Robert Murray zwany „węglowym baronem”, najsłynniejszy górniczy biznesmen USA, nie może pomóc polskiemu rządowi nawet gdyby miał chęć – zmarł w 2020 r. Ale informacja, o tym, że został doradcą polskiego rządu była jedynym żartem w tym tekście. Wszystkie pozostałe są prawdziwe.
Czytaj także: Amerykanin pomoże ratować polskie górnictwo
Jest faktem, że przeciętny polski górnik wydobywa dziesięć razy mniej węgla na godzinę, przy czym Amerykanie wliczają do swoich statystyk również pracowników na powierzchni. Statystyki te są publikowane od kilku lat przez Instytut Gospodarki Surowcami Mineralnymi i Energią Polskiej Akademii Nauk w Krakowie.
Prawdziwe są też opisane w tekście perypetie Murraya, które mogłyby posłużyć za kanwę niezłego serialu.
Sam pomysł z wynajęciem zagranicznego eksperta, który wyjaśniłby naszym górnikom o co chodzi w węglowym biznesie nie miałby sensu – przecież większość związkowców Polskiej Grupy Górniczej w gruncie rzeczy nie interesuje czy spółka ma zyski i jaka jest wydajność. Jeśli ma zyski, należy się podwyżka, jeśli zysków nie ma – należą się subwencje od Skarbu Państwa. W Jastrzębskiej Spółce Węglowej i Bogdance, które weszły na giełdę, mentalność pracowników jest już nieco inna. Widać to było zwłaszcza przy okazji dyskusji w sprawie zamykanej w 2016 r. kopalni „Krupiński” w JSW.
Odpowiedzialność za stan PGG ponoszą także w jakiejś części przedstawiciele polskiej nauki o górnictwie. Skupieni na technice drążenia chodników, wyrobiskach, szybach, górotworach itp. zapomnieli o tym, że wydobycie węgla nie służy wydobyciu węgla, ale jest normalną działalnością gospodarczą, w której obowiązują takie kategorie jak zysk i strata.
Chlubnym wyjątkiem jest wspomniany Instytut w Krakowie, ale jego prace nie przebijają się do polityków. Słuchani są wyłącznie ci naukowcy, którzy mówią jakim to cudownym osiągnięciem technicznym jest polskie górnictwo, które w tak trudnych warunkach wciąż wydostaje węgiel spod ziemi. A cóż naukowców od górnictwa może obchodzić co się dzieje z tym węglem po wydobyciu i dlaczego leży na zwałach?
Czytaj także: Górnictwo przyniosło 4,3 mld zł strat w 2020 roku
Tydzień temu na krakowskiej Akademii Górniczo-Hutniczej odbył się (wirtualnie) Światowy Kongres Górniczy. Uczestniczyło 100 gości z 30 krajów. Obejrzeliśmy m.in prezentację Polskiej Grupy Górniczej, opowiadającą o znakomitych osiągnięciach spółki, która przecież jest technicznym bankrutem. A potem rektor AGH prof. Marek Cała stwierdził, że w PGG, która ma kopalnie liczące ponad 200 lat występują wszystkie niebezpieczeństwa znane inżynierii górniczej. – It’s very hard piece of mining, I have a lot of admiration.
O tym, że ten „hard piece of mining” w wielu kopalniach oznacza wyłącznie „hard piece of loss” i kosztował już podatników miliardy zł, niestety nigdy nie słyszeliśmy wiele od przedstawicieli górniczej nauki. Profesorowie zamknęli się we wnętrzu swojego górotworu i nie chcieli, używając ulubionego określenia byłego wiceministra energii Grzegorza Tobiszowskiego, „stanąć w prawdzie”.