Spis treści
– Realizowane w ciągu ostatnich kilkunastu lat przedsięwzięcia, zarówno związane z budową nowych bloków energetycznych, jak i sieciami przesyłowymi oraz dystrybucyjnymi, nie przełożyły się na zrównoważony rozwój sektora wykonawczego. Mamy nadzieję, kolejna fala inwestycji będzie pod tym względem o wiele łaskawsza – podkreślił w rozmowie z portalem WysokieNapiecie.pl Przemysław Janiszewski, przewodniczący Komitetu Energii w PZPB.
Jak zaznaczył menadżer – w przeszłości związany z takimi spółkami jak Skanska, Siemens, Polimex Mostostal, a ostatnio Colas – transformacja energetyczna Polski może pochłonąć w najbliższych dekadach kilkaset miliardów złotych. Bez stabilnego rynku wykonawczego będzie o wiele trudniej podołać temu wyzwaniu.
Nadzieje i realia
Słowa Janiszewskiego korespondują z opinią Bartłomieja Sosny, eksperta firmy doradczej Spectis. Jego zdaniem, pod względem zrealizowanych zadań budownictwo energetyczne w minionej dekadzie tylko częściowo spełniło oczekiwania branży.
Wprawdzie wiele znaczących zadań zostało zrealizowanych bez większych problemów (np. blok w Elektrowni Kozienice oraz dwa bloki w Elektrowni Opole). Jednak przy kilku projektach pojawiały się różnego typu problemy – poczynając od zmiany generalnego wykonawcy (Stalowa Wola), poprzez projekt przygotowany w oparciu o nierealne założenia biznesowe i technologiczne (Ostrołęka C), a skończywszy na opóźnieniach i niedoszacowanych kosztach (Turów).
– Niewątpliwie, podobnie jak w przypadku budownictwa drogowego po Euro 2012, także w przypadku budownictwa energetycznego wielu wykonawców z programu modernizacji energetyki wyszło mocno poturbowanych, często realizując kontrakty ze stratą finansową. Z pewnością jest do dobry moment aby wyciągnąć z tego wnioski na przyszłość, szczególnie że program transformacji polskiej energetyki dopiero się rozkręca – ocenił Sosna dla portalu WysokieNapiecie.pl.
– Jak wynika z naszych kalkulacji, szacunkowa wartość 170 największych realizowanych i planowanych inwestycji energetyczno-przemysłowych wynosi ponad 250 mld zł, z czego zaledwie 12 proc., czyli 30 mld zł, przypada na zadania w budowie, a blisko 90 proc. na projekty będące na etapie wstępnej koncepcji, planowania lub przetargu. Tak znacząca dysproporcja pomiędzy inwestycjami w budowie i planowanymi świadczy o bardzo dużym potencjale rozwoju rynku – wyjaśnił ekspert.
Całkowite roczne przychody 80 największych wykonawców energetyczno-przemysłowych w Polsce, analizowanych przez Spectis, wyniosły w 2019 r. 32 mld zł, z czego blisko 20 mld zł (ponad 60 proc. przychodów ogółem) przypada na segment szeroko rozumianych inwestycji energetyczno-przemysłowych, czyli bloków energetycznych, spalarni odpadów, elektrociepłowni, kotłowni, specjalistycznych instalacji przemysłowych, odnawialnych źródeł energii oraz sieci przesyłowych.
– Rynek budownictwa energetyczno-przemysłowego nie jest rynkiem bardzo skoncentrowanym. Z grupy 80 analizowanych firm, pięć największych wykonawców posiada blisko 40 proc. rynku, czołowe 10 podmiotów odpowiada za ponad połowę rynku a na 20 wiodących firm przypada dwie-trzecie (67 proc.) rynku – wskazał Sosna.
– W latach 2017-2019 średnia rentowność netto w grupie 80 wykonawców wyniosła 1,3 proc., na co wpłynęły problemy finansowe kilku istotnych wykonawców. Jak wynika z analizy wyników finansowych największych wykonawców, w 2020 r. rentowność netto branży uległa wyraźnej poprawie, osiągając poziom nieco ponad 2 proc. – dodał.
Dr Damian Kaźmierczak, główny ekonomista PZBP, tłumaczy, że budownictwo energetyczne to bardzo wyspecjalizowany i silnie zróżnicowany obszar, ale niezależnie od jego segmentu posiadający wspólny, problematyczny mianownik.
