Spis treści
Do 21 sierpnia biegnie termin konsultacji społecznych zaktualizowanego Polskiego programu energetyki jądrowej. PPEJ to dokument strategiczny, powiązany z Polityką Energetyczną Polski 2040. Jak donosi Ministerstwo Klimatu, aktualizacja PEP2040 ma pojawić się już wkrótce.
Szybciej niż społeczeństwo obywatelskie – zorganizowane w organizacje pozarządowe i stowarzyszenia branżowe – na nową wersję PPEJ zareagowali publicyści, w tym redaktor Rafał Zasuń, na łamach portalu WysokieNapiecie.pl.
Czytaj także: Będziemy budować elektrownie atomowe najszybciej na świecie. Co dwa lata nowy blok
Przy wnikliwej lekturze jego komentarza, okazuje się jednak, że jego głównym zarzutem wobec PPEJ jest fakt, że Program Polskiej Energetyki Jądrowej jasno i bez ogródek omawia kwestię rozwoju … polskiej energetyki jądrowej. Unia Europejska jest zaś porównana do bogatej i kochanej cioci, która z dobroci serca chce nam dołożyć do życia w luksusie.
Może więc trzeba zacząć od początku: transformacja energetyczna Polski to konieczność. 170 miliardów, które Polska może otrzymać z funduszy europejskich na ten cel w formie niskooprocentowanych pożyczek nie sprawią, że będzie ona bardziej “luksusowa”. Nawet bogate i kochane ciocie mogą mieć zresztą interes w tym, żeby łożyć na swoich siostrzeńców i bratanice i nie ma w tym nic złego – dopóki oczekiwania obu stron są jasne.
Unia nie jest bezinteresowna
Transformacja energetyczna pomyślana w Brukseli to projekt, w który włożono ogromny wysiłek koncepcyjny, polityczny i dyplomatyczny, ale myli się ten, kto sądzi, że jej zapisy nie są pomyślane tak, by realizować konkretne interesy. Polsce jako krajowi jest z nimi częściowo bardzo po drodze i nie ma wątpliwości, że unijne fundusze należy od początku do końca spożytkować na rozwój technologii niskoemisyjnych w kraju. Ale częściowo – nie, z tego prostego powodu, że zamysł europejskiej transformacji energetycznej nie do końca uwzględnia pozycje wyjściowe takich gospodarek jak polska, która w skali Europy jest wyjątkowo głęboko uzależniona od opartej na spalaniu węgla energetyki.
Transformacja energetyczna w rozumieniu Brukseli ma za strategiczny cel podnosić penetrację konkretnych technologii w miksach energetycznych. To technologie OZE, czyli słońce i wiatr. Gdyby nadrzędnym celem europejskiej polityki realnie była głęboka dekarbonizacja, wówczas nie byłoby uzasadnienia dla wrzucania niskoemisyjnego atomu do tego samego worka, w którym znalazł się gaz ziemny, czyli do kategorii “paliwa przejściowe”.
To wybór czysto ideowy, bo – powiedzmy to wprost – naszym problemem cywilizacyjnym nie jest kwestia składowania odpadów jądrowych, zwłaszcza w momencie, gdy IV generacja reaktorów dopala je zamykając cykl. Naszym cywilizacyjnym problemem jest kwestia składowania odpadów ze spalania paliw kopalnych w atmosferze, czyli CO2. I owszem, spalanie gazu ziemnego to dla klimatu zysk netto względem spalania węgla, ale wydobycie i przesył gazu, złożonego w 94% z metanu będącego 86-krotnie silniejszym gazem cieplarnianym niż CO2, wiąże się z jego niekontrolowanym uwalnianiem do atmosfery. W USA takie straty szacuje się na nawet 5% wydobycia, co stawia pod znakiem zapytania sens klimatyczny takiego przedsięwzięcia.
