Spis treści
Spośród 15 ustaw, jakie otrzymał po ostatnim posiedzeniu Senatu, Prezydent podpisał już jedenaście, jedną zawetował, a trzy pozostałe – w tym nowelizację ustawy o odnawialnych źródłach energii – wciąż analizuje. Z informacji portalu WysokieNapiecie.pl wynika, że kancelaria Prezydenta zamówiła ekspertyzę dotyczącą ostatniej z tych ustaw i otrzymała już odpowiedź – rekomenduje weto.
Projekt nowelizacji ustawy o odnawialnych źródłach energii (tzw. Lex Energa) został zgłoszony i przegłosowany przez parlament w identycznych okolicznościach, jak ustawa o Sądzie Najwyższym. Oba projekty, zgłoszone 12 lipca, były zupełnym zaskoczeniem. Do Sejmu trafiły jako poselskie i oba przeszły przez obie izby parlamentu w sprinterskim tempie – bez poprawek w Senacie, bo nie zostałyby wówczas przyjęte przed wakacjami posłów. Ustawę o Sądzie Najwyższym Prezydent Andrzej Duda zawetował w ubiegłym tygodniu. Nowelizacja ustawy o OZE wciąż jest szczegółowo rozpatrywana i to pomimo, że 11 innych ustaw, w tym np. głośną ustawę zmieniające opłaty za wodę, Prezydent już podpisał.
Kancelaria Prezydenta poinformowała, że czas na decyzję głowy państwa w sprawie nowelizacji ustawy o OZE upływa w piątek, 18 sierpnia. Nabiera jednak wody w usta gdy pytamy, czy trwają konsultacje dotyczące tego co zrobić z projektem. Portalowi WysokieNapiecie.pl udało się jednak ustalić, że kancelaria zamówiła ekspertyzę w tej sprawie i otrzymała już odpowiedź. Wynika z niej, że Prezydent powinien zawetować ustawę, odsyłając ją ponownie do parlamentu.
Ryzyko dla Polski
Gdyby tak się stało, Prezydent nie byłby w swojej negatywnej opinii odosobniony. Krytycznie ustawę ocenił także Prezes Urzędu Regulacji Energetyki, który na etapie prac sejmowych, prawdopodobnie po raz pierwszy w dwudziestoletniej historii tego urzędu, nie został nawet zaproszony do udziału w posiedzeniu komisji rozpatrującej projekt o takim znaczeniu. Na ostatnim etapie prac, w Senacie, Maciej Bando zwrócił uwagę, że projekt ma na celu ratowanie państwowych koncernów energetycznych przed skutkami umów, które zawierały, nie zwracając przy tym uwagi na drugą stronę – producentów energii ze źródeł odnawialnych i pytał „czy nie jest to krok za daleko?”.
Z informacji portalu WysokieNapiecie.pl wynika, że krytycznie zmiany dokonywane w ustawie o odnawialnych źródłach energii ocenia także Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Skutkiem wejścia w życie Lex Energa będzie taka zmiana sytuacji części wytwórców energii ze źródeł odnawialnych, która doprowadzi do rozwiązania ich umów długoterminowych z państwowymi koncernami. Konsekwencją przyjęcia takiej ustawy mogą być roszczenia odszkodowawcze inwestorów w stosunku do Skarbu Państwa – np. z Karty Energetycznej, czyli traktatu ratyfikowanego przez Polskę w 2000 roku.
Sami zainteresowani oceniają, że przyjęcie Lex Energa da im silniejsze podstawy do dochodzenia odszkodowania, niż toczące się już od kilku lat procesu z poszczególnymi koncernami energetycznymi. W praktyce wygrana zagranicznych inwestorów (tylko oni są dzięki tej umowie międzynarodowej chronieni) wcale nie jest pewna, ale w zbliżonych sprawach porażki wcześniej odniosły już rządy Węgier i Hiszpanii, co zwiększa ryzyko dla Polski.
Marne perspektywy dla inwestorów
Jednak nie koniecznie los zagranicznych inwestorów i ryzyko arbitrażu przykuło uwagę otoczenia Prezydenta. Skutkiem ustawy będzie utrzymywanie się wsparcia dla właścicieli ekologicznych elektrowni na niskim poziomie. To problem, który uderza także w małych inwestorów, którzy umów długoterminowych z państwowymi koncernami na zakup tzw. zielonych certyfikatów i tak nigdy nie mieli. Wobec tego od kilku lat otrzymują już znacznie niższe wsparcie i – o ile do tej pory mieli jeszcze nadzieje na odbicie się cen certyfikatów – po wejściu w życie ustawy stracą perspektywę powrotu wyższych przychodów. Kamil Szydłowski, wiceprezes Stowarzyszenia Małej Energetyki Wiatrowej oceniał niedawno, że w Polsce jest ok. 800 małych rodzinnych firm, które zainwestowały w „zielone” elektrownie, a dziś dopłacają do nich z własnej kieszeni.
Energa zyskuje
– Dlaczego udało mi się to przeprowadzić? Dzięki ciężkiej pracy – mówił po przyjęciu nowelizacji ustawy o OZE przez Sejm Daniel Obajtek, prezes koncernu Energa. – Dałem słowo, że będę jak najlepiej zarządzał grupą Energa i to czynię. To jest ciężka praca, ciężkie przekonywanie, odpowiednie argumenty – wyjaśniał w oświadczeniu wydanym przez Energę.
