Spis treści
Szybujące ceny CO2 przyprawiają o ból głowy nie tylko energetyków węglowych, ale także hutników. „Financial Times” opisał kilka dni temu problemy huty w rumuńskim mieście Galat, należącej do brytyjskiej Liberty Steel. Firma ta, kontrolowana przez brytyjskiego biznesmena Sanjeeva Guptę popadła w problemy finansowe z powodu bankructwa należącego do niego banku Greensill.
Gupta chciał się „skeszować” jak fachowo mówią finansiści, tj. wyciskał pieniądze skąd tylko się da. Huta w Galacie sprzedała więc w zeszłym roku swoje darmowe uprawnienia do emisji CO2, ale teraz musi rozliczyć produkcję stali tj. kupić odwiednią liczbę uprawnień. W międzyczasie ceny ich ceny poszybowały w górę z 27 euro w połowie roku do 43. Rumuńska huta musi dokupić prawa do emisji za ponad 100 mln euro, których według doniesień brytyjskiej gazety nie ma.
A Liberty Steel wygrała niedawno przetarg na kupno Huty Częstochowa. Syndyk masy upadłościowej sprzedał hutę za 190 mln zł, transakcja ma być rozliczona do końca maja.
Dekarbonizacja u bram!
Sanjeev Gupta padł ofiarą własnych błędów i nietrafionych spekulacji, ale ceny uprawnień do emisji oznaczają transformację w całym przemyśle stalowym. W marcu na konferencji prasowej syn i prawdopodobny spadkobierca hutniczego imperium Lakshmi Mittala, Aditya Mittal przedstawił plany dekarbonizacji europejskich hut grupy do 2050 r. Ogłosił m.in. powstanie programu XCarb, w ramach którego klienci dostaną możliwość kupna stali wyprodukowanej w bezemisyjny sposób. Pytany przez WysokieNapiecie.pl szef europejskich operacji spółki, Gert van Poelvoorde wyjaśnił, że plany dekarbonizacji będą dotyczyć też polskich hut, ale szczegółowego harmonogramu na razie nie ma.
Dziś stal produkowana jest na dwa sposoby. Pierwszy to technologia tzw. łuku elektrycznego, w którym stalowy złom przetapiany jest na nowe wyroby. Łuk elektryczny jest m.in. w Hucie Częstochowa oraz w Hucie Ostrowiec. Drugą technologią są wielkie piece w których stal wytapiania jest z rudy żelaza przy pomocy użyciu koksu. Takie wielkie piece są m.in. w Hucie Katowice. Niestety są jednym ze źródeł emisji CO2, której przy obecnej technologii nie sposób wyeliminować. Według Światowej Organizacji Stali huty odpowiadają za 7-9 proc. światowej emisji CO2.
Ale można ją zmniejszyć. Jak wyjaśnia nam Stefan Dzienniak, szef Hutniczej Izby Przemysłowo-Handlowej i były wiceprezes polskiej spółki ArcelorMittal, hutnicy patrzą z nadzieją na technologię DRI (direct reduced iron). W technologii, używanej głównie na Bliskim Wschodzie, ale także w Chinach używa się gazu ziemnego. Jednak koks także jest niezbędny, choć już w mniejszej ilości. Obecnie zużywa się pół tony koksu na tonę surówki, przy bardzo dobrej technologii można zejść do 300 kg koksu, co oznacza redukcję emisji CO2 o 20 proc.
W technologii DRI powstaje żelazo zwane gąbczastym. Żeby otrzymać stal trzeba je jeszcze odpowiednio potraktować w piecu z łukiem elektrycznym. Co oznacza zwiększone zużycie prądu.
