Między wigilijnym karpiem a sylwestrowym szampanem rozstrzygnięto wreszcie dylemat – co powinno być długoterminowym priorytetem dla państwowych wytwórców prądu.
W ostatni dzień 2013 r. wygasały dwie ważne umowy. Pierwsza z nich, podpisana jeszcze w lipcu 2012 r. przewidywała, że Polska Grupa Energetyczna, Tauron, KGHM i Enea wspólnie z PGNiG będą inwestować w wydobycie gazu z łupków. Umowy nie przedłużono, co oznacza, że umarła śmiercią naturalną.
Na mocy drugiej– zawartej we wrześniu 2013 PGE, Tauron, KGHM i Enea miały razem angażować się w budowę elektrowni atomowej. Umowa miała obowiązywać pod warunkiem, że do końca roku rząd przyjmie Program Polskiej Energetyki Jądrowej. Rząd się z tym nie śpieszy, ale mimo to firmy jednomyślnie postanowiły kontynuować prace nad polską elektrownią atomową.
O tym, że trzeba w końcu rozstrzygnąć w co mają długofalowo inwestować elektroenergetyczne koncerny – łupki czy atom – mówiło się od dawna. Jako pierwszy stwierdził to otwarcie były prezes PGE Krzysztof Kilian.
Tajemnicą poliszynela był fakt, że PGE, Tauron, Enea i KGHM bardzo niechętnie przystąpiły do umowy z PGNiG. Uczyniły to wyłącznie pod naciskiem byłego ministra skarbu Mikołaja Budzanowskiego, który miał wizję „łupkowego Polkomtela”. Młodszym czytelnikom należy się wyjaśnienie, że potentat telefonii komórkowej należący dziś do imperium Zygmunta Solorza jest „dzieckiem” SLD – owskiego ministra skarbu Wiesława Kaczmarka oraz kilku państwowych spółek, poczętym w połowie w lat 90 tych. Może służyć jako przykład udanej polityki przemysłowej państwa.
Ale pomysł z angażowaniem spółek elektroenergetycznych oraz KGHM do łupków od początku wydawał się kontrowersyjny. Firmy były niechętne, bo mają i tak dosyć wydatków. W łupkach miały być biernymi inwestorami, czyli służyć wyłącznie jako dawcy kasy dla PGNiG.
A przecież inwestorów chętnych do wydobycia gazu łupkowego w Polsce wcale nie brakuje. Oprócz państwowych PGNiG i Orlenu są jeszcze bogate firmy amerykańskie i kanadyjskie. Nie brakuje im pieniędzy, tylko stabilnego prawa, które wreszcie przygotuje rząd by określić na jakich warunkach gaz będzie wydobywany.
Do atomowego sojuszu z PGE zarządów Tauronu, Enei oraz KGHM nie trzeba było zmuszać. Firmy energetyczne są w naturalny sposób zainteresowane sprzedażą prądu z elektrowni jądrowej, a KGHM – drugi po PKP Energetyka konsument prądu w kraju – zabezpieczeniem jego dostaw po przewidywalnej cenie.
Piłka jest teraz po stronie rządu, który powinien wreszcie zdecydować czy chce energetyki atomowej w Polsce.