Spis treści
Elektrownie wiatrowe offshore nieprędko powstaną w polskiej strefie Morza Bałtyckiego. Proces przygotowania inwestycji jest bardzo długi ze względu na pokaźną liczbę potrzebnych badań środowiskowych i zezwoleń. Zadania nie ułatwia inwestorom – jak na razie – resort energii, który nie pokazał jeszcze projektu długo oczekiwanej specjalnej ustawy „offshorowej”. Zdaniem branży, w rządzie przydałby się koordynator ds. morskiej energetyki wiatrowej. Inaczej trudno będzie spiąć kilka obszarów gospodarki, jakie mają być w projekty zaangażowane – od portów, przez infrastrukturę energetyczną, po huty i centra szkoleniowe.
Potężny potencjał
Zdaniem Olivii Breese z duńskiej firmy energetycznej Ørsted, Polska jest gotowa do rozwoju offshore ale „może trochę późno” zaczyna inwestycje. Teraz za technologią przemawia spadek jej kosztów (o ok. 60 proc. od 2012 roku), do tego Polska ma odpowiednie warunki morskie i wiatrowe, a rząd wydaje się gotowy do współpracy z biznesem – oceniła podczas V Kongresu Energetycznego DISE we Wrocławiu. Przy odpowiedniej polityce, jeśli ustawa offshorowa zostałaby uchwalona w przyszłym roku, pierwsze farmy wiatrowe offshore zaczną działać w 2024-2025 roku – powiedziała Dunka.
– Trudno będzie to szybciej zrealizować – potwierdził Jarosław Dybowski, dyrektor wykonawczy ds. energetyki PKN Orlen. – Dziś mówimy o 10 GW, a potencjał to myślę 30 GW. A jak rozwiną się technologie pływających morskich farm wiatrowych, to będziemy mogli wyjść na głębsze wody i mówimy o już o ponad 30 GW – stwierdził Dybowski podczas debaty o wizji rozwoju OZE w Polsce i na świecie.
Czytaj także: Marynarka Wojenna chce mieć oko na morskie farmy wiatrowe
Plan, który rozczarowuje
Na razie jednak urzędnicy nie dostrzegają aż takiego potencjału. Plany zapisane w projekcie Polityki Energetycznej Państwa to 10,3 GW mocy z farm wiatrowych na morzu i to dopiero w 2040 r. W praktyce może być nawet mniej, ponieważ o rozwoju offshore przesądzi w najbliższej dekadzie także Plan zagospodarowania przestrzennego polskich obszarów morskich. Wyznacza on pod energetykę wiatrową na morzu 2,3 tys. km kw, co może być za mało dla realizacji wszystkich ambicji.
Trzecia, ostateczna wersja projektu planu przestrzennego jest krytykowana przez Polskie Stowarzyszenie Energetyki Wiatrowej. Ustanowiona „na sztywno” na 4 kilometry minimalna szerokość korytarzy migracyjnych ptaków mocno ograniczy inwestorom możliwość stawiania wiatraków. PSEW proponuje, by przyjąć bardzie elastyczne przepisy i ustalać korytarze na etapie decyzji środowiskowych. Na obszarach zaznaczonych w projekcie planu jako tereny pod rozwój i wydobycie węglowodorów należałoby też umożliwić rozwijanie morskiej energetyki wiatrowej.
Czytaj także: Mniej miejsca na morskie farmy wiatrowe na Bałtyku
Plan w sierpniu trafił do oceny resortu inwestycji i rozwoju. Następnie ma byś skierowany do konsultacji międzyresortowych i poddany transgranicznej ocenie oddziaływania na środowisko, gdzie uwagi może złożyć np. Szwecja. Polska ma czas na przyjęcie planu (jako rozporządzenia Rady Ministrów) do marca 2021 roku. Potem plan będzie obowiązywał przez 10 lat. To za długo – ocenia PSEW i wychodzi z propozycją, by po 5 latach można było go aktualizować. To jednak – jak podkreślał resort gospodarki morskiej – wymagałoby za dużo konsultacji i długich procedur uzgadniania.
Sygnał na tak
Branża czeka na pozytywny sygnał ze strony rządu, że offshore ma być rozwijany. Polska Grupa Energetyczna, która rozwija trzy projekty farm wiatrowych na Morzu Bałtyckim, chce mieć około 25 proc. udziału w polskim rynku OZE. Teraz PGE ma najsilniejszą pozycję jeśli chodzi o farmy wiatrowe na lądzie. W przyszłości offshore może się okazać tu najważniejszy – oceniła we Wrocławiu prezes PGE Baltica Monika Morawiecka.
– Przede wszystkim musimy mieć jasny cel i jasne regulacje, bo bez tego pełnomocnik też nic nie zrobi. Ale myślę, że jak już będziemy je mieć, to koordynator może pomóc to zrobić szybciej, lepiej i taniej – powiedziała Morawiecka pytana o koordynatora ds. offshore w rządzie.
Ze strony resortu gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej branża nie może liczyć na pomoc. Na razie ostatecznego zielonego światła, w postaci ustawy offshorowej, nie ma także z resortu energii. Jak wynika z naszych informacji – resort energii nie chce skłaniać podległych sobie spółek energetycznych do ogromnych i drogich projektów. Zakładane 10 GW to wydatek rzędu 100 mld zł. Budowa infrastruktury przyłączeniowej i portowej pochłonie kilkaset milionów złotych. To pieniądze, których teraz nie ma, ale – przy odpowiednich planach rządu – powinny znaleźć się w funduszach unijnych z nowej perspektywy. Przy budowie farm wiatrowych na morzu o mocy 6 GW, co jest zakładane do 2035 roku, w całym łańcuchu dostaw pracę znajdzie w Polsce ok. 77 tys. osób. Ogromne zamówienia czekają też przemysł stalowy oraz kablowy, zyskają dziesiątki dużych i mniejszych firm.
W tak gigantyczne przedsięwzięcie firmy nie zaangażują się bez jasnej polityki rządu. We Wrocławiu dyrektor departamentu energetyki odnawialnej i rozproszonej ME Piotr Czopek zapewnił, że w sprawie offshoru nie ma pytania :”czy” tylko „jak i kiedy”. Więcej jasności może przynieść nowa wersja polityki energetycznej państwa, która ma być przedstawiona do końca roku.
Czytaj także: Orlen rozmawia o morskiej farmie wiatrowej m.in. z Vattenfallem