Rządzie, uwolnij wiatraki
Dlatego tania energia jest dla polskich hut coraz ważniejsza. Huty zużywają 5,7 TWh prądu czyli aż 3,5 proc. krajowego zużycia. A hutnicy patrzą z coraz większym niepokojem na rosnące hurtowe ceny prądu, kontrakty na przyszły rok oscylują już wokół 300 zł za MWh. Dodatkowo obciąża ich wprowadzona od stycznia opłata mocowa – cały przemysł energochłonny pokryje ok. 800 mln zł z liczącego 5 mld zł budżetu rynku mocy. Wprawdzie rząd obiecał przemysłowcom pracującym 24 h na dobę ulgę w opłacie, uzgodnił to z Brukselą, ale projekt ustawy utknął gdzieś w korytarzach Ministerstwa Klimatu i Środowiska.
Hutnicy chcieliby inwestować w lądowe wiatraki i obniżyć koszty energii dzięki zawieranym z farmami kontraktom, tzw. PPA. – Lądowa energetyka wiatrowa to jest dojrzała, tania technologia. Huty mogą wybudować wiatraki na pewno taniej niż państwo polskie. – przekonuje Dzienniak.
Wodór? Pewnie tak, ale kiedy?
A co po 2030 r.? Hutnicy wiążą ogromne nadzieje z wodorem. Tani, wytwarzany z OZE wodór ma stopniowo zastępować gaz w hutach opartych o technologię DRI. Najpierw jako domieszka do gazu, a potem jako paliwo główne. Huta oparta o wodór powstaje już w Szwecji, jako pilotażowy projekt. Ale szefowie hutniczych gigantów nie ukrywają, że to pieśń przyszłości. Arcelor Mittal ma taki projekt w Hamburgu, ale Aditya Mittal nie ukrywa, że to będzie „długa podróż”.
– Wokół wodoru jest mnóstwo marketingu. Musimy być realistami – jesteśmy w miejscu, w którym energetyka wiatrowa była 20-30 lat temu – ostrzegał w rozmowie z „Finacial Times” Gert Tuft z niemieckiej firmy Ineos która produkuje 300 tys. ton wodoru rocznie. Stalowy potentat znad Renu, Thyssen Krupp, ocenia koszty przestawienia się na wodór do 2050 r. na 10 mld euro.
ArcelorMittal ocenia, że do zazielenienia 100 mln stali produkowanej dziś w UE potrzebne będzie 400 TWh odnawialnej energii elektrycznej czyli 15 proc. zużycia w UE i 2,5 więcej niż roczne zużycie Polski.
Na razie wodór jest cztery razy droższy od koksu. Ale rosnące w błyskawicznym tempie ceny uprawnień do emisji będą wymuszać na hutach coraz większe budżety na badania zastosowań niskoemisyjnych technologii. Wedle Bloomberg New Energy Finance stal produkowana z wodoru będzie konkurencyjna przy cenie uprawnień sięgającej 50 euro.Analitycy agencji są optymistami – według raportu BNEF wodór może zastąpić koks i gaz już za 10 lat.
Będzie drożej, ale zielono
Pytanie co UE zrobi wówczas ze stalą importowaną, produkowaną ze starych technologii w Rosji, Chinach, na Ukraine czy Indiach. Wprawdzie na stole leży pomysł specjalnego klimatycznego podatku importowego, ale budzi on ogromne kontrowersje wśród największych partnerów handlowych UE. Niedawno przed jego wprowadzeniem przestrzegł unijnych partnerów pełnomocnik prezydenta Bidena ds. negocjacji klimatycznych, John Kerry.
Ale nacisk na produkcję „zielonej stali” jest też oddolny. Są już pierwsze przypadki, w których producenci samochodów chcieli aby używana przez nich do produkcji aut stal była bezemisyjna. Hutnicy chcieliby więc wprowadzenia systemu gwarancji pochodzenia dla „zielonej” stali. To wydaje się bardziej prawdopodobne niż podatek importowy, którego konstrukcja będzie trudna, a obawa przed wojnami handlowymi wywołuje ostrożność krajów UE żyjących z eksportu, jak Niemcy, czy Skandynawowie.