczałtowe za wykonanie umowy zostało ustalone w formie pieniężnej w wysokości 57,5 mln zł, płatnych przez MK Explosion rzecz ZE PAK. Ustalono, że rozliczenie będzie realizowane przychodami ze sprzedaży złomu, gruzu oraz innych materiałów i urządzeń pochodzących z rozbiórki.
Efektem tej umowy było m.in. widowiskowe wyburzenie 150-metrowego komina, który legł w gruzach w połowie grudnia 2020 r. Ujęcia z tego wydarzenia obiegły media niczym zwiastun początku końca polskiej energetyki węglowej.
Niemniej współpraca ZE PAK z MK Explosion najwyraźniej nie przebiegała zgodnie z oczekiwaniami, gdyż pod koniec kwietnia 2021 r. energetyczna grupa poinformowała o odstąpieniu od umowy z tą firmą „z przyczyn zawinionych, leżących po stronie wykonawcy”.
Jednocześnie ZE PAK informował, że wkrótce uruchomi proces wyłonienia profesjonalnego dostawcy usług rozbiórkowych, który dokończy zadanie. Jak na razie jednak brak dalszych informacji w tym temacie.
Drugie życie
W ostatnich latach w Europie były jednak realizowane projekty związane z demontażem i relokacją niemal kompletnych bloków energetycznych.
Przykładem jest przeniesienie elektrowni węglowej o mocy 320 MW z Voitsberg w Austrii do Canakale w Turcji. Decyzja o jej sprzedaży zapadła po spadku zapotrzebowania na energię elektryczną po globalnym kryzysie finansowym w 2008 r. Finalnie siłownię zamknięto w 2015 r.
Demontaż, relokacja i ponowny montaż m.in. kotłów, turbozespołów, instalacji odsiarczania spalin i elektrofiltrów zajął 16 miesięcy. Łączna masa zdemontowanych urządzeń wyniosła ok. 12 tys. ton, a do ich przewiezienia było potrzebne blisko 700 ciężarówek. W nowej lokalizacji blok zaczął działać w połowie 2018 r.
W realizację tego i kilku innych podobnych przedsięwzięć była zaangażowana polska spółka Pol-Inowex, która specjalizuje się w przenoszeniu maszyn, kompletnych linii technologicznych oraz całych zakładów przemysłowych. Rodzinna firma z Lublina działa od 1991 r. – głównie na rynkach zagranicznych.
Polacy demontują atom
– Przyglądamy się sytuacji w polskiej energetyce, w której systematycznie będą wyłączane z eksploatacji stare bloki energetyczne opalane węglem. W przeszłości realizowaliśmy mały projekt demontażowy w polskiej elektrowni, ale zazwyczaj wyłączane z użytku instalacje są na tyle przestarzałe i wyeksploatowane, że nie mają potencjału do dalszego wykorzystania – powiedział portalowi WysokieNapiecie.pl Bartosz Świderek, wiceprezes spółki Pol-Inowex.
– W Polsce energetyka węglowa będzie stopniowo zamykana, ale w krajach rozwijających się zapotrzebowanie na projekty dotyczące paliw kopalnych wciąż pozostaje bardzo duże. Problemem jest jednak dostęp do kapitału, gdyż banki wycofują się z finansowania inwestycji węglowych. Stąd tego typu projekty są w stanie zrealizować tylko inwestorzy posiadają własne fundusze – dodał.
Obecnie Pol-Inowex realizuje projekt przeniesienia urządzeń z 50-megawatowej elektrociepłowni w Niemczech do Pakistanu. Jednak nawet w tym przypadku wymagało to spełnienia wielu pakistańskich procedur środowiskowych.
– Łatwiej o to w przypadku turbin gazowych – zwłaszcza, że na rynku jest wiele dobrej klasy urządzeń wystawionych na sprzedaż. W październiku tego roku będziemy rozpoczynać zadanie dotyczące relokacji turbiny gazowej z Niemiec do zakładów chemicznych w Nigerii, gdzie będzie ona pełnić funkcję rezerwowego źródła energii elektrycznej – wyjaśnił Świderek.
