Menu
Patronat honorowy Patronage
  1. Główna
  2. >
  3. Energetyka konwencjonalna
  4. >
  5. Gaz
  6. >
  7. Gazowa dywersyfikacja zmieniła się w dywersyFIKCJĘ

Gazowa dywersyfikacja zmieniła się w dywersyFIKCJĘ

Bezpieczeństwo gazowe kraju ostatnio nie schodzi z ust polityków. Tymczasem absurdalne rozporządzenie blokuje rozwój rynku gazu w Polsce. Gdy ktoś kupuje gaz od niemieckiej firmy, powinien dokupić surowiec od Rosjan, bo musi „dywersyfikować dostawy“.

gazsystem1

Bezpieczeństwo gazowe kraju ostatnio nie schodzi z ust polityków. Tymczasem absurdalne rozporządzenie blokuje rozwój rynku gazu w Polsce. Gdy ktoś kupuje gaz od niemieckiej firmy, powinien dokupić surowiec od Rosjan, bo musi „dywersyfikować dostawy“.

Historia ta należy do gatunku oper biurokratycznych z rozpisanymi na głosy urzędniczymi ariami pod zbiorczym tytułem „wszyscy wiemy, że to głupie, ale nic się nie da zrobić“.

Zaczęła się w 2000 r. gdy rząd Jerzego Buzka pracował nad gazociągiem norweskim. Miał połączyć port w Świnoujściu z norweskimi złożami gazu, zapewniając naszemu krajowi długoterminową niezależność od rosyjskiego gazu.

Ostatecznie następny SLD- owski rząd zrezygnował z budowy gazociągu, ale pozostał po nim bohater niniejszego tekstu – nieszczęsne rozporządzenie, które wtedy w 2000 r. wydawało się potrzebne….

Rozporządzenie ustanawiało zasadę zgodnie z którą każdy importer gazu musiał zdywersyfikować dostawy, tak aby nie uzależniać się wyłącznie od jednego dostawcy. Rozporządzenie ustanawiało też procentowe normy dywersyfikacji, które stopniowo stawały się coraz wyższe.

W latach 2001-2002 z jednego źródła można było przywieźć do Polski 88 proc. gazu. W latach 2010-2014 70 proc. a za rok już tylko 59 proc.

Kiedy rozporządzenie powstało, jedynymi „aktorami” polskiego rynku, dla których rozporządzenie mogło mieć znaczenie byli PGNiG i jego rosyjski partner czyli Gazprom.

PGNIG musi płacić

Wyrok sądu jest ściśle zgodny z prawem, ale zupełnie sprzeczny ze zdrowym rozsądkiem

Przez kilka lat rozporządzenie funkcjonowało na zasadzie „prawo sobie a życie sobie“. PGNIG przedstawiał Urzędowi Regulacji Energetyki certyfikaty pochodzenia gazu np. z Turkmenistanu czy Uzbekistanu. Mógł to być oczywiście również gaz rosyjski, ale w papierach wszystko było w porządku – opowiada osoba znająca sprawę.

Ale od 2007 r. PGNiG stracił  możliwość papierowego rozliczenia się z obowiązku dywersyfikacji i popadł w permanentny spór z URE. Pierwsza sprawa dotyczy rozliczenia obowiązku za 2007 i 2008. Gazowy czempion przekroczył dopuszczalne normy importu z Rosji o całe… 1, 14 proc. w 2007 i 2,76 proc. s 2008 r.

Sprawa  skończyła się nieprawomocnym wyrokiem sądu w lutym 2014 (sic!).

PGNiG domagał się aby uwzględnić, że część gazu kupuje w UE. Ale przegrał sprawę.

Wyrok sądu jest ściśle zgodny z prawem, ale zupełnie sprzeczny ze zdrowym rozsądkiem. Wynika z niego bowiem bowiem absurdalny wniosek – nawet gdyby PGNiG  sprowadzał 50 proc. gazu z UE, a 50 proc. z Rosji – to i tak nie dopełniłby obowiązku dywersyfikacyjnego.

Przywóz gazu z Niemiec nie jest bowiem „importem“ lecz „wewnątrzwspólnotową dostawą towarów“ i jako taki nie jest w ogóle brany pod uwagę.

Za „niewypełnienie obowiązku“ PGNiG ma zapłacić 1,5 mln zł kary.

W kolejce czeka kilka kolejnych spraw.

Blokada gazu z Niemiec

Dla gazowego czempiona nieprzestrzeganie gazowego rozporządzenia jest dokuczliwe, ale niezbyt groźne.

Dużo gorzej mają firmy, które samodzielnie próbują kupować gaz za granicą.

Od jakiegoś czasu funkcjonuje tzw.wirtualny rewers na gazociągu jamalskim. Działa to np. tak: niemiecka firma kupuje gaz od Gazpromu i dokonuje odprawy celnej. Polska spółka kupuje gaz od niemieckiej, ale fizycznie odbiera go na granicy polsko – białoruskiej.

Teoretycznie jest to proste jak rurociąg, ale tu znowu wkracza rozporządzenie dywersyfikacyjne. Ktoś może 100 proc. gazu kupować od firmy niemieckiej, ale i tak podpada pod ten nieszczęsny akt.

