Dzięki specjalnej ustawie kilkudziesięciu górniczych związkowców będzie mogło przejść na urlopy górnicze. Podatnicy zapłacą za to 2 mln zł rocznie. Może trzeba było tak rozmawiać ze związkowcami wcześniej?
Nie pamiętamy aby w polskim parlamencie uchwalano kiedykolwiek ustawę dotyczącą takiej garstki ludzi. Chodzi o ok. 50 górniczych związkowców.
Poselski, (choć przygotowany przez rząd) projekt ustawy pojawił się w Sejmie nagle w środę 8 marca, a już w czwartek przyjęła go w pierwszym czytaniu sejmowa komisja energii i skarbu państwa. Urlopy dla górniczych działaczy to nie był główny powód tak pilnego trybu procedowania. Minister energii Krzysztof Tchórzewski przyznał się posłom do niedopatrzenia przy planowaniu fuzji PGG a KHW. Zapomniano o nieodrolnionych działkach, które są własnością KHW. Takie działki to zaszłości jeszcze lat 60. czy 70.
Zgodnie z uchwaloną przez PiS ustawą o ziemi rolnej, ziemię tę musiałaby po transakcji sprzedaży KHW do PGG przejąć Agencja Nieruchomości Rolnych. Projekt wyłącza nieruchomości rolne użytkowane przez górnictwo spod tej ustawy.
Swoją drogą fakt, że w Ministerstwie Energii i obu spółkach zapomniano akurat o tej kwestii może dziwić, bo kiedy w kwietniu 2016 powstawała PGG, to panował olbrzymi pośpiech, wiadomo było, że musi być zarejestrowana przed 1 maja 2016, bo wtedy wchodziła w życie ustawa rolna.
Wróćmy jednak do naszych związkowców. Urlopy górnicze należały się do tej pory wyłącznie górnikom pracującym pod ziemią, którym zostały cztery (lub mniej) lata do emerytury. Przechodząc na taki urlop, dostają 75 proc. pensji aż do chwili kiedy nabędą uprawnienia emerytalne. Od maja 2015 do grudnia 2016 na takie urlopy poszło 4045 górników, a budżet zapłacił za to 263,5 mln zł.
Jeśli ustawa zostanie uchwalona, a wszystko na to wskazuje, uprawnienia dostaną także górniczy związkowcy, choć nie pracują pod ziemią. Minister Tchórzewski zapewnił posłów, że ten punkt ustawy nie jest warunkiem zgody związków na fuzję PGG i KHW. Z jego słów wynikało, że idzie raczej o ulżenie doli górniczych działaczy po likwidacji ich macierzystych kopalń. – To typowo ludzkie podejście – mówił posłom.
Mamy w tej sprawie mieszane uczucia. Z jednej strony szkoda 2 mln zł, można by za to wyremontować jakieś drogi,czy zbudować kilka ścieżek rowerowych albo kilkadziesiąt placów zabaw dla dzieci na Śląsku. Z drugiej strony, jeśli ma to być cena związkowców za zgodę na zamknięcie nierentownych kopalń, to warto ją zapłacić.
Z trzeciej strony, część związkowców prowadziła rozmaite interesy i interesiki, zarabiając na spółkach, w których działali, więc chyba zabezpieczyli swoją przyszłość. Te biznesy zresztą stały się źródłem niesnasek między samymi związkami. Sierpień 80 zarzucił „Solidarności”, że protestując przeciw fuzji PGG z KHW broni swojej Górniczej Spółki Pracowniczej, fedrującej dla KHW w soboty i niedziele.
Naprawdę żal odsyłać tak znakomitych biznesmenów na urlopy, zwłaszcza biorąc pod uwagę również wszechstronną wiedzę jaką prezentują w mediach w kwestii tego, co można zrobić aby górnictwo było rentowne. Z taką elokwencją mogliby przecież iść na konsultantów do firm australijskich czy południowoafrykańskich i nauczyć ich, że „nie ma czegoś takiego jak nierentowna kopalnia” (cytujemy za szefem górniczej „Solidarności, Dominikiem Kolorzem).
Nie możemy sobie darować tych złośliwości, bo związkowcy nie chcą na siebie wziąć odpowiedzialności za bagno w jakim znalazło się śląskie górnictwo. Ponoszą ją na równi z wszystkimi kolejnymi rządami od 2003 r. kiedy utworzono nieszczęsną Kompanię Węglową. Związki uparcie nie godziły się na wprowadzenie zasad gospodarki rynkowej w spółkach, przede wszystkim na zamykanie nierentownych kopalń. A zarządy proponowały bardzo nieśmiało, bo wiedziały, że właściciel czyli skarb państwa, ich nie poprze.
Jeszcze w 2012 r. ówczesny prezes Węglokoksu Jerzy Podsiadło zaproponował fuzję swojej firmy z KHW. Gdyby ówczesny rząd się zgodził, dziś prawdopodobnie bylibyśmy w zupełnie innym miejscu. Wówczas fuzję zablokowali związkowcy, a rząd PO –PSL nie chciał ich drażnić bo prowadził politykę „ciepłej wody w kranie” chociaż akurat górnikom przydałby się raczej zimny prysznic.
Teraz, kiedy rząd odsyła związkowców na urlopy górnicze za pieniądze podatników, co bardziej uczciwi i bezinteresowni spośród nich zapewne mają poczucie życiowej porażki. Ale u niektórych nic nie jest w stanie popsuć dobrego samopoczucia i przekonania o własnej nieomylności…