W latach 2007-2015 budżet dopłacił do górnictwa 65,7 mld zł. 64,5 mld dostał z powrotem.
We wtorek 13.06 minister energii Krzysztof Tchórzewski spotka się ze związkowcami z PGG aby przekonywać ich żeby wstrzymali się nieco z żądaniem przywrócenia zawieszonych składników pensji, m.in tzw. czternastek, które de facto są „trzynastkami”. Rząd tak szybko ogłosił sukces w restrukturyzacji sektora, aż związkowcy uznali, że dość polityki zaciskania pasa i spółka ma przed sobą świetlane perspektywy finansowe. Gdyby związkowi działacze sięgnęli do raportu NIK, może doznaliby otrzeźwienia.
Raport jest pierwszym tak kompleksowym dokumentem przedstawiającym sytuację sektora węgla kamiennego, przyczyny jego zapaści. Starannie i systematycznie opisuje głupotę i bezradność poprzedniego rządu PO-PSL, który miał świadomość narastającego kryzysu, ale odkładał podjęcie trudnych decyzji, bo wolał kadzić działaczom związkowym.
Ale przede wszystkim NIK pokazał wiele ważnych danych, które ujrzały światło dzienne
Izba obliczyła skumulowane dotacje z budżetu i skarbu państwa, z których korzystało górnictwo w latach 2007-2015 i zestawiła je z płatnościami, które górnictwo odprowadza. Taka operacja została dokonana po raz pierwszy przez organy państwa. Wynik jest bardzo smutny. Kwota jaką górnictwo od państwa otrzymało wynosi 65,7 mld zł zaś pieniądze, które oddało to 64,5 mld.
NIK obalił tym samym często powtarzany przez związkowych działaczy argument, że może i tam górnictwo z jakiejś pomocy korzysta, ale per saldo budżetowi się to opłaca, bo więcej dostaje w podatkach. Argument ten był zaś używany, bo – to jest najbardziej zdumiewające – ZUS nie miał wiedzy na temat kosztów funkcjonowania emerytur górniczych.
Ponieważ górnicy mają prawo do wcześniejszej emerytury, nie odprowadzają składek przez pełny okres, tak jak reszta pracowników. Oczywiście trudno sobie wyobrazić 60 –letniego górnika na przodku ale bez trudu można sobie wyobrazić sytuację, w której spółki górnicze musiałyby odprowadzać wyższe składki, tak aby zrekompensować budżetowi wcześniejsze emerytury. To jednak natychmiast pogrążyłoby je finansowo, koszty górniczych emerytur ponoszą więc podatnicy.
Zacytujmy raport NIK: „Zakład Ubezpieczeń Społecznych (dysponent środków FUS) nie posiadał informacji oraz nie dokonywał obliczeń (szacunków) wysokości różnicy, w poszczególnych latach okresu 2007–2015, między przychodami FUS ze składek na ubezpieczenia społeczne osób wykonujących „pracę górniczą”, a kosztami świadczeń wypłacanych byłym pracownikom wykonującym tę pracę, w szczególności byłym pracownikom gwk. Powyższa różnica nie była znana również organom państwowym, które nie dokonywały i nie zlecały analizy, obliczenia (szacunków) wysokości wspomnianej luki finansowej”.
Ostatecznie Izba policzyła to sama. Wyniki dają do myślenia.
Dopłaty do składek ZUS dla górników zajęły największą pozycję w dotacjach dla sektora – to aż 58,4 mld zł.
NIK ostrzega, że taka sytuacja grozi destabilizacją finansów publicznych. „NIK zwraca uwagę, że zadłużenie FUS z tytułu udzielanych rokrocznie pożyczek z budżetu państwa systematycznie rośnie, oraz że Fundusz ten nie dysponuje środkami umożliwiającymi spłatę tych pożyczek. Wzrastają także dotacje budżetowe na pokrycie różnicy pomiędzy wydatkami i dochodami własnymi FUS. W ocenie NIK do beneficjentów obecnego systemu finansowania świadczeń wypłacanych byłym pracownikom wykonującym pracę górniczą należą m.in. podmioty górnicze, bowiem koszty ich działalności w zakresie naliczanych i odprowadzanych składek (w części dotyczącej płatników składek) nie są aktualnie obciążane kwotami pokrywającymi przyszłe świadczenia zatrudnionych pracowników wykonujących pracę górniczą”.
W raporcie możemy też przeczytać, że w 2012 r. Ministerstwo Pracy podjęło pracę nad reformą górniczych emerytur, m.in. ograniczenia liczby uprawnionych oraz utworzenia Funduszu Emerytur Górniczych, na który składki płaciłby pracodawca. Plany pozostały na papierze.
Raport krytykuje też sposób podejmowania decyzji w spółkach górniczych. „Strategie działalności spółek węglowych zostały opracowane w sposób wskazujący, że ich przygotowanie traktowane było głównie jako realizacja wymogu formalnego, a nie jako potrzeba stworzenia rzeczywistego planu mającego zapewnić ich ekonomiczną efektywność. Opracowane strategie oparte były na mało realistycznych założeniach i prognozach,nie znajdujących rynkowego i ekonomicznego uzasadnienia. Spowodowane to było dążeniem do zbilansowania wysokich kosztów produkcji węgla przeszacowanymi przychodami, celem zademonstrowania prognozy dodatnich wyników finansowych”.
