Spis treści
Przypomnijmy, że według planu resortu aktywów Narodowa Agencja Bezpieczeństwa Energetycznego ma przejąć kilkadziesiąt węglowych bloków należących dziś do PGE, Enei oraz Tauronu. W sumie bloki te odpowiadają dziś za 55 proc. produkcji prądu w Polsce. PGE, Enea i Tauron mają wskazać po jednej spółce „wokół której dokonają integracji swych aktywów związanych z wytwarzaniem energii elektrycznej z węgla” – to cytat z komunikatu MAP. Następnie Skarb Państwa, po wycenie, kupi od nich udziały w tych podmiotach.
Wpisanie do programu prac nie przesądza absolutnie niczego, annały KPRM pełne są projektów zarzuconych, albo takich które ślimaczyły się niemiłosiernie. A mimo to przez miesiąc MAP nie zdołał zdobyć wpisu w tabelce prac programowych. To znaczy, że w samym rządzie pomysł natrafił na sprzeciw.
Według nieoficjalnych informacji portalu WysokieNapiecie.pl, które potwierdziliśmy w kilku źródłach, z dużą rezerwą odnosi się do niego minister klimatu i środowiska Michał Kurtyka. Nie słychać też żadnych słów poparcia dla NABE od pełnomocnika rządu ds. infrastruktury energetycznej Piotra Naimskiego, który nadzoruje Polskie Sieci Elektroenergetyczne – najważniejszy podmiot odpowiedzialny „na pierwszej linii” za bezpieczeństwo energetyczne naszego kraju. Same PSE według naszych źródeł też patrzy na koncepcję NABE bez entuzjazmu. Ministerstwo Energii i PSE negocjowało z Komisją Europejską własną koncepcję utrzymania elektrowni węglowych, które są potrzebne w systemie po 2025 r. Jest ona dużo prostsza niż NABE.
Czytaj także: Sekretne negocjacje Warszawy z Brukselą. Jak bezpiecznie zamknąć elektrownie węglowe?
Ene, due, NABE
Najważniejsze uzasadnienie jakie podawane jest dla powstania NABE, to zdjęcie z państwowych, giełdowych spółek ciężaru aktywów węglowych, które stały się „Czarnym Piotrusiem”. Elektrownie węglowe będą przynosić coraz większe straty, z powodu szybujących cen uprawnień do emisji CO2. W dodatku banki i inne instytucje finansowe coraz niechętniej udzielają pożyczek podmiotom „uwikłanym w węgiel”.
Czytaj także: Plusy i minusy Narodowej Agencji Bezpieczeństwa Energetycznego
Odcięcie węgla, razem z zaciągniętym na elektrownie węglowe długiem, sięgającym co najmniej 20 mld zł pozwoliłoby spółkom energetycznym na nowe inwestycje w odnawialne źródła energii, sieci energetyczne i nowe technologie. MAP nie ukrywał też wcześniej, że po powstaniu NABE docelowo miała nastąpić integracja pozostałych spółek wokół PGE. W ten sposób miałyby powstać dwie silne państwowe grupy energetyczne: PKN Orlen-PGNiG-Lotos-Energa oraz PGE-Tauron-Enea.
Jest w tym oczywiście racjonalne jądro, ale przeciwnicy NABE też mają też sporo argumentów. Przede wszystkim proces wydzielania aktywów będzie niemiłosiernie „zamulał” restrukturyzację energetyki. Uzgodnienie warunków z Komisją Europejską i bankami czyli wierzycielami grup energetycznych zajmie wiele miesięcy, a może nawet lat i nie wiadomo jak się skończy.
Związki zawodowe zrzeszające pracowników elektrowni, które maja trafić do NABE bardzo żywo protestują, przede wszystkim przeciw związanej z tym projektem niepewności warunków pracy i płacy. Trudno im się dziwić, bo rząd bardzo oszczędnie gospodaruje kluczowymi informacjami o terminach zamykania poszczególnych elektrowni węglowych. O dziwo, rzadko zgadzające się ze związkowcami organizacje ekologiczne również protestują, bo widzą w tym rządową intrygę, mającą służyć ukrytemu finansowaniu elektrowni węglowych ( MAP nie ukrywa, że NABE będzie korzystać z dotacji, choć nie wiadomo jak wielkich).
Tauron chciał sam
Poligonem doświadczalnym na razie jest Tauron, w którym protesty są najgłośniejsze. Związkowcy z Taurona napisali list do premiera sprzeciwiając się „planom likwidacji grupy”. Ich obawy wzmogła nominacja nowego prezesa Pawła Strączyńskiego, poprzednio wiceszefa PGE. Odebrano to jako zapowiedź połączenia obu spółek. Po spotkaniu z nowym 12 maja związkowcy „Solidarności” oskarżyli Strączyńskiego o „butę i arogancję”. Podobno „podgrzewał atmosferę i prowokował przedstawicieli załogi”.
