Spis treści
Dane Urzędu Regulacji Energetyki i PGNiG wskazują, że złote lata wolnego rynku, mierzonego udziałem w krajowym popycie niezależnego importu gazu z UE, przypadły na okres od połowy 2015 do połowy 2017 r. W 2016 r. w pewnym momencie udział ten sięgał jednej trzeciej. Również na ten czas przypadła największa liczba aktywnych uczestników rynku gazu i najszybszy wzrost liczby koncesji na obrót gazem z zagranicą.
Ale już od początku 2017 r. i jeden, i drugi wskaźnik przestały rosnąć. Do dziś pozostają na mniej więcej takim samym poziomie, co w praktyce oznacza spadek znaczenia, bo krajowe zużycie gazu nieustannie i mocno rośnie. Jednocześnie spada udział gazu z niezależnego od PGNiG importu.
Ustawa magazynowa ograniczyła liczbę chętnych graczy
Dlaczego tak się dzieje? Najbardziej prawdopodobnym wyjaśnieniem jest tzw. ustawa magazynowa, która importerom dorzuciła kosztów i komplikacji, zmuszając ich do rezerwowania mocy na transgranicznych rurociągach. Regulacja ta zaczęła działać jesienią 2017 r., ale pogłoski, a potem już informacje o zamiarach ograniczenia niezależnego importu przez rząd pojawiały się już wiele miesięcy wcześniej. Stąd pewnie i widoczne wraz z końcem 2016 r. zahamowanie wzrostu liczby chętnych do wejścia w rynkowy handel gazem, kupowanym taniej na Zachodzie.
Dla przypomnienia, w ewidentnej reakcji na utratę rynku przez PGNiG na rzecz niezależnych importerów, rząd postanowił utrudnić im życie. Mimo poważnych zastrzeżeń URE i UOKiK regulacja gładko weszła w życie 1 października 2017 r. Określana potocznie ustawą magazynową zlikwidowała zwolnienie z utrzymywania zapasów obowiązkowych gazu dla jego importerów z UE.
Czytaj także: Więcej gazu przez Cieszyn
Importerzy mają teraz dwa wyjścia: mogą trzymać zapasy za granicą, ale muszą na interkonektorach wykupić przepustowość ciągłą i trzymać ją niewykorzystaną na wypadek jakiegoś kryzysu. I pod groźbą kary nie wolno jej wykorzystywać w inny sposób, co jest absurdem, bo np. prawo europejskie nakazuje niewykorzystywaną przepustowość po prostu zabrać i znów wystawić na aukcję.
Rząd w uzasadnieniu ustawy pisał, że ma ona na celu „budowanie pozycji kraju jako hubu gazowego w Europie Środkowo-Wschodniej, w szczególności w związku z realizowanymi projektami infrastrukturalnymi służącymi dywersyfikacji dostaw gazu ziemnego z zagranicy. Na potrzeby zapasów obowiązkowych gazu ziemnego utrzymywanych poza terytorium Rzeczypospolitej Polskiej niezbędne jest zarezerwowanie zdolności przesyłowych ciągłych. Ma to na celu zagwarantowanie możliwości sprowadzenia zapasów obowiązkowych gazu ziemnego do kraju w dowolnym momencie w czasie kryzysu energetycznego”.
Prywatna firma zbankrutowała
Importerzy mogą też trzymać obowiązkowe rezerwy w kraju. Ale magazynami gazu zarządza spółka z Grupy Kapitałowej PGNiG. Co prawda teoretycznie dostęp do magazynów jest dla wszystkich równy, ale importerzy skarżyli się, że oferowane przez operatora produkty kiepsko przystają do rynkowych realiów. Ewentualnie mogli kupić od PGNiG tzw. usługę biletową.
Tak czy inaczej, ustawa podniosła koszty działalności importerów. I chociaż, jak udało się nam ustalić, w zeszłym roku fizyczne zapasy obowiązkowe trzymało w krajowym magazynach ok. 20 importerów, to część z nich zrezygnowała w ogóle z importu, starając się manewrować z zyskiem między krajową giełdą, a swoimi odbiorcami. Importować gaz przestał m.in. HEG. Wyrastająca wcześniej na groźnego konkurenta PGNiG prywatna firma zbankrutowała w zeszłym roku.