– Mowa tu o trudnym rynku zamówień publicznych i quasi-publicznych. Wiodącą rolę odgrywają w nim zamawiający z udziałem Skarbu Państwa, którzy działają poza reżimem zamówień publicznych i prowadzą proces inwestycyjny w oparciu o własne, często niejasne dla strony wykonawczej, procedury – powiedział nam Kaźmierczak.
W jego opinii, w ostatnich kilku latach stosunkowo duża liczba firm krajowych i zagranicznych, gotowych do realizacji nielicznych projektów energetycznych, sprzyjała utrzymywaniu tzw. rynku zamawiającego.
– Dominowały w nim silnie niezrównoważone kontrakty dyskryminujące generalnych wykonawców, w których brakowało m.in. waloryzacji wynagrodzenia, zaliczkowania robót czy możliwości rozliczania ich mniejszymi etapami. Z kolei przedłużające się procesy odbioru inwestycji utrudniały firmom efektywne zarządzanie płynnością finansową – stwierdził ekonomista.
Przypomnijmy, że w zeszłym roku było głośno o spowodowanych kłopotami finansowymi Tauronu problemami z odbiorem gotowych już odcinków sieci.
Czytaj także: Koronawirus atakuje sieci energetyczne
Ryzyko duże, chętnych mało
Jak podkreślił Przemysław Janiszewski, klienci w energetyce mają różne podejścia do prowadzenia zamówień. Opracowywany Kodeks ma pozwolić na większą unifikację modelu współpracy na linii wykonawca – inwestor.
Dlatego istotne jest zaangażowanie w prace nad nim ze strony Polskiego Towarzystwa Przesyłu i Rozdziału Energii Elektrycznej, a także Izby Gospodarczej Energetyki i Ochrony Środowiska, czyli organizacji, w których zrzeszone są również największe grupy energetyczne.
Obowiązujące od 2021 r. nowe Prawo zamówień publicznych zmienia na lepsze wiele aspektów dotyczących równoważenia ryzyka. Trzeba jednak pamiętać, że dużą część prac grupy energetyczne kontraktują w ramach zamówień sektorowych, które pozwalają swobodniej kształtować warunki przetargów i nakładają mniej obowiązków na zamawiającego.
– Skupiamy się na równoważeniu ryzyka pomiędzy zamawiającymi a wykonawcami. Ten aspekt ma kluczowe znaczenie dla tego, aby inwestycje były tańsze i lepsze jakościowo. Chcemy likwidować bariery komunikacyjne, jak i te hamujące rozwój rynku, m.in. z powodu zbyt wygórowanych wymagań finansowych czy referencyjnych w przetargach, których nie są w stanie spełnić małe i średnie firmy – wyjaśnił Janiszewski.
Budowlańcy chcieliby też, aby w energetyce upowszechnił się dialog techniczny przy prowadzeniu większych inwestycji. Dobre przygotowanie założeń to kluczowa kwestia dla jej powodzenia przedsięwzięcia – zarówno pod względem dotrzymania terminu, jak i budżetu.
Brak takiego dialogu sprawia, że do bardziej wymagających przetargów podchodzi mała liczba wykonawców, czasami tylko jeden lub dwóch. Takie sytuacje widzieliśmy w przypadku postępowań na budowę bloków energetycznych. Przykładowo do realizacji jednostek gazowych o łącznej mocy 1400 MW w Elektrowni Dolna Odra zgłosiło się tylko konsorcjum spółek Polimex Mostostal i General Electric.
Inne zjawisko, którego świadkami byliśmy w minionych latach, to decyzje dotyczące anulowania przetargów z powodu zmian koncepcji realizacji przedsięwzięcia. Tu przykładem jest projekt w Puławach, który niedawno obszernie analizowaliśmy na naszych łamach w tekście pt. Ostatnia węglowa inwestycja polskiej energetyki przeprasza się z gazem.
– Uczestnictwo w takich postępowaniach i przygotowywanie ofert to koszty liczone w setkach tysięcy złotych, a nawet milionach złotych. To powoduje, że z tego rynku wycofują się gracze, w tym duże i sprawdzone firmy, które nie akceptują nieprzewidywalności i wysokiego poziomu ryzyka – mówi Janiszewski.
– Chcemy, żeby Kodeks stopniowo rozszerzał swoje oddziaływanie na wszystkie segmenty budownictwa energetycznego, również na odnawialne źródła energii. Transformacja energetyczna Polski może pochłonąć w najbliższych dekadach kilkaset miliardów złotych. Bez stabilnego rynku wykonawczego będzie o wiele trudniej podołać temu wyzwaniu. Liczymy, że po rozwiązania z Kodeksu będą chcieli sięgać również inwestorzy prywatni – dodał.