Urząd Regulacji Energetyki uznał bowiem, że skoro gaz przychodzi z jednego źródła – czyli Rosji, to obowiązek dywersyfikacyjny nie będzie spełniony.  „Bez znaczenia jest fakt, że stroną zbywającą gaz jest spółka zarejestrowana w kraju UE“ – czytamy w stanowisku URE przesłanym jednej z firm próbującej kupić gaz od zachodnich partnerów.

Dla URE nie liczy się nawet to, że niemiecka firma dokonała odprawy gazu i został on wprowadzony na unijny obszar celny.

Co innego zdaniem URE byłoby gdyby rewers nie był wirtualny, ale fizyczny – czyli  gaz popłynął do Polski z Niemiec – wówczas wszystko byłoby w porządku.

W praktyce różnica jest żadna – z Niemiec może popłynąć równie dobrze ten sam gaz rosyjski.

URE wszczął postępowanie w sumie przeciwko czterem firmom, które nie dopełniły rytuału dywersyfikacji.

Urzędnicy wiedzą, że to głupie

 Na dobro urzędu trzeba zapisać, że świetnie zdaje sobie sprawę z absurdalności rozporządzenia. Trzykrotnie zwracał się do Ministerstwa Gospodarki z propozycjami jego zmiany. „Niedostosowanie rozporządzenia o dywersyfikacji do aktualnego stanu prawnego i faktycznego może stanowić przeszkodę dla skutecznej weryfikacji rzeczywistej ilości importowanego gazu ziemnego.

Należy także zwrócić uwagę na fakt, że gaz ziemny pochodzący fizycznie z różnych krajów może być kupowany za pośrednictwem giełdy, w związku z czym nie ma możliwości jednoznacznego ustalenia pochodzenia tego gazu w świetle kryteriów ustalonych w rozporządzeniu o dywersyfikacji. Obecnie taki gaz trafia również do Polski“ – napisała nam rzeczniczka URE Agnieszka Głośniewska.

Urzędnicy przyznają nam rację i obiecują zmiany, ale potem nic się nie dzieje

Ale Ministerstwo Gospodarki nie podjęło żadnej inicjatywy w tej sprawie. – Na spotkaniach (ostatnie było w lutym) urzędnicy przyznają nam rację i obiecują zmiany, ale potem nic się nie dzieje – mówi menedżer jednej z firm energetycznych.

Prawdopodobnie boją się zadymy politycznej – oczywiście PiS nie omieszkałby walić w rząd, że zwiększa gazowe uzależnienie od Rosji.

Zresztą zmianę musiałby i tak zatwierdzić rząd w całości, bo to właśnie Rada Ministrów je wydała w 2000 r.

Terminal LNG też ofiarą…

Rozporządzenie jest na pierwszy rzut oka  sprzeczne z unijnym prawem, choć Sabine Berger, rzeczniczka komisarza ds. energii Guenthera Oettingera nie chce tego kategorycznie przesądzać. – Ta regulacja nie odpowiada podstawowym zasadom funkcjonowania unijnego rynku wewnętrznego. Ale w unijnym prawie energetycznym nie ma przepisów, które by wyraźnie zakazywały tego typu norm – napisała nam.

Dr hab. Mariusz Swora, były prezes URE, prawnik z Uniwersytetu Jagiellońskiego, przyznaje,  że w obecnych warunkach rynkowych rozporządzenie dywersyfikacyjne nie ma sensu.

Dywersyfikacja jest nadal potrzebna, ale samo rozporządzenie jest szkodliwe w obecnych warunkach rynkowych i jeśli się nie zmieni,  to w przyszłości dostarczy kolejnych kłopotów – ostrzega

A kłopoty te mogą się pojawić bardzo szybko. Już za rok ma zostać oddany terminal LNG w Świnoujściu. Kontrakty na dostawę skroplonego gazu można zawierać już teraz.

Teoretycznia każda firma, która ma koncesję na handel gazem może sobie kupić LNG i przez gazoport przywieźć do kraju. Ale nie więcej niż 59 proc. (tyle gazu zgodnie z rozporządzeniem można zaimportować z jednego źródła w 2015 r.)  Resztę będą musiały dokupić gdzie indziej. Nietrudno sobie wyobrazić gdzie.

Absurd rozporządzenia polega na tym, że na jego gruncie firmy planujące sprowadzające LNG przez gazoport  powinny już dziś zadbać,  by w przyszłości 30 proc. sprzedawanego przez nie gazu pochodziło z Rosji. Czy faktycznie o to nam w Polsce chodzi? – pyta retorycznie Swora.

WysokieNapiecie.pl dotarło do projektu komunikatu KE w sprawie bezpieczeństwa energetycznego. Do sporządzenia dokumentu zobowiązała Komisję Rada Europejska w marcu.

logo ole

Cytowany przez Gazetę Prawną red. Rafał Zasuń o cenach energii elektrycznej.

W Parlamencie Europejskim powstanie wielka koalicja chadeków (EPP) z socjaldemokratami (S&D) – wskazują wstępne wyniki eurowyborów. A więc w Brukseli utrzyma się dotychczasowy kierunek polityki. Co to oznacza dla polskiej gospodarki?

flagi UE
Rynek energii rozwija: