Spis treści
Amerykański Lime, który jako pierwszy zarzucił polskie miasta elektrycznymi hulajnogami, działa w naszym kraju już rok. Ich hulajnogi można dziś wynająć na minuty wprost z ulicy, za pomocą smartfona, w trzech polskich miastach: Warszawie, Wrocławiu i Poznaniu. Wkrótce po nim na rynek weszła cała masa polskich i zagranicznych firm z podobną usługą, m.in. Hive, Bird, CityBee, Blinkee City, czy Hulaj.
Po dwóch latach istnienia Lime wyceniany jest trzykrotnie drożej od Taurona
Sukces nowego środka komunikacji w miastach sugeruje, że to całkiem dochodowy i rozwojowy biznes. Zaledwie dwa lata po starcie inwestorzy wyceniają kalifornijskiego Lime’a na 2,4 mld dolarów, czyli ponad 9 mld zł. Dla porównania kapitalizacja giełdowa Tauron Polskiej Energii wynosi 3 mld zł. Czy rzeczywiście?
Firma nie chwali się swoimi wynikami, ale opublikowane przez nią dane z pierwszego roku działalności w Polsce pozwalają na bardzo zgrubne szacunki rentowności tego biznesu. Z podanych przez Lime statystyk wynika, że jego polscy klienci przejechali w ciągu roku ok. 6,6 mln km, wynajmując urządzenia przez niemal 0,8 mln godzin. Przy średnim czasie wynajmu na poziomie 7 minut oznacza to ok. 6,5 mln wypożyczeń, podczas których użytkownicy przejeżdżali przeciętnie ok. 1 km, ze średnią prędkością niespełna 9 km/h (przy maksymalnej prędkości hulajnóg wynoszącej 25 km/h), tracąc czas głównie na skrzyżowaniach i kończeniu wynajmu w aplikacji.
Szacujemy, że przychody Lime w Polsce w ciągu pierwszego roku wyniosły ok. 40 mln zł
Do marca firma pobierała 50 gr za każdą minutę wynajmu i 2 zł opłaty początkowej, która wzrosła następnie do 3 zł. To cennik z górnej półki, ale Lime najwyraźniej nie narzeka na brak zainteresowania swoją ofertę. Biorąc pod uwagę jego ceny i fakt, że pierwsze wynajmy oferuje za darmo, szacujemy, że jej przychody z działalności w Polsce w ciągu pierwszego roku wyniosły ok. 40 mln zł.
Najtańsza energia, najdroższa wymiana i naprawa sprzętu
A co z kosztami? Najmniej kosztowało ok. 86 MWh energii elektrycznej zużytej podczas podróży. Roczny koszt ładowania hulajnóg przy standardowej taryfie wyniósł ok. 50 tys. zł. W zdecydowanej większości zapłacił za nią jednak nie Lime, a osoby zwane juicerami, które po podpisaniu umowy ze spółką zbierają, ładują w swoich domach lub firmach i ponownie rozwożą urządzenia. Na początku działalności firmy, gdy juicerów było niewielu, firma płaciła im nawet ponad 20 zł brutto za naładowanie pojedynczej hulajnogi. Dziś chętnych do tej pracy jest więcej, a ceny spadły do ok. 10 zł za sztukę. Według szacunków WysokieNapiecie.pl w ciągu roku Lime mógł wydać na juicerów do 15 mln zł.
Lime mógł wydać na juicerów w Polsce 10-15 mln zł, a na hulajnogi 20-25 mln zł
Z pewnością więcej kosztowały go hulajnogi. Nie dlatego, że są tak drogie lub jest ich tak wiele (firma zbliża się do 4 tys. sztuk w Polsce), ale przede wszystkim dlatego, że okres życia urządzeń to zwykle nie więcej niż kilkanaście tygodni. Ceny detaliczne urządzeń podobnych do tych, z jakich korzysta Lime, zbliżają się w Polsce do 2 tys. zł za sztukę, jednak te same urządzenia w Chinach kosztują o połowę mniej, a amerykańska spółka, kupując je hurtowo (ma flotę 120 tys. pojazdów) płaci za nie zapewne równowartość kilkuset złotych. Do ceny ich zakupu i wymiany trzeba jednak doliczyć także naprawy.
W sumie zakup, wymiana i naprawa urządzeń, według naszych szacunków, mogły kosztować firmę w ciągu roku nawet 25 mln zł. Do tego należy doliczyć jeszcze wynagrodzenia niewielkiej liczby polskich pracowników i prowizje od transakcji.
Czy na elektrycznych hulajnogach da się zarobić?
Czy zatem firma zarobiła w Polsce? Bardzo zgrubne szacunki pokazują, że może być na granicy rentowności. Dużo gorzej wyglądają, ujawnione przez amerykański The Information, szacunkowe globalne wyniki Lime’a, który do końca roku może wygenerować stratę przekraczającą 300 mln dolarów. Trzeba jednak pamiętać, że start-up z San Francisco bardzo szybko się rozwija na całym świecie i przepalanie ogromnych kwot na tym etapie nie jest niczym nadzwyczajnym. Pytanie, czy inwestorzy zachowają zimną krew i nadal będą dokładać do biznesu, a samorządy nie zbuntują się przeciwko liczbie hulajnóg oblepiającej największe miasta.