NIK pisze, że zarządy nie miały determinacji w osiąganiu celów, a jej brak wynikał „m.in. z roszczeniowej postawy górniczych związków zawodowych przy jednocześnie biernej postawie Ministra Gospodarki, co w szczególności dotyczyło kwestii polityki płacowo–kadrowej i zawieranych przez zarządy porozumień płacowych, które zapewniały utrzymanie spokoju społecznego w spółkach”.
Raport potwierdził także wątpliwości portalu WysokieNapiecie.pl w kwestii skupowania węgla przez Agencję Rezerw Materiałowych w 2015 r. Pisaliśmy, że z punktu widzenia podatnika akcja ta nie ma żadnego sensu i służy wyłącznie podtrzymaniu płynności spółek górniczych. A to cytat z raportu: „Zdaniem NIK utworzenie rezerw strategicznych węgla (…) było niecelowe. Jak bowiem ustalono, w latach 2012–2015 stan zapasów węgla kamiennego na zwałach kopalń, a także dodatkowo zapasów przedsiębiorstw energetycznych był ponadprzeciętnie wysoki i znacznie wyższy niż w latach poprzednich – kiedy rezerw takich nie tworzono. W świetle powyższych ustaleń, zdaniem NIK, rzeczywistym celem utworzenia rezerw strategicznych
węgla kamiennego było zapewnienie spółkom węglowym środków finansowych na ich bieżące funkcjonowanie oraz płynności finansowej”.
Agencja Rezerw Materiałowych dostała z budżetu na 2016 r. 380 mln zł na interwencyjne zakupy węgla. Do tej pory rząd nie chciał nic w tej sprawie pisnąć, zasłaniając się tajemnicą pańswtową, która otacza działania ARM.
NIK po raz pierwszy ujawnił kto dokładnie na tym skorzystał. I tu niespodzianka: największym beneficjentem okazał się Tauron – dostał 110 mln zł. KHW i JSW otrzymały za swój węgiel po 95 mln zł, a najmniej Kompania Węglowa – niecałe 80 mln zł. Kolejne 80 mln zł pochłonęły koszty składowania węgla, które oczywiście zapłaciła ARM spółkom węglowym.
NIK mógłby w tej sprawie spokojnie złożyć wniosek do prokuratury, gdyby nie drobny fakt – w połowie 2016 r. ceny węgla zaczęły wychodzić z dołka i ARM sprzedał składowany surowiec z zyskiem. Częściowo zresztą odkupiły go same spółki węglowe. We wrześniu 2016 Agencja znowu zrobiła zapasy, tym razem kupując 1,5 mln ton węgla od Polskiej Grupy Górniczej za ok. 300 mln zł. I znów sprzedała go z zyskiem, bo ceny cały czas rosły.
W ten sposób ARM wcielił w życie plan magazynowania zboża z „Kariery Nikodema Dyzmy”. W książce i w serialu pomysł ostatecznie zakończył się klapą. Zawsze wierzyliśmy, że prawdziwe życie jest ciekawsze od literatury…
Ale pomysł jest już chyba nie do powtórzenia, bo ceny węgla przestały rosnąć. Chociaż nie należy wykluczyć, że rząd znowu coś wymyśli.
Raport NIK powinien być jednak ostrzeżeniem, że tak dalej się nie da. „Zwlekanie z głęboką restrukturyzacją, dostosowującą zdolności produkcyjne górnictwa do możliwości rentownej sprzedaży węgla na rynku, może skutkować upadłością podmiotów górniczych bez możliwości dalszego udzielenia im wsparcia w postaci pomocy publicznej”. Możliwości dopłat z budżetu do zamykanych kopalń kończą się bowiem zgodnie z unijnym prawem w 2027 r. Potem będą musiały sfinansować to same spółki górnicze. Ale 2027 to przecież tak odległa data dla naszych polityków…
WysokieNapiecie.pl dowiedziało się, że będzie ciąg dalszy kontroli i izba oceni także działania nowego rządu, m.in. utworzenie Polskiej Grupy Górniczej. Na razie na konferencji po prezentacji raportu Ministerstwo Energii ustami dyrektor Departamentu Górnictwa Anny Margis zapewniło, że restrukturyzacja sektora idzie pomyślnie i tym razem będzie inaczej. Na konferencji nie było przedstawicieli spółek, które dostały największe wsparcie, przyszli za to szefowie firm, które mają najlepsze wyniki w branży – Bogdanki, PG Silesia i Węglokoksu. NIK zresztą skrytykował poprzedni rząd za niezrealizowanie strategii prywatyzacji sektora, wskazując, że „osiągane wydajności w KW, KHW i JSW były około 1,5–3 razy niższe niż uzyskiwane w tym czasie w prywatnych kopalniach PG Silesia i LW Bogdanka”.
W oczekiwaniu na kolejne niespodzianki szykowane przez nasze górnictwo możemy pocieszać się, że wniosło ono wielki wkład w rozwój nauki ekonomii. Zrealizowało mianowicie receptę wielkiego Johna Maynarda Keynesa, który proponował w czasach Wielkiego Kryzysu, żeby rząd zakopywał flaszki z pieniędzmi w starych kopalniach, a następnie płacił prywatnym firmom za ich wydobywanie i w ten sposób nakręcał koniunkturę. Keynes żartował, ale polski rząd udowodnił właśnie, że pomysł jest jak najbardziej możliwy. Ustalony przez Najwyższą Izbę Kontroli wynik mówi sam za siebie – 65,7 mld zł włożono, 64,5 mld wyjęto.
A zaginiony miliard z okładem? Poszedł na koszty systemu, czyli na owe Keynesowskie flaszki.