Naukowcy z Krakowa prognozują, że popyt na węgiel w energetyce do 2020 r. spadnie o co najmniej 6 mln ton. PGG wierzy, że jej węgla będzie to dotyczyć w najmniejszym stopniu
„Sprzedaż sortowanego węgla naszej firmy na polskim rynku w ostatnim roku wzrosła o 30 proc. a w najbliższych latach wzrośnie jeszcze dwukrotnie”.
Ta śmiała deklaracja to nie jest bynajmniej fragment przedstawionej w połowie maja strategii Polskiej Grupy Górniczej. To cytat ze sprawozdania finansowego spółki SUEK – rosyjskiego giganta węglowego. „Kierunek jest wyjątkowo perspektywiczny w związku z planami zamykania nierentownych kopalń przez polski rząd”.
Podobne plany ma mniejsza spółka KTK, która nawet startuje w przetargach organizowanych przez gminy, głównie na Warmii i Mazurach.
Kiedy trzy lata temui dziennik „Kommiersant” zastanawiał się czy normy jakości, które zamierzał wtedy wprowadzić poprzedni polski rząd zaszkodzą rosyjskim firmom, to ich przedstawiciele wzruszali ramionami. – Nasz węgiel jest o wiele lepszy od polskiego” – odpowiadali.
I rzeczywiście tak jest. Ma mniej siarki i wyższą wartość opałową. Rosyjskie spółki są od dawna sprywatyzowane, muszą konkurować z potentatami z Australii czy RPA. W Polsce oskarżano Rosję o dumping przy pomocy zaniżonych taryf kolejowych, ale pomimo, że Rosja od trzech lat jest członkiem WTO i można by złożyć skargę, to nikt w Polsce nie pofatygował się sprawdzić czy rzeczywiście tak jest.
Ministerstwo Energii widząc, że nic wskóra nic normami jakościowymi, próbuje obecnie zakazać sprzedaży węgla nieposortowanego. W rezultacie surowiec, który wjeżdża dziś do Polski jako tzw. niesort i u nas jest sortowany, będzie sortowany w Kaliningradzie lub na Białorusi. Nic się nie zmieni, a najwyżej pracę straci kilkadziesiąt polskich „sortowaczy” na co zresztą poskarżył się w konsultacjach nad projektem rozporządzenia marszałek województwa warmińsko-mazurskiego.
Strategia rosyjskich spółek jest więc znana i, trzeba przyznać, konsekwentnie realizowana. SUEK ma już nawet swoje składy w woj. śląskim
Strategia Polskiej Grupy Górniczej jest zbyt enigmatyczna, żeby ją porządnie zrecenzować. Spółka przyznała między wierszami, że będzie produkować mniej węgla niż PGG i KHW osobno. W 2030 r. ma to być 30 mln ton.
Z dostępnych planów wynika, że PGG w 2018 ma wydobyć ok 28 mln ton, a KHW – ponad 7 mln ton. Ale pamiętajmy, że trzy jednostki z KHW ( „Śląsk”, „Wujek” i Wieczorek) są przewidziane do zamknięcia. Wydobycie spadnie więc o ok. 5 mln.
To jedyne co ma spaść. Udział w rynku miałów węglowych dla elektrowni ma wzrosnąć 39 do 41 proc., w ciepłowniach i przemyśle z 54 do aż 74 proc. a u klientów indywidualnych z 42 do 53 proc. Gotówkowy koszt wydobycia węgla ma spaść z 239 do 203 zł za tonę.
Podawanie danych na 2030 r. ma tę zaletę (z punktu widzenia podających oczywiście), że za 13 lat nie tylko nikt nie będzie o tym pamiętał, ale znaczna część bohaterów dzisiejszych wydarzeń będzie już na emeryturze. O wiele bardziej interesujące byłyby wskaźniki planowane do 2020 r. niestety, spółka nie zdecydowała się ich pokazać.
Usłyszeliśmy, że strategia opiera się na bardzo konserwatywnych cenach węgla. Co oznacza, że przyjęto mniej więcej dzisiejsze ceny powyżej 60 dolarów za tonę w portach Belgii i Holandii ( ARA). Wskaźnik jest najistotniejszym czynnikiem kształtującym ceny w Polsce. Konserwatywne podejście liczy się autorom strategii na plus. Na minus należy im zapisać, że kompletnie nie odnoszą się do prognoz popytu na węgiel.
Sytuacja wygląda tak:
- część starych paliwożernych bloków energetycznych o mocy 200 MW skończy swój pracowity żywot po 2021 r. kiedy wejdą w życie nowe przepisy ekologiczne, tzw. konkluzje BAT.
- nowe elektrownie oddawane ok. 2020 r – Opole, Kozienice, Jaworzno- będą zużywać znacznie mniej węgla.
- zmodernizowane jednostki o mocy 200 MW też będą miały mniejszy apetyt na węgiel.
- zniknie znaczna część starych ciepłowni na węgiel w małych miejscowościach bo nie będą spełniać wymogów ekologicznych. Nowe nie będą już węglówkami, bo to się nie będzie opłacać. Zastąpią je jednostki gazowe i biomasowe.
W przedstawionych na początku roku scenariuszach „Strategii dla górnictwa” autorzy z ME zakładali w najbardziej pesymistycznym dla sektora scenariuszu, że popyt na węgiel w energetyce i ciepłownictwie spadnie o 5,3 mln ton.
Ale i ta prognoza wydaje się wielu zbyt optymistyczna. Marcin Malec, dr hab. Jacek Kamiński i Przemysław Kaszyński z Instytutu Gospodarki Surowcami Mineralnymi i Energią Polskiej Akademii Nauk szacowali w ub. roku, że zapotrzebowanie na węgiel potrzebny TYLKO do produkcji prądu spadnie do 2020 r. o 6,6 – 9,6 mln ton. Część danych jakie przyjęli, jest już nieaktualna (800 MW mocy prosumentów planowanych przez poprzedni rząd), ale w planach obecnej ekipy w PSE jest przecież ok. 2000 MW mocy w fotowoltaice.
Naukowcy z PAN szacują, że spadek popytu o te 6,6-9,6 mln ton pojawi się już do 2020 r. Ale niech to będzie nawet 2025 r.
Strategia PGG wygląda tak, jakby ograniczenie popytu dotyczyło tej spółki w najmniejszym stopniu. A przecież wiadomo, że konkurenci – Bogdanka, PG Silesia, nie mówiąc już o spółkach rosyjskich gdzie węgiel wydobywa się odkrywkowo po 11 dol. za tonę, mają mniejsze koszty, są bardziej elastyczni i mają dużo lepszy dostęp do kapitału. Polski górnik w głębinowej kopalni wydobywa ok. 800 ton węgla rocznie, rosyjski 400 ton… miesięcznie. Ale tam surowiec wydobywa się głównie w odkrywkach.
Szef finansów PGG Andrzej Paniczek, przyznał w specjalnym dodatku do „Trybuny Górniczej”, że spółka będzie się finansować głównie ze środków własnych. Jakiekolwiek próby pozyskania finansowania z rynku są z góry skazane na klęskę, bo banki boleśnie się sparzyły na 2,2 mld zł pożyczonych łącznie Kompanii Węglowej (poprzedniczce PGG) i KHW w 2011 r. Widoki na prognozowany zarobek na interesach z PGG są więcej niż marne, banki musiały się zgodzić na tzw. haircut czyli strzyżenie.
Finansowanie ze środków własnych (plus leasing) jest oczywiście możliwe, Kompania Węglowa i KHW żyły tak od 2003 r. aż do 2011-12. Wtedy właśnie chwilowa bańka spekulacyjna na rynku surowców spowodowała, że kilka banków zaryzykowało i pożyczyło pieniądze Kompanii i KHW.. Energetyka dała w tym i zeszłym roku w sumie ponad 2 mld, ale więcej pewnie nie da. A PGG chce wydać na inwestycje do 2030 r. ok. 20 mld zł.
Finansowanie ze środków własnych ma swoje minusy. Jeśli w ciągu najbliższych 5 lat cena węgla spadnie znowu na kilkanaście miesięcy do 45-50 dol. to PGG nie będzie miała żadnej poduszki finansowej i po prostu się nie pozbiera. Kto dziś założy się, że cena nie spadnie? Dziś węgiel importowany jest drogi, bo Rosjanie wysyłają więcej surowca do Chin, gdzie mogą uzyskać lepszą cenę. Import maleje, ale kto wie, jak sytuacja się ułoży w 2018 czy 2019 r.?