Czytaj także: USA na zielonym rozdrożu
Gaz jest przy podnoszeniu penetracji OZE w miksach energetycznych konieczny, ponieważ wbrew temu, co pisze redaktor Zasuń, technologie magazynowania i technologie wodorowe są wciąż w fazach koncepcyjnych i nigdzie nie wdrożono ich jeszcze na szerszą, systemową skalę. Nie rozumiem więc, jak można zarzucać Ministerstwu Klimatu, że nie pragnie opierać przyszłości energetycznej kraju zamieszkanego przez 38 milionów ludzi na “integracji” technologii, których de facto nie “zintegrowano” jeszcze absolutnie nigdzie i które nie wyszły z fazy testów.
Jak pokazuje przykład południowej Australii, gdzie są wspaniałe warunki do rozwoju OZE i ich udział w produkcji energii wzrasta, system wykorzystujący OZE trzeba stabilizować gazem i jasno pokazują to dane o wykorzystaniu poszczególnych źródeł w tym rejonie wyspy. Mało tego, widać to też we Francji, która mając stabilną podstawę systemową w atomie, chce podnosić penetrację OZE i w tym celu będzie – jak wskazuje tamtejsze Ministerstwo ds. Transformacji Ekologicznej – zwiększać swoje zakupy gazu, podnosząc netto emisje CO2 ze swojej energetyki.
Rozproszenie jest niesprawiedliwe
Mam wrażenie, że cały problem z PPEJ, jaki ma redaktor Zasuń zawiera się w dwóch zdaniach: że “energetyka jądrowa jest przestarzała” oraz że przyszłością jest rozproszenie źródeł wytwórczych a nie energetyka zawodowa.
Pierwszy argument – ten o “przestarzałości” – jest niezwykle nośny, ale jest argumentem czysto dialektycznym. Pozyskiwanie energii z wiatru jest dużo starszą technologią niż ta z rozszczepienia jąder atomu. Z wiatrakami walczył już Don Kichot u Cervantesa a żagle do podróży morskich stosowali starożytni. Czy to argument za tym, że od energetyki wiatrowej należy odchodzić? Skąd ta łatwość w pomijaniu faktu, że postęp technologiczny dokonuje się również w energetyce jądrowej? Że pracuje już pierwszy reaktor IV generacji; że jest sposób na recykling paliwa; że Argentyna pracuje nad prototypami małych reaktorów modułowych i że istnieją technologie pozyskiwania uranu z wody morskiej?
Drugi argument – ten o dążeniu do rozproszenia źródeł wytwórczych jest argumentem trafiającym tylko do tych, którzy nie zdają sobie sprawy ze skali potrzeb oraz kosztów społecznych i środowiskowych związanych z wdrożeniem takiego scenariusza.
Po pierwsze, model, w którym każdy obywatel produkuje energię jest z gruntu niesprawiedliwy, bo nie każdy obywatel ma takie możliwości, za to każdy ma potrzebę korzystania z energii elektrycznej. W modelu idealnie rozproszonym, prosumenci są traktowani priorytetowo – wykorzystują system energetyczny jak baterię a na koszty działania tej baterii składa się każdy z nas. Tymczasem Polska to kraj o galopującym wskaźniku ubóstwa energetycznego i jednym z najwyższych w Europie wskaźników obciążenia budżetów domowych kosztami energii. Model idealnie rozproszony do złudzenia przypomina coś, co już znamy: promowanie transportu indywidualnego kosztem połączeń komunikacji zbiorowej. Wiemy, czym się skończyło – 14 milionów osób żyjących w wykluczeniu transportowym to tylko jeden z aspektów ilustrujących skalę stworzonego problemu.
