Gaz łupkowy w Polsce padł ofiarą tradycyjnego zjawiska „pompowania balonika”.
W świat poszła wiadomość, jak to Polska wespół w zespół z wyspiarzami z Brytanii, dała odpór antyłupkowemu lobby w Brukseli. Wiceminister Woźniak z dumą zdradzał zakulisowe niuanse budowy tej wspaniałej koalicji. Pytanie tylko czy wygraliśmy wolność (dla łupków) czy tylko odroczenie wyroku o 18 miesięcy?
Nie miejmy złudzeń – ani David Cameron, ani tym bardziej jego vis-a-vis z Partii Pracy Ed Milliband, za łupki umierać nie będą. I bynajmniej nie chodzi tu o niechęć wyżej wymienionych jak i niżej podpisanego wobec gazu łupkowego. Być może to zwykła wyspiarska powściągliwość, ale coś mi się wydaje, że ważniejsze są w tym przypadku podstawy arytmetyki. W tym równaniu wciąż bowiem mamy zbyt dużo niewiadomych.
O tym, że i w Wielkiej Brytanii i w Polsce gaz w skałach łupkowych występuje w dużej ilości wiadomo od dziesięcioleci. I to w zasadzie jedyne co da się powiedzieć z całą pewnością. Reszta, w tym przede wszystkim koszty, wciąż bazują na domysłach i mało przystających do europejskich realiów doświadczeniach z USA.
W Polsce ubolewamy, że wykonaliśmy zaledwie pół setki odwiertów poszukiwawczych i nadal mamy mgliste pojęcie o ekonomice tego biznesu. Na Wyspach odwierty łupkowe można policzyć na palcach jednej ręki a szczelinowanie wykonano tylko raz. Podstawowa różnica polega jednak na tym, że nikt tu nie dzieli skóry na niedźwiedziu, a rząd zamiast zastanawiać się ile da się na tym zarobić i ilu dodatkowych urzędników uda się przy tym zatrudnić, obniża spółkom chcącym szukać gazu podatki i obficie sypie (nieswoimi rzecz jasna) pieniędzmi mieszkańcom rejonów, w których prowadzone będą poszukiwania.
Oczywiście trzeba mieć na uwadze, iż rząd brytyjski ma komfort w postaci zróżnicowanego miksu energetycznego oraz stosunkowo szerokich możliwości importu gazu, czego o Polsce nie da się powiedzieć. Na tym różnice między obu krajami się nie kończą, ale nie o to tutaj chodzi.
Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że gaz łupkowy w Polsce padł ofiarą tradycyjnego i znanego choćby ze sportu zjawiska „pompowania balonika”. Zaczęło się od jakże szumnych zapowiedzi ministra Budzanowskiego, którym wtórował premier i szybko podchwyciły media zasypywane dziesiątkami raportów i optymistycznych prognoz. W efekcie zamiast postrzegać potencjalne (słowo-klucz) własne złoża gazu jako szansę, wszędzie doszukujemy się spisków na szkodę naszego dobra narodowego.
Trzeba przy tym uświadomić sobie to, co przy każdej okazji powtarzają brytyjskie media, gaz z łupków, nawet jeśli będzie wydobywany na skalę komercyjną, nie będzie cudownym lekarstwem na wszystkie bolączki polskiej ani tym bardziej brytyjskiej energetyki.
A im wcześniej sobie to uświadomimy, tym łatwiej nam przyjdzie cieszyć się z każdego sukcesu na polu eksploracji złóż gazu łupkowego. Czego sobie i Państwu życzę.