Kogeneracja czyli produkcja prądu i ciepła jednocześnie może być szansą dla polskiej energetyki. O ile państwowe spółki dogadają się w sprawie strategii dla sektora, a Ministerstwo Energii podejmie jakieś decyzje
Dwa tygodnie temu jeden z urzędników Ministerstwa Energii pokazał podczas konferencji prezentację z planowanym systemem wsparcia dla elektrociepłowni. Prezentacja zawisła sobie na stronie internetowej resortu. Kilka dni później została zdjęta. Dlaczego?
Między potencjalnymi beneficjentami wsparcia trwają zażarte spory. Główna linia rozbieżności przebiega między tzw. elektrociepłowniami przemysłowymi (należą do przemysłu i produkują ciepło i prąd na potrzeby fabryk, a ewentualną nadwyżkę sprzedają do sieci) a zawodowymi, które sprzedają po prostu ciepło i prąd swym klientom.
Największym potentatem elektrociepłowni przemysłowych jest PKN Orlen, który właśnie wybudował dwie duże jednostki – we Włocławku (460 MW elektrycznych) i w Płocku (565 MW elektrycznych). Obie kosztowały w sumie ponad 3 mld zł.
Po drugiej stronie stoi niemal cała państwowa energetyka. PGE, Tauron, Enea i Energa oprócz elektrowni mają również elektrociepłownie. Największym graczem w polskiej kogeneracji był do niedawna francuski EDF, ale właśnie kończy się proces jego kupna przez PGE. W strategii PGE kogeneracja ma być jednym z najważniejszych filarów.
Po co w ogóle wsparcie? Kogeneracja jest najefektywniejszym sposobem produkcji energii, ale wymaga też największych inwestycji. Obecny system jest trochę podobny do wsparcia OZE – producenci ciepła i prądu z węgla emitują tzw. czerwone certyfikaty, a elektrociepłownie gazowe żółte certyfikaty. Certyfikaty muszą być kupowane przez spółki sprzedające prąd bezpośrednio odbiorcom, a ich koszt jest wliczany w cenę.
Dzięki wsparciu produkcji prądu z elektrociepłowni mieszkańcy miast, w których one działają mają tańsze ciepło i czystsze powietrze. Zaś koszt wsparcia nie jest wielki – wynosi ok. 1,1 mld zł rocznie, co w przeliczeniu na rachunki kilkunastu milionów klientów energetyki daje kilka zł miesięcznie.
W niemal każdym kraju UE, w którym występuje pora roku zwana niegdyś zimą, istnieje jakiś system wsparcia dla kogeneracji.
Obecny system w Polsce wygasa pod koniec 2018 r. więc trzeba już myśleć o następnym. Organizacje branżowe zamówiły opracowanie renomowanej firmy doradczej EY, który miał posłużyć jako materiał pomocniczy.
Ministerstwo Energii mniej więcej zaakceptowało propozycje branży. W owej nieszczęsnej prezentacji zaproponowało aby system wsparcia dla istniejących jednostek polegał na premii czyli dopłacie do ceny prądu sprzedawanego przez daną jednostkę na giełdzie. Elektrociepłownie zostałyby podzielone na kilka koszyków – m.in. dużych jednostek (osobno przemysłowych i zawodowych ) zużywających gaz, dużych (znów osobno (przemysłowych i zawodowych) na węgiel oraz małych – bez względu na paliwo.
Niestety, prezentacja ME nie odpowiadała na bardzo ważne pytanie – czy premia będzie wypłacana tylko dla prądu sprzedawanego do sieci czy również produkowanego na potrzeby własne przemysłu. Zdaniem naszych rozmówców z energetyki jeśliby system objął cały produkowany przez przemysł prąd, to np. Orlen zyskałby wsparcie sięgające nawet 900 mln zł rocznie. Oczywiście energetyka zawodowa nie chce się na to zgodzić. Jak tłumaczył nam jeden z jej przedstawicieli, wsparcie powinno być kierowane przede wszystkim na modernizację małych ciepłowni i przekształcenie ich w elektrociepłownie.
Nowoczesne ciepłownictwo to jedno z najważniejszych wyzwań, stojących przed polską gospodarką. Do 2025 r. ze względu na unijne normy emisji trzeba będzie wyłączyć kilkaset miejskich ciepłowni węglowych, które wybudowano jeszcze w PRL. Na ich miejsce powinny powstać nowe, już nie na węgiel, bo to się nie będzie kalkulować, ale na gaz i biomasę.I już nie ciepłownie, ale elektrociepłownie, potrzebne także systemowi elektroenergetycznemu.
