Do tej pory Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej zarejestrował w swoim systemie niemal 265,7 tys. wniosków o dofinansowanie do instalacji fotowoltaicznych w ramach programu Mój prąd.
Mój prąd przyczynił się do powstania 1,5 GW mocy w PV
Łączna moc przydomowych elektrowni słonecznych zbudowanych z nadzieją na dofinansowanie wyniosłą więc w sumie niemal 1,5 GW i w słoneczne dni będzie pokrywać ok. 5% szczytów zapotrzebowania na moc całego kraju .
Chociaż przyjmowanie wniosków zakończyło się 6 grudnia 2020 roku, to pod koniec roku wpływało ich tak wiele (ponad tysiąc dziennie), że do dziś urzędnicy wpisują do systemu ostatnie z nich, składane w formie papierowej. − Do zarejestrowania zostały pojedyncze wnioski od agregatorów (firm współpracujących przy składaniu wniosków), które nie wpłyną znacznie na ostateczną ilość złożonych wniosków – poinformowało portal WysokieNapiecie.pl biuro prasowe funduszu.
Ludzie wciąż wysyłają wnioski
To jednak nie koniec, do funduszu codziennie wpływają kolejne wnioski o dofinansowanie od osób, które zamontowały u siebie instalacje fotowoltaiczne, ale nie zdążyły już z formalnościami przed końcem naboru do programu Mój prąd. − Wnioski, które wpłynęły po terminie są odsyłane w miarę możliwości na bieżąco z informacją o nie przyjęciu wniosku z uwagi na zakończenie naboru – informuje NFOŚiGW.
Aby wszyscy dostali dofinansowanie brakuje jeszcze 200 mln zł
Jednak i te osoby, które złożyły wnioski w terminie, ale nie otrzymały jeszcze dofinansowania – a chodzi w sumie aż o 115 tys. rodzin – nie mają jeszcze pewności czy otrzymają 5000 zł rządowej dotacji do zrealizowanej już inwestycji.
Pomimo wcześniejszego zamknięcia naboru do programu, łączna wartość dotacji, o jaką wnioskowali Polacy, przekroczyła 1,3 mld zł. Tymczasem budżet Mojego prądu wynosił 1 mld zł. Wiedząc o tym, że zostanie przekroczony, Ministerstwo Klimatu i Środowiska, wspólnie z NFOŚiGW, zwiększyło pulę jeszcze przed końcem naboru o 100 mln zł. Jednak i te pieniądze – po podliczeniu ostatnich dni naboru – okazały się niewystarczające. Co zatem z ok. 40 tys. rodzin, dla których pieniędzy może zabraknąć?
− W sprawie wniosków, dla których nie wystarczy środków – tj. po przekroczeniu wypłat w kwocie alokacji 1,1 mld zł – NFOŚiGW podejmie decyzję po określeniu ostatecznej liczby takich wniosków, a to będzie wiadome po rozpoznaniu wszystkich wniosków z uwzględnieniem wniosków odrzuconych i tych, które zostały przekazane do uzupełnienia – poinformował w korespondencji z WysokieNapiecie.pl fundusz. Niemal 1% Polaków, których wnioski wciąż są rozpatrywane, musi więc uzbroić się w cierpliwość.
Koszt instalacji fotowoltaicznej może przesądzić o dofinansowaniu
Jeżeli jednak rząd nie dorzuci dodatkowych 200 mln zł, wówczas o tym kto dostanie dofinansowanie zdecyduje kwota za jaką kupił instalację. Zgodnie z regulaminem Mojego prądu im tańsza, w przeliczeniu na 1 kW mocy zainstalowanej, była instalacja, tym więcej punktów otrzymuje podczas oceny beneficjent. Ta punktacja nie miała do tej pory znaczenia, bo wszyscy, którzy spełnili wszystkie wymogi, otrzymywali dotację. Przyda się jednak jeżeli budżet nie zostanie powiększony. Na maksymalną liczbę punktów (cztery), i tym samym pierwszeństwo w wypłacie dotacji, będą mogły liczyć rodziny, które zapłaciły za instalację poniżej 6 tys. zł/kW. Trzy punkty otrzymają rodziny, które zapłaciły od 6 tys. do 6,5 tys. zł/kW. Dwa punkty otrzymają te, które wydały od 6,5-7 tys. zł/kW, a najmniej (1 pkt.) osoby, które zapłaciły za instalację ponad 7 tys. zł/kW.
To kryterium podziału dotacji nie będzie jednak specjalnie pomocne. Koszty instalacji fotowoltaicznych realizowanych w ramach Mojego prądu w większości okazały się bowiem znacznie niższe niż przewidywał w regulaminie NFOŚiGW. Z danych pierwszych 176 tys. rodzin, które złożyły wnioski na niemal 1 GW mocy w PV, wynika, że przeciętna instalacja realizowana w ramach Mojego prądu miała 5,6 kW mocy i kosztowała 26,2 tys. zł. To daje średnią cenę w wysokości 4,7 tys. zł/kW. Zdecydowana większość potencjalnych beneficjentów dotacji załapie się zatem na najwyżej punktowany próg (do 6 tys. zł/kW).
Jest jednak bardzo prawdopodobne, że rząd nie będzie chciał zatrzeć bardzo dobrego wrażenia, jakie stworzył sukces programu Mój prąd, i dołoży brakujące 200 mln zł, aby każdy, kto złożył prawidłowy wniosek w terminie, otrzymał wsparcie. Szkoda jednak, że ponad 100 tys. rodzin trzyma wciąż w niepewności, która może się ciągnąć jeszcze miesiącami, bo tyle – jak przyznaje sam fundusz – zajmie rozpatrzenie wszystkich wniosków.
Mój prąd 3.0 – mniej na fotowoltaikę, więcej na autokonsumpcję
Rząd trzyma w niepewności także te osoby, które dopiero planują zakup instalacji fotowoltaicznej. Jeszcze w ubiegłym roku politycy obiecali bowiem kontynuację Mojego prądu. Ponad miesiąc po zakończeniu poprzedniej edycji wciąż nie ma jednak decyzji co do ostatecznego kształtu drugiej edycji.
− Ministerstwo Klimatu i Środowiska wraz z Narodowym Funduszem Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej pracują nad kontynuacją programu „Mój Prąd”, obejmującą, poza wsparciem przedsięwzięć związanych z instalacjami fotowoltaicznymi, również włączenie do programu finansowania przydomowych ładowarek elektrycznych – tłumaczy na razie resort. − Opracowywane są także dalsze usprawnienia programu tak, by przyczynił się do wzmocnienia lokalnego wymiaru energetyki przez stworzenie zachęt dla beneficjentów do wykorzystywania rozwiązań hybrydowych, łączących niesterowalne źródła wytwórcze OZE z magazynem energii – poinformowało portal WysokieNapiecie.pl ministerstwo.
Pytani przez nas urzędnicy nieoficjalnie przyznają, że wsparcie do samej fotowoltaiki w ramach Mój prąd 3.0 najprawdopodobniej będzie już niższe, bo rynek instalacyjny się rozkręcił. Rząd będzie za to chciał dopłacać do ładowarek do samochodów elektrycznych, domowych akumulatorów lub – co byłoby znacznie tańsze – akumulatorów ciepłej wody podgrzewanej nadwyżkami energii elektrycznej. Ostateczne decyzje co do kształtu nowej edycji Mojego prądu mogą zostać podane w najbliższych dniach.