Nie bez znaczenia są też aspekty środowiskowe: im większe rozproszenie źródeł, tym bardziej rozwinięta musi być sieć. Są badania, które pokazują, że przy scenariuszu 100% OZE sieć będzie należało przeskalować co najmniej trzykrotnie. To doprawdy wspaniała perspektywa, w której musimy potroić liczbę linii przesyłowych oplatających kraj i wspierających je słupów. Ile terenów chronionych znajdzie się w oku tych zmian? Ile drzew będzie musiało pójść pod topór? Niemcy osiągnęły już maksymalny stopień penetracji energetyki wiatrowej na lądzie – protesty społeczne sprawiają, że jej rozwój stanął w miejscu. We Francji, list otwarty, w którym duże nazwiska świata nauki apelowały, aby nie szpecić krajobrazu wiatrakami wywołał ogromną dyskusję. Czy koniecznie chcemy powtarzać błędy naszych sąsiadów?
Po drugie, argument z rozproszenia to argument ignorujący podstawowe prawidła wciąż zglobalizowanej gospodarki. Pod Berlinem, powstaje właśnie Megafabryka Tesli – producenta ogniw i światowego giganta w technologiach magazynowania energii. Czym będzie zasilana? Źródłami OZE przede wszystkim, ale nie tylko. Tesla na terenie megafabryki stawia też bowiem … elektrownię gazową. Widocznie opłaca jej się to bardziej niż ciągnąć energię z niemieckiej sieci. Energia z niemieckiej sieci jest droga, istotnym składnikiem ceny są … koszty systemowe, związane z gwałtownym przyrostem niestabilnych OZE w niemieckim systemie a system rabatowy dla przedsiębiorstw to prawdziwa dżungla przepisów. Wykonajmy więc ćwiczenie myślowe i zastanówmy się: czy chcemy funkcjonujący teraz w Polsce przemysł wytwórczy postawić przed podobną decyzją – decyzją o budowie własnych źródeł wytwarzania? Jaka część inwestorów go udźwignie? Jaka część inwestorów do Polski w związku z taką koniecznością nigdy nie trafi?
Partner dojrzały to partner niezależny
I wreszcie coś, co chyba uderzyło mnie najbardziej. Redaktor Zasuń postuluje rozwijanie połączeń transgranicznych i interkonektorów jako środków zapewniających Polsce bezpieczeństwo energetyczne. Ja się głęboko zgadzam z tym postulatem. Interkonektory są istotnym elementem tak partnerstwa we wspólnocie, jak i bezpieczeństwa – i krokiem do większej integracji sieci na kontynencie, co jest dobrym kierunkiem. Dla każdej osoby zajmującej się energetyką jest jednak jasne, że jednym z istotnych elementów bezpieczeństwa energetycznego jest też energetyczna niezależność.
Energię kupuje się od sąsiadów, dopóki oni sami mają nadwyżki. Może jednak nadejść taki dzień, kiedy jej na sprzedaż po prostu nie będzie. Krajem nie rządzi się tylko w czasach dobrej koniunktury i w przyjaznym otoczeniu geopolitycznym i gospodarczym. Cechą mądrego planowania jest to, że przygotowuje kraj na ewentualność, kiedy nie wszystko jest proste i jasne.
Polska to niezależny kraj funkcjonujący na zasadach partnerskich w ramach szerszej wspólnoty – wspólnoty europejskiej. To jedno z najważniejszych i najwspanialszych dokonań politycznych ostatnich 30 lat. Dojrzałe funkcjonowanie w ramach wspólnoty nie wyklucza dbałości o siebie – wręcz przeciwnie. Dojrzałe funkcjonowanie to takie, kiedy można samodzielnie zaspokajać własne potrzeby i wybierać, kiedy nie trzeba – by wszystkim było łatwiej. Bo dojrzały partner to właśnie partner niezależny – również energetycznie.
Urszula Kuczyńska, współautorka programu polityki energetycznej Lewicy Razem, członkini inicjatywy FOTA4Climate, wieloletnia pracownica sektora energetycznego i związkowczyni.
Wkrótce opublikujemy odpowiedź Rafała Zasunia