Globalne ocieplenie, teoria ewolucji, a nawet heliocentryzm i kulistość Ziemi ─ naukowców bawią argumenty na ich obalenie, ale miliony ludzi, w tym część światowych przywódców, mają wątpliwości. Podziały biegną m.in. politycznie i religijnie, a szczególnie ostre są tam, gdzie silna wiara w teorie spiskowe, jak w USA i Polsce.
Ziemia jest płaska ─ zapewne większość z naszych czytelników to stwierdzenie bawi, a jednak wciąż są ludzie całkiem serio przekonani, że tak właśnie jest. Część z nich zrzesza światowe Towarzystwo Płaskiej Ziemi, które doczekało się nawet polskiego oddziału. Trudno oszacować, ilu jest zwolenników tej tezy, ale wiadomo, że osób nieprzekonanych o tym, że to Ziemia krąży wokół Słońca, są miliony. Z tą podstawową teorią naukową zgadza się niespełna 90% Polaków i nieco ponad 80% Amerykanów ─ wynika z sondażu przeprowadzonego w 2011 roku przez hiszpańską fundację BBVA założoną przez jeden z największych europejskich banków.
Jeszcze mniej zwolenników w społeczeństwie ma teoria ewolucji. Nie brakuje też naukowców, którzy nadal starają się ją podważać. W ubiegłym roku do księgarń trafiła książka „Ewolucja, dewolucja, nauka” w której prof. Maciej Giertych, ojciec byłego ministra edukacji, przekonuje, że człowiek został stworzony przez Boga od razu tak, jak wygląda dzisiaj. Książkę wyśmiało w liście protestacyjnym kilkuset uczonych, jednak ich dowody naukowe nie przekonują aż 30% Polaków. W teorię ewolucji nie wierzy podobny odsetek Amerykanów. W badaniach przeważają takie korelacje ─ im niższe wykształcenie i bardziej konserwatywne poglądy, tym mniejsze zaufanie do naukowców w tym względzie. Co ciekawe, od niemal 70 lat teorię ewolucji potwierdzają już także kolejni papieże.
Podobnie jest z teorią globalnego ocieplenia. Tylko 69% Polaków jest pewna, że działalność człowieka ma wpływ na ocieplanie się klimatu. Wciąż aż 27% badanych nie jest o tym przekonanych ─ wynika z sondażu przeprowadzonego w 2016 roku przez CBOS na zlecenie Ministerstwa Środowiska. Także w tym wypadku sytuacja wygląda podobnie w USA.
Amerykańskie badania pokazują przy tym ostrą polaryzację polityczną. O ile większość Amerykanów zgadza się, że człowiek przyczynia się do globalnego ocieplenia, to o tym, że to bardzo poważny problem przekonanych jest 69% wyborców Partii Demokratycznej, z której wywodził się Barack Obama, i jedynie 20% republikańskich wyborców Donalda Trumpa.
Także i w sprawie globalnego ocieplenia nie brakuje pseudonaukowych wywodów na poparcie tezy, że klimat się jednak nie ociepla, a jeżeli już, to nie za sprawą człowieka, a nawet jeśli, to i tak za chwilę zacznie się ochładzać. Jedną z nowszych publikacji w tym temacie, przetłumaczoną i cytowaną także w Polsce, jest „Zimne słońce. Dlaczego klimatyczna katastrofa nie nadchodzi?” autorstwa dwóch Niemców, pracowników koncernu RWE: prof. Fritza Vahrenholta i dra Sebastiana Lüninga. Autorzy, nie podważając tezy, że człowiek przyczynia się do ocieplania klimatu, przekonują, że ONZ przesadza, bo temperatura od roku 2000 już nie rośnie z powodu spadku aktywności słonecznej. Autorzy pokusili się nawet o swoją projekcję zmian temperatur. Wystarczy prześledzić wyniki pomiarów, w tym także polskiego IMGW, aby stwierdzić, jak daleko od rzeczywistości znalazły się tezy tej książki (jej obszerną recenzję można przeczytać tutaj).
Niestety politycy sięgają po takie publikacje lub ludowe mądrości nie rzadziej niż przeciętni rodacy. „Jak sobie pomyślę, że płacimy za „globalne ocieplenie” i popatrzę za okno to mnie trafia szlag:/” ─ napisał dr Andrzej Duda jeszcze przed objęciem urzędu Prezydenta RP.
Ostatnio całą serię takich mitów zaprezentował na Kongresie Gospodarczym w Katowicach także minister energii Krzysztof Tchórzewski. Przekonywał audytorium, że w 2010 roku islandzki wulkan Eyjafjallajökull wyemitował więcej CO2 niż cała ludzkość w ciągu 10 lat. W rzeczywistości ludzie każdego dnia emitują nawet tysiąc razy więcej gazów cieplarnianych niż ten wulkan. Minister dodał także, że Polska jest liderem zalesienia w Europie, chociaż w rzeczywistości jest nawet poniżej średniej. To mity na poziomie tych wygłaszanych przez Janusza Korwin-Mikkego, jakoby Szwedzi szli na Polskę przez zamarznięty Bałtyk, chociaż historycy nie mają żadnych wątpliwości, że atak nastąpił… latem, co potwierdził i Sienkiewicz.
Dopóki naukowe mity są jedynie przedmiotem sporów przy niedzielnym objedzie, sytuacja nie jest zła. Gorzej, jeżeli stają się uzasadnieniem dla poważnych decyzji politycznych, jak ta podjęta przez prezydenta Donalda Trumpa o odrzuceniu światowego porozumienia mającego ograniczać emisje zanieczyszczeń do atmosfery.
Do prezydenta Trumpa nie przemówiło stanowisko jego własnych agencji rządowych, jak NASA i EPA, najlepszych uniwersytetów, jak Harvard i Yale, organizacji międzynarodowych: ONZ, WMO, UE, OBWE, ani 80 akademii nauk z takich państw jak: USA, Rosja, Chiny, Brazylia, Indie, RPA, Meksyk, Argentyna Niemcy, Francja, Wielka Brytania, Japonia, Korea Południowa, Iran, Pakistan i Australia. Nic więc dziwnego, że nie wszystkich polskich polityków przekonuje równie jednoznaczne stanowisko Polskiej Akademii Nauk.
Czym zatem tłumaczą swój polityczny sprzeciw wobec świata nauki? W 2012 roku Donald Trump wyłożył to na twitterze: „Koncepcja globalnego ocieplenia została stworzona przez i na rzecz Chin, aby uczynić amerykańskie fabryki niekonkurencyjnymi” ─ przekonywał. Z kolei polscy politycy między wierszami snują teorię, że globalne ocieplenie zostało wymyślone przez Niemców i Amerykanów, aby sprzedawać Polakom zaawansowane technologie ochrony powietrza. Także wśród zwykłych ludzi negujących zmiany klimatyczne przeważa pogląd, że to efekt globalnego spisku.
Zasada jest jeszcze jedna ─ politycy tym głośniej wyrażają swój sprzeciw wobec dowodów naukowych, im więcej głosów w wyborach mogą dzięki temu pozyskać. A tym, co będzie jutro, będą się już martwić inni.