Sam Strączyński uspokajał, że nie są prowadzone żadne analizy dotyczące konsolidacji spółek energetycznych. Ale jednoznacznie stwierdził, że „wydzielenie aktywów węglowych jest absolutnie niezbędne, oznacza bezpieczeństwo systemu energetycznego i miejsc pracy. NABE będzie dbała o bezpieczeństwo energetyczne i kontrolowane wygaszanie aktywów, a spółki energetyczne – w tym Tauron, jako wicelider rynku i największa firma w południowej Polsce – zajmą się budową nowych źródeł: nisko-, a docelowo zeroemisyjnych.Wydzielenie aktywów węglowych oznacza też dla zadłużonej na ponad 14 mld zł Grupy Tauron odblokowanie możliwości finansowania.
Koncepcja się zmieniła
Tymczasem w marcu 2021 r. Tauron przesłał do Ministerstwa Aktywów Państwowych swoje przemyślenia w sprawie restrukturyzacji. Podpisali się pod nimi związkowcy, (choć bez górniczej spółki Taurona), cle według naszych źródeł z zawartymi tam postulatami zgadzał się także ówczesny zarząd.
Zasiadali w nim wtedy Wojciech Ignacok, Jerzy Topolski i Marek Wadowski. Ignacok krótko potem podał się do dymisji z powodów zdrowotnych. 13 maja podał się do dymisji także długoletni wiceprezes Taurona ds. finansowych, Marek Wadowski. Przez ostatnie lata przy pomocy skomplikowanych manewrów inżynierii finansowej załatwiał spółce finansowanie na nowe inwestycje, co nie było proste, bo Tauron balansował na granicy przekroczenia kowenantów wyznaczonych przez banki.
W piśmie wysłanym w marcu przez związki Taurona nie ukrywano sceptycyzmu w kwestii NABE. Jeden z punktów apelował o analizę ryzyka związanego „z powołaniem podmiotu o tak dominującej pozycji na rynku wytwórczym jakim byłaby NABE skupiająca wszystkie jednostki wytwórcze opalane węglem, co niesie za sobą ryzyko nadużywania pozycji dominującej”.
To jest zresztą jeden z głównych znaków zapytania, w przyszłości także dla Brukseli. W opublikowanej niedawno analizie nt. rynków poszczególnych krajów UE, Komisja Europejska wymienia jako główną barierę właśnie nadmierną koncentrację.
Tauron postulował też aby do NABE przenosić stare bloki węglowe stopniowo. „Przenoszenie majątku węglowego trwale generującego ujemne przepływy finansowe do nabe powinno następować w sposób stopniowy a decyzję w tym zakresie podejmuje spółka wytwórcza albo grupa energetyczna”. NABE pełniła by więc podobną rolę jaką w górnictwie ma Spółka Restrukturyzacji Kopalń. Trafiające do NABE elektrownie nie funkcjonowałyby na rynku, lecz byłyby rezerwą dla systemu energetycznego. Taka koncepcja jest dużo prostsza, zresztą opracował ją poprzedni zarząd PGE.
Czytaj także: Tajna narada w ministerstwie. Jak ratować system energetyczny po 2025 r.?
Można planować zamykanie bez protestów i bez NABE?
W styczniu Tauron jako jedyna spółka energetyczna przyjął harmonogram zamknięcia większości swoich starych bloków węglowych, którym ze względu na unijne przepisy skończy się możliwość zarabiania na rynku mocy. Chodzi o elektrownie m.in. w Jaworznie, i Łaziskach (zamknięcie w latach 2025 – 2028). Kolejna, zbudowana w latach 90 Łagisza zakończyłaby swój żywot w 2035 r. Pozostałaby tylko najnowsza elektrownia Jaworzno.
Uchwała zarządu w tej sprawie nie była publikowana, ale wyciekła do mediów. A jednak perspektywa zamknięcia tych bloków nie spowodowała protestów związkowców. We wspomnianym marcowym dokumencie – liście do MAP piszą o tym, jako czymś co już jest przesądzone i z czym są pogodzeni. Być może to dlatego, że list pisali związkowcy- energetycy, dużo bardziej racjonalni niż ich górniczy koledzy, którzy faktów nie przyjmują do wiadomości.
W sprawie NABE wciąż mamy więcej pytań niż odpowiedzi. I będziemy się kręcić w kółko wiele miesięcy, aż w końcu zarządy spółek energetycznych pójdą w ślady Taurona i zaczną sami wyznaczać harmonogramy zamykania swoich elektrowni węglowych albo kierowania ich do naprędce stworzonej rezerwy. I nagle okaże się, że nie musimy jeść tej NABE. Szkoda tylko kilku milionów wydanych na analizy.