Udział PGNiG we wszystkich segmentach rynku wyraźnie wzrósł po 2017 r. Ale, co ciekawe, w najbardziej wymagającym segmencie odbiorców przemysłowych udział naszego gazowego czempiona również wzrósł, jednak potem zaczął spadać. W 2019 r. PGNiG wrócił do poziomu z 2016 r.
Generalnie jednak, jeżeli rozumieć wolny rynek jako swobodę wyboru dostawcy, to pole manewru wyraźnie się zawęża. PGNiG zjada coraz większy kawałek tortu, przejmując kontrolę nad kolejnymi segmentami, np. nad rozlewnią LNG na Litwie, czy zawierając duży kontrakt na sprzedaż LNG Duonowi – znaczącemu graczowi w sektorze LNG, który dotychczas korzystał również z zagranicznych źródeł skroplonego gazu. W perspektywie kolejnych lat, za każdym dużym kierunkiem dostaw – jak LNG z USA, czy Baltic Pipe – stoi PGNiG.
Spadek cen i wzrost importu
Z drugiej strony polskiemu rynkowi koło ratunkowe rzucił rynek europejski, a nawet światowy. Ceny na giełdach gazu, także europejskich od półtora roku spadają, osiągając poziomy nienotowane od kilkunastu lat. Spadki pogłębił jeszcze koronawirus.
Polska giełda podąża za zachodnimi, ale odbiorcy niekoniecznie widzą skutki spadku cen. Dość powiedzieć, że przez półtora roku ceny na zachodnim rynku spot, mierzone np. indeksem TTF spadły trzykrotnie, a ceny gazu w krajowym sektorze taryfowanym – ciągle sporym – w zasadzie się nie zmieniły.
Czytaj także: Świat inwestuje w wodór. To on zastąpi gaz ziemny
– Na giełdzie jest tak tanio, że można wyjść na swoje nawet nie importując gazu na własną rękę – mówi nam jeden ze znaczących niezależnych dostawców, który gazu nie sprowadza z zagranicy.
Im tańszy gaz na zachodnich giełdach, tym ustawa magazynowa jest mniej dolegliwa. Taki jest prawdopodobnie powód wzrostu importu z ostatnich miesięcy.
Bruksela czeka na odpowiedź
Tymczasem Komisja Europejska w 2019 r. wszczęła oficjalne postępowanie w sprawie ustawy magazynowej. Trwa wymiana korespondencji między Brukselą i polskim rządem. Komisja zgodziła się dać polskiemu rządowi dwa dodatkowe miesiące na kolejną odpowiedź, czyli termin upływa teraz z końcem kwietnia. Koronawirus wstrzyma jednak zapewne aktywność urzędników Brukseli, chociaż opinię mają raczej wyrobioną. „Rozmaite rozwiązania regulacyjne, np. obowiązki magazynowania gazu przez importerów umocniły pozycję rynkową państwowej firmy, wyrzucając z rynku konkurentów i zmniejszając transparentność cen gazu- napisała Komisja w ostatniej ocenie krajowych gospodarek w ramach European Semester.
Czytaj także: Bruksela kontynuuje procedurę w sprawie gazowej „ustawy magazynowej”
Według informacji portalu WysokieNapiecie.pl rząd zamierza upierać się przy swoim – złagodzenie ustawy magazynowej będzie możliwe dopiero po pełnej dywersyfikacji. Czyli po pozbyciu się niewygodnego kontraktu z Gazpromem i powstaniu Baltic Pipe. W tej wersji dywersyfikacja źródeł i kierunków dostaw nie oznacza zróżnicowania dostawców. Na rynku hurtowym będzie można kupić gaz z Ameryki, Afryki, Norwegii, Kataru, ale zawsze od PGNiG.