Po kilku dniach warszawskiej konferencji klimatycznej COP 19 pesymiści mogą wykonać swój ulubiony gest czyli wzruszać ramionami. Optymistom pozostaje czekać na przyjazd ministrów ochrony środowiska.
Filipiński tajfun Heiyan, który pochłonął już kilka tysięcy ofiar skłonił niektórych uczestników konferencji do niestandardowych zachowań – szef filipińskiej delegacji Naderev Sano ogłosił rozpoczęcie głodówki protestacyjnej dopóki kraje rozwinięte nie zgodzą się zapłacić rozwijającym za skutki zmian klimatycznych.
Sano szybko znalazł naśladowców – przyłączył się do niego m.in. Tomasz Waśniewski, doradca wójta gminy Lublin, gdzie rząd chciałby zabezpieczyć do przyszłej eksploatacji ogromne złoża węgla brunatnego, czemu sprzeciwia się miejscowa ludność.
Na Stadionie Narodowym na którym odbywa się COP, Polska Akcja Humanitarna zbierała dzisiaj pieniądze na rzecz ofiar katastrofy. Kwestował też minister środowiska Marcin Korolec.
Ale nie wygląda na to, żeby tajfun i głodówka miały jakiś wpływ na władze państw, które myślą raczej o pieniądzach niż o klimacie. Jak zimny prysznic mogła podziałać na działaczy ekologicznych decyzja rządu Japonii, który ogłosił rezygnację z celów wziętych na siebie w ramach Protokołu z Kioto. Zamiast 25 proc. redukcji emisji CO2 o 25 proc. do 2020 r. w stosunku do 1990 r. rząd ogłosił redukcję o 3,8 proc. w stosunku do 2005 r. W ten sposób Japończycy próbują w dość nieudolny sposób zakamuflować prawdziwy wydźwięk swej decyzji – emisje w latach 1990 – 2020 wzrosną o 3 proc. zamiast spaść o 25 proc.
Japonia po spowodowanej tsunami awarii elektrowni atomowej w Fukushimie wyłączyła wszystkie siłownie atomowe. Musiały zostać zastąpione przez elektrownie gazowe i węglowe co spowodowało wzrost cen prądu i wzrost emisji CO2. Kraj Kwitnącej Wiśni jest piątym emitentem CO2 na świecie.
Organizacje ekologiczne potępiły Japończyków, swoje rozczarowanie wyraził też szef delegacji chińskiej So Wei. Chińczycy w przeciwieństwie do Japończyków, choć nie przystąpiły w pełni do Protokołu z Kioto zmniejszyły tempo wzrostu emisji CO2 z 10 proc. rocznie do 3 proc. , między innymi dzięki zastępowaniu starych elektrowni węglowych przez nowe, znacznie sprawniejsze.
Do krajów sceptycznie zapatrujących się na walkę z globalnym ociepleniem dołączyła właśnie Australia. Konserwatywny gabinet ogłosił tam zniesienie systemu handlu emisjami, który wprowadził poprzedni, lewicowy rząd. Australia jest z największych światowych producentów węgla.
Amerykańska delegacja ma instrukcje żeby zablokować określenie w Warszawie szczegółów mechanizmu „loss and damage” na podstawie którego kraje rozwinięte miałyby rekompensować krajom rozwijającym się szkody powstałe wskutek zmian klimatu.
Kraje rozwijające się też mają ciekawe pomysły na ożywienie negocjacji. Według naszych informacji delegacja brazylijska zaproponowała zupełnie serio żeby wyliczyć odpowiedzialność poszczególnych państw za emisję CO2 od 1850 r. Nawet gdyby udało się opracować model matematyczny to Pozostaje tylko drobiazg – jak wyliczyć emisje krajom, których w 1850 r. nie było na mapie, tak jak np. Polski.
Zresztą nawet w głodówce Nadereva Sano można dopatrywać się sporej dozy hipokryzji. Filipiński rząd nie zamierza bowiem odżegnywać się od tak potępianej przez ekologów energetyki węglowej. W tej chwili w tym kraju pracuje 4,2 tys. megawatów energetyki węglowej, a rząd nie tylko nie zamierza ich zamykać ale chce otwierać nowe. Według danych Greenpeace w ciągu najbliższych nie tylko nie rząd planuje uruchomienie w najbliższym czasie powstanie 4,5 tys. MW nowych siłowni węglowych.
Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że Naderev Sano protestuje przeciw działaniom rządu, który sam reprezentuje.