Prawie 5 mld euro – tyle z unijnych funduszy możemy wydać na energetykę. Ale za sprawą nowych brukselskich wytycznych możemy zobaczyć ułamek tej kwoty
Jak widać na załączonym obrazku, 8 stycznia premier Donald Tusk uroczyście przedstawił plany wydania 499 mld zł, które dostaliśmy z unijnego budżetu na lata 2014-20 . Wiele razy tego dnia padało słowo „modernizacja“. Dotyczy to także energetyki, która ma swój pokaźny kawałek w unijnym torcie.
Ministerstwo Infrastruktury i Rozwoju na efektywność energetyczną, sieci energetyczne i ciepłownicze, odnawialne źródła energii, inwestycje zmniejszające emisję CO2 planuje wydać 4,9 mld euro.
Moglibyśmy za to np. podłączać stare budynki do sieci ciepłowniczych, wymieniać nasze stare linie niskich napięć, które padają przy każdym większym huraganie, przebudowywać ciepłownie na elektrociepłownie, tak żeby efektywniej wykorzystywać spalane paliwa. Firmy mogłyby dostawać dotacje do wiatraków, biogazowni, czy w ogóle nowych, wydajniejszych elektrowni.
Ale w praktyce wydanie tych pieniędzy może się okazać bardzo trudne.
Wytyczą nam wytyczne
Komisja Europejska wydała kilka rodzajów wytycznych, które praktycznie wykluczają projekty energetyczne z możliwości korzystania z unijnych funduszy. – W praktyce będą je mogły dostać inwestycje wyłącznie mieszczące się powyżej ustalonych standardów. Jeśli dyrektywa ustanawia jakieś standardy emisji szkodliwych substancji, to nie wystarczy je spełnić. Trzeba np wybudować ciepłownię czy elektrociepłownię z jeszcze wyższymi standardami, a to jest po prostu niemożliwe. Nawet te standardy z dyrektyw będzie trudno osiągnąć – tłumaczy Jacek Szymczak, prezes Izby Gospodarczej Ciepłownictwo Polskie.
Szymczak tłumaczy, że nawet jeśli będziemy mieli dobre programy, to żeby mogły skorzystać z unijnych pieniędzy, będą musiały być notyfikowane Komisji Europejskiej jako pomoc publiczna. Ich zatwierdzenie może zająć nawet dwa lata. – Czas na skorzystanie z unijnych pieniędzy dramatycznie się skróci – alarmuje prezes IGCP.
Notyfikacja będzie dotyczyć nie tylko unijnych pieniędzy na nowe ciepłownie czy elektrociepłownie, ale także na sieci ciepłownicze.
– Naszym zdaniem to świadome działanie, chodzi o ograniczanie wsparcia inwestycji w węgiel. Ale przy okazji wylano dziecko z kąpielą, bo tak samo będzie do dotyczyć elektrociepłowni np. na biomasę – żali się Szymczak.
A ciepłownictwo jest jedną z najbardziej zdekapitalizowanych gałęzi gospodarki ( patrz Krajowa awaria ciepła).
Część miast ma programy dofinansowania przyłączenia mieszkańców do sieci ciepłowniczej. Taki projekt uruchomił np. Kraków. Chce zakazać palenia węglem w starych domowych piecach i refundować mieszkańcom instalację kaloryferów podłączonych do sieci. Programy mogłyby korzystać ze wsparcia UE. Ale i one świetle nowych wytycznych muszą przejść procedurę notyfikacji.
Problem dotyczy nie tylko ciepłownictwa – cała energetyka będzie musiała przejść tę procedurę jeśli zechce skorzystać z unijnych pieniędzy. O ile jednak duże firmy budujące elektrownie są na to przygotowane, o tyle dla miast – właścicieli ciepłowni czy małych firm inwestujących w odnawialne źródła energii będzie to potworna biurokratyczna mitręga.
Minister listy pisze…
Polskie Ministerstwo Infrastruktury i Rozwoju zdaje sobie świetnie sprawę z problemu, ale niespecjalnie pragnie jego nagłośnienia. W odpowiedzi na pytania portalu WysokieNapiecie.pl resort odpisał nam, że „analiza dokumentów Komisji Europejskiej pozwala stwierdzić, że w kolejnej perspektywie, finansowanie inwestycji w energetykę będzie możliwe w ramach pomocy horyzontalnej, wykluczona natomiast będzie pomoc regionalna. Może to wiązać się z niższym dopuszczalnym poziomem wsparcia dla inwestycji”.
Za to z korespondencji Warszawy z Brukselą, którą udało nam się poznać wynika, że problem jest bardzo poważny.
8 października 2013 minister Elżbieta Bieńkowska napisała list do unijnego komisarza ds. rozwoju regionalnego Johannesa Hahna. Zwraca w nim uwagę na wagę inwestycji w odnawialne źródła energii i efektywność energetyczną. „Zbyt rygorystyczne reguły pomocy publicznej mogą wykluczyć te dziedziny z unijnej polityki spójności” – czytamy w liście. Bieńkowska dodaje wprost, że bez unijnego dofinansowania znaczna część inwestycji może być nieatrakcyjna dla firm, a to oznacza, że unijne pieniądze na energetykę nie zostaną wydane.
Polska minister prosi też, aby unijne środki dla energetyki zostały wyjęte spod obowiązku notyfikacji jako pomoc publiczna.
Czy są na to jakieś szanse?
Wytyczne dotyczące pomocy publicznej dla energetyki nie zostały jeszcze przyjęte przez Komisję Europejską, na razie jest tylko opublikowany projekt. Jednak zdaniem naszych rozmówców z Komisji Europejskiej w praktyce szanse na to że Bruksela coś w nich zmieni nie są duże.
Brak unijnych pieniędzy może bardzo utrudnić, jeśli nie w ogóle przekreślić jeden z najbardziej sensownych pomysłów dla energetyki – przekształcenie istniejących miejskich ciepłowni w elektrociepłownie, dzięki czmu produkowałyby prąd i ciepło. Miasta najczęściej nie mają na to pieniędzy.
Tymczasem w całym kraju moglibyśmy w ten sposób zyskać 3 tys. MW elektrycznych. Gdyby zmodernizowano choć część ciepłowni, to razem z budowanym blokiem w Kozienicach ( 1000 MW) i planowanym w Opolu ( 1800 MW) pozwoliłoby to uniknąć przewidywanych po 2016 problemów z brakiem prądu. Po tej dacie będzie trzeba bowiem wyłączać najstarsze wybudowane jeszcze w PRL bloki – w sumie do 2020 r. ok. 6 tys. MW. Na razie nie widać następców wysłużonych jednostek.