Janiszewski poinformował, że zakończyły się już prace w grupach roboczych i ustalone rozwiązania w spójny dokument porządkują jeszcze prawnicy. W jego ocenie, w ciągu miesiąca może on zostać formalnie przyjęty, a następnie wdrożony u zamawiających.
– Mamy nadzieję, że nasz Kodeks odniesie sukces podobny do tego, który został opracowany dla sektora gazowego, który został opracowany w ramach działań Izby Gospodarczej Gazownictwa – podsumował.
Gazownicy byli szybsi
Wspomniany przez niego „Kodeks Dobrych Praktyk w relacjach Inwestor – Wykonawca w branży gazowniczej” został jednogłośnie uchwalony pod koniec listopada 2019 r. przez zarząd IGG. Na początku stycznia 2020 r. przyjęły go spółki z Grupy Kapitałowej PGNiG. Z Kodeksem można zapoznać się na stronie Izby.
Z inicjatywą jego stworzenia wyszedł w 2018 r. Marcin Tadeusiak, prezes spółki JT, czyli jednego z głównych budowniczych gazociągów w Polsce, a także członek zarządu IGG.
Jak wskazał Tadeusiak w rozmowie z portalem WysokieNapiecie.pl, złe doświadczenia z przeszłości kumulowały się w zapisach umownych, które zabezpieczały inwestora na wszelkie możliwe sposoby, przenosząc duży poziom ryzyka na wykonawców.
– Udało nakłonić do rozmów szerokie grono przedstawicieli wykonawców oraz zamawiających, czyli Gaz-Systemu, spółek z grupy PGNiG, a także dostawców i instytucji państwowych. Właśnie to szerokie poparcie ułatwiło prace nad Kodeksem – podkreślił Tadeusiak.
Kluczowe było wyrównanie stanu wiedzy pomiędzy dwoma stronami, które w praktyce było wzajemnym szkoleniem. Pomógł w tym również udział zewnętrznych ekspertów, m.in. ze Stowarzyszenia Inżynierów, Doradców i Rzeczoznawców, International Project Management Association Polska (IPMA Polska) oraz Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa.
Ponadto dla usprawnienia prac zatrudniono facylitatora, który nie był zaangażowany po żadnej ze stron. Stopniowo definiowano kluczowe pojęcia, wskazywano uciążliwości w relacjach na linii wykonawca – zamawiający, by potem przejść do „sfery marzeń”, czyli tego, jak mogłyby wyglądać idealne relacje.
– Prace nad Kodeksem trwały pół roku, a ich efektem były rekomendacje, a nie sztywne zapisy, co dla podmiotów publicznych, mających własne praktyki i regulaminy, mogłoby być trudne do zaakceptowania. Ponadto udało nam się opracować matrycę ryzyk dla kontraktów w formule „buduj”, która równoważy podział ryzyka pomiędzy inwestorem a wykonawcą – wyjaśnił Tadeusiak.
Dodał, że pewnym przełomem w pracach nad Kodeksem było zaproszenie przedstawicieli branży finansowej i ubezpieczeniowej. Ich perspektywa uświadomiła zamawiającym, że nadmierne kumulowanie ryzyka po stronie wykonawczej odbija się na kosztach ubezpieczeń i kredytów, który wykonawcy muszą wyceniać w kontraktach, co podnosi wartość inwestycji.
– Uwaga publiczna skupia się przede wszystkim na budowie najważniejszych gazociągów systemowych. Musimy jednak pamiętać też o małych i średnich firmach, które realizują kontrakty warte kilkaset tysięcy czy kilka milionów złotych. To one zazwyczaj mierzą się w codziennej działalności z trudnościami finansowymi czy kadrowymi – podkreślił Tadeusiak.
Jego zdaniem, Kodeks przyczynił się do większego dialogu w branży. Choć nie został formalnie przyjęty przez Gaz-System, to jednak na przetargach na GIPL (połączenie międzysystemowe Polska – Litwa) czy lądową część Baltic Pipe wprowadzono nowe elementy konsultacji z wykonawcami, a także mechanizmy weryfikowania (audyty) potencjału wykonawczego firm.
Niedawno zarząd IGG podjął decyzję o kontynuacji prac Zespołu Kodeksu Dobrych Praktyk. Mają one dotyczyć rozszerzenia zbioru zasad i rekomendacji o postulaty przedstawicieli producentów, dostawców, nadzoru inwestycyjnego i biur projektowych. Ponadto ma on zostać zaktualizowany o kwestie dotyczące cyfryzacji branży, czego potrzebę mocno uświadomiły realia pracy w czasie pandemii.
