Ostatnie decyzje Duńczyków wokół ich największego źródła gazu – pola Tyra na Morzu Północnym – nie wyglądają zbyt korzystnie dla projektu budowy korytarza dostaw gazu z Norwegii do Polski. Dla Danii gaz z Norwegii nie będzie w przewidywalnej przyszłości miał większego znaczenia.
W marcu największa duńska firma wydobywcza Maersk Oil ogłosiła, że porozumiała się z rządem co do przyszłości pola Tyra, z którego podchodzi 90 proc. gazu, zużywanego i eksportowanego przez Duńczyków. Tyra nie zostanie zamknięta z powodu wyczerpania zasobów, co było wcześniej jedną z opcji. W zamian za ulgi podatkowe Maersk Oil gruntownie przebuduje infrastrukturę pola, tak by mogło ono dostarczać Danii gaz jeszcze przez co najmniej dwie dekady. To raczej wola utrzymania status quo, jeśli chodzi o źródła gazu, a nie szukania nowej drogi zaopatrzenia.
W ogóle kraniec wydobycia gazu na Morzu Północnym jest już w zasięgu wzroku, ale tym Dania specjalnie się tym nie przejmuje. Zużycie gazu ziemnego w tym kraju będzie systematycznie spadać, z poziomu ok. 3 mld m sześc. rocznie dziś do zaledwie 1,8 mld w 2030. Częściowo zostanie on zastąpiony przez biogaz, a resztę wyrugują OZE. W końcu w Danii energia ze źródeł odnawialnych to niemal świętość.
Zanim jednak Duńczycy do cna wyeksploatują Tyrę, muszą ją czasowo zamknąć. Produkcja gazu ma stanąć w grudniu 2019 r., i ponownie ruszyć wiosną 2022. Właśnie wtedy, kiedy miałby zacząć działać projektowany przez Polskę korytarz z Norwegii. Jego pierwszym i niezbędnym elementem jest połączenie podmorską rurą (zwaną potocznie wpinką, tie-in) systemu duńskiego i norweskich gazociągów biegnących na południe. Gdyby Duńczycy w przyszłości musieli sprowadzać gaz z Norwegii, budowa łącznika byłaby oczywista. Tymczasem w sytuacji gdy Tyra po nieco ponad dwóch latach znów ruszy, interes w tej inwestycji mają głównie Polacy.
Maersk Oil nie zdradza, czy ma w planach budowę tego połączenia. Jak się dowiedzieliśmy, zakres prac ma się znaleźć w decyzji inwestycyjnej (FID), która ma zostać przyjęta pod koniec roku. Innymi słowy, co najmniej do końca roku nie będzie na pewno wiadomo, czy Duńczycy połączą swój system z norweskim. A to dla całego Baltic Pipe to element zasadniczy.
Z punktu widzenia zaopatrzenia w gaz duńskiego rynku ponaddwuletnie zamknięcie Tyry oznacza też ograniczenie podaży. Duńczycy gruntownie jednak przeanalizowali już taką sytuację. Doszli do wniosku, że bez podstawowego źródła ich system gazowy staje się znacznie bardziej podatny na różne zakłócenia. Ale z drugiej strony jest dobrze rozbudowany, ma duże magazyny, a zamiast eksportować gaz do Niemiec, tą samą rurą można go importować. Tylko w przypadku ekstremalnie mroźnej i przedłużającej się zimy można by spodziewać się jakiś kłopotów z zaopatrzeniem odbiorców w gaz – ocenił duński operator przesyłowy energienet.dk.
Czasowe i zaplanowane zniknięcie dostaw z Tyry będzie też miało oczywiście znaczący wpływu na ceny na rynku. Na pewno będą wyższe oraz będą występowały piki cenowe, jak to się już działo w przeszłości w momentach ograniczania podaży przy wysokim popycie. Jednak konkluzja z duńskich analiz jest taka, że trudny okres da się przetrzymać bez podejmowania dodatkowych znaczących inwestycji.
Może się więc okazać, że neutralne nastawienie Danii oznacza mniej więcej tyle: nie będziemy się sprzeciwiać, ale sami za wszystko zapłaćcie. I według naszych informacji tak właśnie z grubsza wyglądają propozycje strony duńskiej, co dla polskiego rządu, mimo całego entuzjazmu dla projektu, jest jednak problemem. Duńskie media powołując się na nieoficjalne informacje oceniały koszt inwestycji Baltic Pipe na 9-12 mld koron czyli ok. 4- 5,5 mld zł, choć równie nieoficjalne źródła polskie powiedziały nam, że ta kwota jest zawyżona.
Umowa Maersk Oil z rządem została ogłoszona kilka dni przed planowanym rozpoczęciem procedury Open Season dla Baltic Pipe. Która, według deklaracji strony polskiej, na jesieni miała zakończyć się podpisaniem wiążącym umów przesyłowych. Open Season nie ruszyło do dzisiaj, zamiast tego mamy kolejne kontakty na poziomie rządowym.