Spis treści
Ustawa o wsparciu dla inwestycji w elektrownie wiatrowe na Bałtyku czeka na podpis prezydenta. Głowa państwa ma 21 dni na jej rozpatrzenie, ale decyzja powinna być podjęta szybko.
Od momentu wejścia w życie przepisów spółki zacznie się wyścig z czasem. Spółki, które mają projekty gotowe do pierwszego etapu powinny do 31 marca złożyć wnioski do Urzędu Regulacji Energetyki o zatwierdzenie ich kontraktów różnicowych. Kontrakty mają pozwolić pokryć przez 25 lat różnicę między ceną sprzedaży prądu z morskich wiatraków uwzględniającą koszty budowy, a ceną rynkową w naszym kraju.
Wsparcie będzie kosztować 32 mld zł czyli średnio 1,3 mld zł rocznie, pokryjemy je w rachunkach za prąd w pozycji „opłata OZE”.
W grę wchodzą projekty konsorcjum PGE i duńskiego Orsted, Polenergii i norweskiego Equinora, Orlenu, który na razie występuje solo gdyż nie wybrał zagranicznego partnera. Być może do pierwszej grupy załapią się też mniejsze projekty zagranicznych inwestorów – niemieckiego RWE i francusko-portugalskiego EDPR Engie.
Łącznie moc wiatraków w tej fazie nie może przekroczyć 5,9 GW – to więcej niż największa w Polsce elektrownia węglowa w Bełchatowie.
URE ma maksymalnie 45 dni na rozpatrzenie wniosków spółek. Ale prezes Rafał Gawin nie będzie mógł rozpatrzyć wniosków jeśli Ministerstwo Klimatu i Środowiska nie wyda kluczowych rozporządzeń do ustawy. Dotyczą one m.in. sposobu kalkulacji wsparcia oraz ceny maksymalnej, to drugie musi być wydane w porozumieniu z resortem aktywów państwowych. Prace nad rozporządzeniami trwają.
Potem wnioski trafią do Komisji Europejskiej, która ma zatwierdzić każdy z nich. Bruksela będzie badać czy kontrakty nie dają inwestorom nadmiernej pomocy publicznej, tzw. nadwsparcia.
Zakładając, że dokumenty trafią do urzędników Komisji w kwietniu, będą mieli dwa miesiące na ich rozpatrzenie. Dlaczego? 30 czerwca wchodzi w życie nowa unijna dyrektywa o odnawialnych źródłach energii. Wsparcie dla takich technologii jak morski i lądowy wiatr ma być przyznawane w „konkurencyjny sposób”, czyli poprzez aukcje. Po 30 czerwca Komisja nie będzie miała podstawy prawnej aby zatwierdzić polskie kontrakty.
Wiosną powieje wiatr…. dla urzędników
To wszystko oznacza, że każdy poślizg legislacyjno-biurokratyczny oznacza ryzyko wysypania się niektórych lub nawet wszystkich projektów z pierwszej fazy. Zgodnie z ustawą, wypłata wsparcia dla każdego projektu może nastąpić dopiero po zatwierdzeniu go przez Brukselę.
Dla rządu oznaczałoby to porażkę, nie tylko prestiżową. Projekt budowy morskich farm wiatrowych opóźniłby się, ustawę trzeba by pisać od nowa, nie wiadomo kiedy ruszyłaby pierwsza aukcja.
Tę nerwową końcówkę rząd zafundował sobie i inwestorom na własne życzenie, proces rządowych konsultacji międzyresortowych nad ustawą o offshore ciągnął się dwa lata.
Jakie są szanse, że wszystko zakończy się sukcesem? Wiadomo, że konsultacje całego projektu ustawy z Komisją trwają od dawna, Bruksela według zapewnień urzędników ogólnie dała zielone światło, na pierwszą, nieaukcyjną fazę. Pytanie czy urzędnicy Komisji będą mieli dość czasu żeby gruntownie przejrzeć kontrakty różnicowe zawarte przez polskie spółki czy też uznają, że nie ma to szans. Wówczas staną przed wyborem czy przymknąć oko i pozwolić budować farmy, co do których mogą się pojawić wątpliwości czy też poczekać na 30 czerwca.
Partner na morzu pilnie poszukiwany
Tymczasem na rynku trwają już przygotowania do kolejnej fazy budowy morskich wiatraków, czyli aukcji. Pierwsza z nich ruszy w 2025 r., kolejna dwa lata później. Państwowe spółki szukają partnerów do swoich projektów. W grudniu Tauron poinformował o liście intencyjnym z Ocean Winds ( konsorcjum francuskiego Engie i portugalskiego EDPR). Obie spółki deklarują intencję objęcia 50 proc. udziałów w swoich przyszłych projektach. Jednak pierwszy z nich – morską farmę wiatrową o mocy 400 MW, która niedawno dostała od PSE warunki przyłączenia Ocean Winds będzie rozwijać samo.
Państwowe spółki – PGE, Tauron i Enea podpisały też 18 stycznia list intencyjny w którym deklarują współpracę przy przyszłych projektach i powołanie spółki celowej, która w przyszłości może wystartować w aukcjach. Partnerstwo nie będzie jednak dotyczyć trzech projektów rozwijanych obecnie przez PGE, a nawet wszystkich przyszłych projektów.
Jak wyjaśnia Tauron, list intencyjny w żaden sposób nie przesądza, że państwowe spółki muszą startować razem przy wszystkich projektach gdyż spółka podejmuje „wielowymiarowe działania biznesowe”. Nadal możliwe są więc różne konfiguracje państwowych i prywatnych podmiotów, co zresztą będzie sprzyjać konkurencji przy przygotowaniu projektów do aukc.
Te ostatnie też zresztą nie zasypiają gruszek w popiele. W grudniu hiszpańska Iberdrola kupiła 50 proc. udziałów polskiej spółki Sea Wind, kontrolowanej przez kilku niemieckich biznesmenów. Spółka przygotowała wcześniej projekt farmy wiatrowej w pobliżu Rugii na niemieckim Bałtyku, który też sprzedała Iberdroli.