Bez systemu wsparcia nie powstaną. Właściciele budynków będą musieli wówczas zorganizować ogrzewanie na własną rękę, a systemy sieci ciepłowniczych będą stopniowo zmieniać się w kupę rdzewiejących rur.
WysokieNapiecie.pl udało się poznać kalkulacje sporządzone przez EY i przedstawione Ministerstwu Energii. Teoretycznie najwyższe wsparcie miały tam uzyskać właśnie małe jednostki do 5 MW elektrycznych – ponad 202 zł do 1 MWh. Nieco mniej bo 169 zł/MWh miały dostać elektrociepłownie komunalne na gaz, potem szły przemysłowe elektrociepłownie gazowe ze 118 zł za MWh. Najmniej miały dostać elektrociepłownie na węgiel- 62 zł/ MWh.
Teoretycznie więc wsparcie dla EC przemysłowych było mniejsze, ale pracują one więcej godzin w roku, więc ogóln kwota mogłaby być większa. Dla energetyków zawodowych objęcie systemem wsparcia autokonsumpcji prądu przez przemysł jest marnotrawstwem środków, z kolei część przemysłu uważa, że nie ma powodów aby autokonsumpcja była dyskryminowana.
To właśnie w rezultacie interwencji energetyków zawodowych prezentacja nowego systemu została zdjęta ze strony ME. Odwołano też wizytę urzędników ministerstwa w Komisji Europejskiej, gdzie kilkanaście dni temu mieli prezentować nowe zasady wsparcia. Nowy system trzeba będzie bowiem notyfikować Brukseli. A tam trwają już negocjacje kolejnego systemu wsparcia, tym razem dla dla elektrowni czyli rynku mocy. Polscy negocjatorzy uznali, że taka dawka pomocy publicznej dla polskiej energetyki będzie dla brukselskich urzędników trudna do przełknięcia na raz i lepiej negocjować wszystko po kolei.
Komisja będzie przede wszystkim sprawdzać czy nie doszło do tzw. nadwsparcia, innymi słowy czy jakiś podmiot nie dostał pieniędzy, których tak naprawdę nie potrzebuje.
Wydaje się, że Ministerstwo Energii powinno zamówić jakąś analizę dla siebie, tak aby zweryfikować dane opracowane przez EY. W sporządzonej całkiem niedawno podobnym opracowaniu Energoprojekt Katowice twierdził, że duże jednostki gazowe potrzebują 113 zł z MWh czyli znacznie mniej niż 160 zł zaproponowane przez EY. A zdaniem Energoprojektu stare elektrociepłownie węglowe już w ogóle nie potrzebują wsparcia. Tę ostatnią tezę potwierdza przykład polskiego EDF, którego elektrociepłownie węglowe poradziłby sobie i bez wsparcia w postaci czerwonych certyfikatów.
Co się będzie działo dalej? Zdaniem urzędnika Ministerstwa Energii z którymi rozmawialiśmy, energetycy zareagowali zbyt gwałtownie naciskając w kierownictwie resortu na zdjęcie prezentacji, bo ostateczny kształt systemu wsparcia wcale nie był przesądzony, a intencją resortu było aby kwota wsparcia dla istniejących instalacji w nowym systemie była taka sama jak w starym (czyli wspomniany 1,2 mld zł). Kłopot w tym, że takiego zdania w „znikniętej” prezentacji zabrakło…
Spór między energetyką zawodową i przemysłową już raz doprowadził do paraliżu decyzyjnego. Do 2013 r. ucieranie stanowisk trwało tak długo, że system wsparcia w postaci czerwonych i żółtych certyfikatów wygasł i nie było go prawie półtora roku . Zawodowe elektrociepłownie gazowe bardzo mocno ograniczyły wtedy produkcję prądu bo bez wsparcia nie miało to ekonomicznego sensu. Ówczesne Ministerstwo Gospodarki nie zdecydowało się na próbę wdrożenia nowego systemu i po jakimś czasie wypracowano kulawy kompromis polegający na wydłużeniu starego systemu do końca 2018 r. Jeśli ktoś w rządzie nie zacznie wreszcie podejmować decyzji, to bardzo prawdopodobne, że czeka nas powtórka z rozrywki. Wówczas o rozwoju kogeneracji będziemy mogli myśleć jako o straconej szansie.