Spis treści
Posłowie Prawa i Sprawiedliwości przedstawili środę 12 lipca projekt nowelizacji ustawy o OZE, który może rozwiązać problem nadpodaży na rynku zielonych certyfikatów.
Projekt zmian w ustawie o odnawialnych źródłach energii trafił do laski marszałkowskiej. Jego głównym założeniem jest „urynkowienie” jednostkowej opłaty zastępczej dzięki powiązaniu jej z rynkowymi cenami świadectw pochodzenia. W ten sposób powstać ma swoista cena maksymalna, jaką mogą uzyskać wytwórcy energii elektrycznej z OZE. “Obecnie jednostkowa opłata zastępcza wynosi 300,03 zł za 1 MWh i znacząco odbiega od rynkowych cen praw majątkowych” – czytamy w uzasadnieniu.
„Nie więcej niż”
Proponowane przez posłów zmiany w art. 56 ustawy o OZE przewidują coroczne obliczanie dwóch jednostkowych opłat zastępczych (odrębnie dla „zielonych” i „błękitnych” certyfikatów). Obie wartości mają wynosić 125% rocznej ceny średnioważonej praw majątkowych wynikających ze świadectw pochodzenia danego rodzaju, jednak nie więcej niż usztywnione dziś 300,03 zł za 1 MWh. Poziom opłaty zastępczej miałby być więc ustalany dla każdego roku kalendarzowego na podstawie publikowanych przez Towarową Giełdę Energii cen rocznych.
Ochronić Kowalskiego
Ze względu na zawartą w art. 47 ust. 2 ustawy o OZE regulację zakazującą uiszczania opłaty zastępczej w przypadku, gdy którakolwiek ze średnioważonych cen praw majątkowych wynikających ze świadectw pochodzenia jest niższa od wartości opłaty zastępczej, skutki nowelizacji byłyby najbardziej widoczne w przypadku wzrostu rynkowych cen świadectw. Autorzy regulacji wskazują, że zaproponowany mechanizm ochroni odbiorców końcowych przed nadmiernym wzrostem cen energii elektrycznej. W przypadku wzrostu cen certyfikatów, podmioty obowiązane do ich umorzenia będą mogły bowiem realizować obowiązek również poprzez uiszczenie opłaty zastępczej.
Co ciekawe, autorzy regulacji przyjęli, iż w roku 2017 nastąpi ustalenie obowiązku OZE na poziomie: 17,50% w 2018 r., 18,50% w 2019 r. I 19,50% w 2020 r. Taki scenariusz miałby, zdaniem wnioskodawców, skutkować wystąpieniem niedoboru świadectw pochodzenia na rynku za trzy lata.
Obecnie skala nadpodaży jest największa w dotychczasowej historii funkcjonowania systemu wsparcia w Polsce. Rynkowa nadwyżka zielonych certyfikatów wyniosła na koniec I kwartału 2017 roku 22,6 TWh i stale się powiększa. Jak zwraca uwagę m.in. PSEW, zbyt rzadko publikowana informacja o rynku świadectw pochodzenia nie pozwala na bieżącą analizę stanu podaży i popytu, w tym wielkości nadpodaży świadectw pochodzenia, co zaburza funkcjonowanie rynku i podejmowanie racjonalnych decyzji inwestycyjnych. Urząd Regulacji Energetyki publikuje dane w okrojonym zakresie, małą częstotliwością i zbyt dużym opóźnieniem (30 albo 45 dni po zakończeniu kwartału).
Największą bolączką jest jednak spadająca cena certyfikatów. Ich cena rynkowa wynosi obecnie 27 zł/MWh, czyli o ponad 90% mniej, niż jeszcze kilka lat temu.