Na tym nie kończą się jednak ciekawe zlecenia zdobyte przez Pol-Inowex. W maju 2021 r. spółka miała rozpoczynać demontaż 800-megawatowej turbiny parowej i generatora w elektrowni atomowej typu BWR (reaktor wodny wrzący – red.) w Brunsbüttel w Niemczech.
– Przez opóźnienia w zatwierdzeniu przez administrację państwową dokumentacji przygotowanej przez klienta termin ten został przesunięty na maj 2022 r. Jednocześnie startujemy już w postępowaniach dotyczących demontażu kolejnych zamykanych elektrowni atomowych w Niemczech – poinformował Świderek.
W tym przypadku demontowane urządzenia z bloków jądrowych nie mogą już być potem ponownie użyte. Wszystkie muszą trafić do recyklingu, po wypełnianiu skrupulatnych procedur, związanych m.in. napromieniowaniem.
Globalne trendy
Dotąd 50 proc. wykonywanych przez Pol-Inowex zleceń było związanych z branżą energetyczną, czyli demontażem i montażem kotłów, turbin oraz innych urządzeń i instalacji.
Świderek spodziewa się, że postępująca transformacja energetyczna – nie tylko w Unii Europejskiej, ale też w skali globalnej – będzie determinowała utrzymanie takich proporcji lub nawet dalsze zwiększanie udziału sektora energetycznego w portfelu zamówień.
Aktualnie spółka z Lublina zatrudnia blisko 200 osób, a także kilkadziesiąt dodatkowych osób w ramach kooperacji z podwykonawcami.
– Mieliśmy w planach zwiększenie zatrudnienia, ale pandemia spowodowała, że jest mniej chętnych do pracy za granicą. Wydaje się, że jest do dosyć powszechne zjawisko w segmencie relokacji przemysłowej, gdyż obserwujemy taką sytuację również w innych firmach z tej branży – wyjaśnił Świderek.
Spółka utrzymuje portfel zamówień na poziomie ok. 150 mln zł, bo na tyle pozwalają jej siły przerobowe. Głównym zleceniem firmy jest obecnie demontaż instalacji w rafinerii w Szwajcarii.
Zdaniem Świderka, pandemia z pewnością wpłynie na przenoszenie produkcji z Azji bliżej Europy czy USA, ale niekonieczne na rodzime rynki danych koncernów. Przykładowo w przypadku Europy produkcja może być przenoszona do Turcji. Powód to nie tylko ryzyko związane z przerwaniem łańcuchów dostaw, ale też rosnące ceny transportu, zwłaszcza frachtu.
W tej sytuacji Pol-Inowex wraz z kilkoma firmami z innych krajów postanowił założyć stowarzyszenie – Global Industrial Relocation Network, którego członkowie ze sobą kooperują.
– Przykładowo nasza firma może zrealizować demontaż w Niemczech, a nasz partner wykona montaż danej instalacji przemysłowej lub maszyny u klienta w Azji czy Afryce. Obecnie do GIRN należy ok. 100 członków, którzy zatrudniają 5 tys. pracowników w 50 krajach – podsumował wiceprezes Świderek.
Stalowa Wola na walizkach
Warto przypomnieć, że scenariusz demontażu bloku gazowo-parowego i przeniesienie jego urządzeń do do nowej lokalizacji był rozważany w 2016 r. w przypadku Elektrociepłowni Stalowa Wola – po zerwaniu mocno zaawansowanego kontaktu (ok. 83 proc.) na budowę tej inwestycji z generalnym wykonawcą (Abener Energia).
Rozważane były inne lokalizacje o lepszym profilu rynku ciepła, należące udziałowców EC Stalowa Wola: Elektrownia Łagisza w Będzinie (Tauron) oraz warszawska EC Żerań (PGNiG).
Do realizacji tych dość spektakularnych planów nie doszło. Na Żeraniu obecnie dobiega końca trwająca od 2017 r. budowa bloku-gazowo parowego o mocy blisko 500 MW. W Łagiszy wciąż istnieją plany dotyczące budowy jednostki opalanej gazem.
Skomplikowane losy Elektrociepłowni Stalowa Wola, w których wciąż wiele kwestii czeka na rozstrzygnięcie, opisywaliśmy niedawno na łamach portalu WysokieNapiecie.pl w artykule pt. Tauron po raz kolejny chce coś sprzedać. Czy tym razem się uda?