Obecnie Marcin Tadeusiak wykorzystuje swoje doświadczenie uczestnicząc w pracach nad Kodeksem, który PZPB przygotowuje dla inwestycji energetycznych.
– To ważne, aby odpowiednio spożytkować kapitał społeczny i rozszerzać dialog na kolejne sektory budownictwa. Tak, aby projekty infrastrukturalne przyczyniały się do zrównoważonego rozwoju branży budowlanej – podsumował.
Energetycy są na „tak”
Jako pozytywnie perspektywy związane z energetycznym Kodeksem ocenili dla nas przedstawiciele kluczowych organizacji branżowych, biorących udział w jego przygotowaniu po stronie zamawiających.
Bogdan Pilch, dyrektor generalny Izby Gospodarczej Energetyki i Ochrony Środowiska, zgadza się, że jednoznaczne interpretowanie zapisów kontraktowych zarówno przez zamawiających, jak i wykonawców jest kluczowe dla skutecznej realizacji zadań dotyczących bezpieczeństwa energetycznego kraju.
– Trudny okres pandemii COVID-19 dodatkowo uwidocznił szereg problemów, których częstym skutkiem były i są trudności finansowe wielu firm, w tym często związane z utrzymaniem płynności finansowej – przekazał nam Pilch.
Dodał, że Kodeks ma wyjść naprzeciw oczekiwaniom stworzenia zapisów akceptowalnych przez wszystkie strony, których nie uwzględniają obowiązujące przepisy, a w szczególności znowelizowane Prawo zamówień publicznych.
– Obecnie przygotowywany dokument dotyczy inwestycji liniowych, ale jestem przekonany, że w przyszłości szybko i łatwo zostanie on zaadaptowany na potrzeby projektów dla całego sektora budownictwa energetycznego – ocenił.
Natomiast Wojciech Tabiś, dyrektor biura Polskiego Towarzystwa Przesyłu i Rozdziału Energii Elektrycznej, wskazał, że Towarzystwo zakłada wydanie rekomendacji do stosowania Kodeksu, a finalna decyzja będzie należał do poszczególnych operatorów sieci elektroenergetycznej.
– Zakładamy, że zapisy Kodeksu sprawią, że relacje inwestor – wykonawca będą bardziej przejrzyste i jednoznaczne. Dzięki wskazanym w nim ryzykom, na jaki narażony jest proces budowlany, każda ze stron będzie mogła lepiej planować poszczególne etapy realizacji przedsięwzięć – wskazał Tabiś.
– W ubiegłym roku poziom nakładów inwestycyjnych największych operatorów sieci wyniósł prawie 8,7 mld zł. Pokazuje to jak wiele zadań realizowanych jest na sieci elektroenergetycznej. Stąd każde działanie, które w jakikolwiek sposób może pomóc przeprowadzić prace szybciej, skutecznie i efektywnej, jest pożądane – dodał.
Budować, ale kim?
Zdaniem dr Damiana Kaźmierczaka z PZPB, ogromne projekty nakierowane na energetyczną transformację naszej gospodarki wpływają na poprawę dialogu z zamawiającymi, którzy bez odpowiedniego zaplecza wykonawczego mogą obawiać się fiaska ambitnych planów.
Tymczasem przed branżą budowlaną rośnie coraz większe wyzwanie w postaci ograniczonych zasobów wykwalifikowanej kadry, który stał się już problemem strukturalnym.
Ekonomista prognozuje również, że mniejsze firmy z polskim kapitałem mogą spodziewać się ostrej konkurencji ze strony zagranicznych podmiotów, które będą chciały uczestniczyć w transformacji polskiej energetyki. Z drugiej strony rodzime firmy będą mogły pozyskać nowe kompetencje, jeśli będą tworzyć z takimi graczami układy konsorcjalne lub zostaną ich podwykonawcami w zakresie kluczowych robót.
– Otwarcie rynku energetyki dla nowych wykonawców z zagranicy jest nie lada wyzwaniem dla zamawiających. Z jednej strony muszą oni w stosunkowo krótkim czasie zadbać o zwiększenie potencjału wykonawczego, który obecnie wydaje się niedostateczny w stosunku do potrzeb. Z drugiej strony nie wolno im wpuszczać na rynek nowych wykonawców bez odpowiedniego potencjału technicznego, organizacyjnego i finansowego. Te warunki muszą zostać spełnione, jeśli mają się one podejmować realizacji trudnych przedsięwzięć – podsumował Kaźmierczak.