Popyt będzie spadał, ale spada i podaż, bo PGG nawet razem z KHW nie jest w stanie wydobywać tyle węgla, ile by chciała. O przyczynach tego stanu napiszemy innym razem, ale warto skonstatować jeden fakt. Wydobycie kuleje, bo PGG, w porównaniu z konkurencją, ma słabo rozpoznane złoża i natyka się na problemy geologiczne, których podobno nie sposób było przewidzieć. Taki problem pojawił się ostatnio w kopalni „Piast”. Według naszych informacji jej rentowna eksploatacja stoi pod mocnym znakiem zapytania z powodu cienkości pokładu, zwłaszcza, że tamtejszy węgiel jest kiepskiej jakości (ma dużo chloru i niską wartość opałową). Nie bardzo wiadomo co z tym robić, zwłaszcza, że węgiel z„Piasta” miał być filarem nowej strategii sprzedaży. Spółka chciała go mieszać z najlepszym w Polsce węglem z „Wesołej” i dzięki temu podbijać najbardziej rentowny rynek ciepłowni i przemysłu.
PGG ma wdrożyć w przyszłym roku nowy system wynagradzania, oparty na efektach, tj. głównie na realizacji planów wydobycia i rentowności. Ale górnicze związki zażądały przywrócenia zawieszonych elementów wynagrodzenia, tzn. nieszczęsnych „czternastek”, które de facto są „trzynastkami”. Tymczasem każda próba obniżenia kosztów musi jakoś zahaczać o płace, bo to jest prawie 60 proc. kosztów spółki. Czy podniesienie górnikom pensji i zjechanie z kosztem wydobycia z 239 zł do 203 za tonę w 2030 r. jest możliwe?
Skoro węgla brakuje, a PGG musi się wywiązać przede wszystkim z kontraktów wobec dużej energetyki, w konsekwencji rosną ceny węgla dla ciepłowni, gdzie konkurencja jest największa, ale i ceny najwyższe. „W kontekście kontraktów na zakup i dostawy węgla w 2017 roku oznacza to, że odbiorcy przemysłowi (głównie elektrociepłownie, ale także np. papiernie i cukrownie) będą w znakomitej większości skazani na droższy węgiel importowany” – napisał niedawno w raporcie monitorujący ten segment rynku analityk Dawid Salamądry z firmy Energomix.
W ogłaszanych wynikach przetargów w miejskich ciepłowniach zdarzają się dawno już niewidziane ceny–13-14 zł za gigadżul. A ciepłownie dopiero zaczynają się kontraktować na przyszły rok. Przyzwyczaiły się przez ostatnie dwa lata do niskich cen i nie bardzo chcą płacić więcej. Np. Aleksandrów Łódzki musiał miesiąc temu unieważnić przetarg na dostawę węgla, bo przeznaczył w budżecie 2,1 mln zł, a najniższa oferta opiewała na 2,4 mln.
Tylko drogi węgiel daje szanse przetrwania Polskiej Grupie Górniczej. Ale jeśli węgiel będzie drogi, to dla mniejszych miast tym większy będzie bodziec aby coraz szybciej przechodzić na inne paliwa, nawet nie czekając na wejście w życie nowych przepisów unijnych.
Ministerstwo Energii zaczyna zdawać sobie z tego sprawę. W piątek szef resortu, Krzysztof Tchórzewski po raz pierwszy stwierdził że w mniejszych miastach węgiel będzie zastępowany przez gaz lub biomasę. Zaznaczył jednak, że udział węgla w miksie energetycznymi do 2040-50 r. będzie wciąż wysoki – 50 proc.
Pozytywna wiadomość jest też taka, że wg naszych informacji Ministerstwo Energii zrezygnowało z publikacji krytykowanego przez WysokieNapiecie.pl dokumentu „Strategia dla górnictwa do 2030 r.” (nie przypisujemy jednak tego faktu naszej krytyce). Górnictwu będzie poświęcony rozdział w dokumencie „Polityka energetyczna Polski do 2030 r.”.
Mamy nadzieję, że będzie lepiej przygotowany, oparty na bardziej wiarygodnych prognozach. Bo jak napisał górniczy bloger rząd powinien traktować górników jak mężczyzn i mówić im prawdę.