Rzeczywiście, zmiana będzie dla gdańskiego koncernu korzystna. Od chwili pojawienia się projektu w Sejmie do dzisiaj akcje spółki podrożały o 25%. Jak poinformował wczoraj dziennikarzy Jarosław Dybowski, prezes Energii Obrót, spółka ma 22 kontrakty długoterminowe na zakup zielonych certyfikatów. Dzięki wejściu w życie ustawy będzie mogła skupować certyfikaty po kilkukrotnie niższych stawkach lub otrzyma wypowiedzenia od kontrahentów. Prezes Dybowski zastrzegł, że sam nie zamierza tych umów wypowiadać. Energa nie informuje ile może zyskać na zmianach, jednak nasz rozmówca z resortu energii przekonuje, że może chodzić o kilkaset milionów złotych.
Takie odciążenie grupy pomogłoby jej zrealizować dwie inwestycje – niezbędną modernizację istniejących bloków w Elektrowni Ostrołęka, aby dostosować je do coraz ostrzejszych norm ochrony powietrza (na które potrzeba kilkuset mln zł właśnie) i drugą – forsowaną przez Ministra Energii – budowę nowego wielkiego bloku na węgiel Ostrołęka C o wartości blisko 6 mld zł.
Mniejsze opłaty w rachunkach
Na zmianach powinni też zyskać odbiorcy energii w gospodarstwach domowych. Dzisiaj do rachunków za energię państwowe koncerny energetyczne doliczają im w taryfach po ok. 3,50 zł miesięcznie w ramach wsparcia ekoelektrowni tzw. zielonymi certyfikatami. Po wejściu w życie Lex Energa jest niemal pewne, że Urząd Regulacji Energetyki zweryfikuje tę stawkę. Z obliczeń WysokieNapiecie.pl wynika, że przeciętna rodzina powinna zapłacić w przyszłym roku niespełna 1 zł miesięcznie za ten rodzaj wsparcia. Jej roczne oszczędności wyniosą więc ok. 30-35 zł.
Różnicy po wejściu ustawy w życie nie odczują natomiast najwięksi odbiorcy energii. Przemysł od dłuższego czasu kupuje już zielone certyfikaty po cenie giełdowej. Nieznacznie więcej zapłaci dopiero planowanym przez ministerstwo podniesieniu przyszłorocznego obowiązku zakupu certyfikatów. Przy czym przemysł energochłonny korzysta z istotnych ulg w tym zakresie, więc różnice w kosztach będą dla niego pomijalne.
Pozostałe koncerny więcej stracą, niż zyskają?
Zmiana dobra dla jednego z państwowych koncernów nie musi jednak wcale uszczęśliwiać pozostałych. Energa, po odebraniu wsparcia największym elektrowniom wodnym, ma niewielką produkcję energii wspieraną zielonymi certyfikatami – przede wszystkim z farm wiatrowych. Ich niska cena nie specjalnie się więc na spółce odbijała.
Inaczej sytuacja wygląda w pozostałych spółkach Skarbu Państwa. Znacznie większą produkcję energii z własnych ekoelektrowni wspieranych zielonymi certyfikatami ma chociażby PGE. Koncern wiele zyskiwał na spadających cenach zielonych certyfikatów. W taryfach na sprzedaż energii gospodarstwom domowym regulator wlicza mu bowiem, podobnie jak pozostałym koncernom, średnie zeszłoroczne ceny certyfikatów z rynku hurtowego i kontraktów dwustronnych. To oznacza, że PGE od klientów pobiera na zakup zielonych certyfikatów więcej, niż rzeczywiście musi za nie zapłacić na giełdzie. Różnica z nawiązką pokrywa to, co koncern traci na własnej produkcji „zielonego” prądu. Jednak po zmianie ustawy, jeżeli Prezes URE obniży w taryfach koszt zakupu zielonych certyfikatów do realnie ponoszonych, spółka nie będzie mieć z tego tytułu większych korzyści, a jej farmy wiatrowe nadal będą generować straty z powodu niskich cen zielonych certyfikatów.
Zmiany wokół pałacu
Co ciekawe, niespełna pół roku temu do kilkunastoosobowego grona doradców Prezydenta Andrzeja Dudy dołączyła b. wiceprezes PGE, a obecnie wiceprezes PGE Energa Odnawialna. Marta Gajęcka wcześniej pracowała także jako polski przedstawiciel w EBOiR i EBI – dwóch europejskich bankach finansujących inwestycje energetyczne w Polsce. Sam EBOiR współfinansował budowę niemal co piątej farmy wiatrowej w Polsce, angażując się w naszym kraju na ponad 2 mld zł. Pytana przez nas o współpracę z kancelarią prezydenta nad oceną tej ustawy wiceprezes Gajęcka uniknęła jednak odpowiedzi.
Z kolei w czerwcu z funkcji szefowej kancelarii Prezydenta zrezygnowała Małgorzata Sadurska. Jeszcze jako posłanka opozycji Sadurska przez kilka lat wspierała lokalne protesty przeciwko budowie farm wiatrowych i nie ukrywała swojego sceptycznego nastawienia do takich inwestycji.
Potencjalne korzystne dla energetyki odnawialnej zmiany wokół pałacu prezydenckiego mogły mieć znaczenie przy wstrzymaniu ustawy do uważnej analizy przed jej podpisaniem. Niewiele jednak wskazuje na fakt, że Prezydent rzeczywiście podejmie tak kontrowersyjną decyzję, jak kolejne weto, w relatywnie mało istotnej dla niego sprawie.
Chociaż, co trzeba przyznać ze smutkiem, Lex Energa jest jednym z jaskrawych przykładów fatalnego sposobu stanowienia prawa i powiela najgorsze schematy poprzedniego rządu, które Prawo i Sprawiedliwość chciało w końcu zmieniać.