Spis treści
Kultowa, legendarna, w dodatku nowoczesna i ekologiczna, bo elektryczna. O idei wskrzeszenia marki należącej do FSO mówią ostatnio wszyscy, również w kontekście rządowego Planu Rozwoju Elektromobilności. Jednak czy faktycznie jest się już z czego cieszyć?
W powojennej historii Polski nie mamy zbyt wielu wartych odnotowania motoryzacyjnych osiągnięć. Kilka prymitywnych, dwusuwowych motocykli i jeden większy, czterosuwowy. Samochody budowaliśmy głównie licencyjne – i bardzo dobrze – bo to, co udało nam się zaprojektować samodzielnie, było, bardzo delikatnie rzecz ujmując, słabe. Inna sprawa, że nie było tego dużo. Mikrus MR-300 z roku 1957 był konstrukcją bardzo zapatrzoną na niemieckiego Goggomobila, ale o jakości dużo poniżej przeciętnej. Pokonanie kilkuset kilometrów bez poważnej naprawy bądź remontu było trudne.
Syrena wprowadzona do masowej, w porównaniu z Mikrusem, produkcji, była pod tym względem nieco lepsza, zwłaszcza późniejsze modele. Ale od samego początku, czyli roku 1957, gdy uruchomiono produkcję modelu 100, było to auto względem zachodnich odpowiedników prymitywne. A co gorsze, produkowano je znacznie poniżej obowiązujących w niemieckich, amerykańskich czy brytyjskich fabrykach standardów jakościowych.
Czar i urok dawnych lat
Można mieć sentyment do czasów PRL, kolorować czarno-białe zdjęcia i przymykać oko na wszechobecną bylejakość, ale wychwalanie zalet Syreny produkowanej od 1957 do 1983 roku, niezależnie od modelu, świadczy tylko o tym, że nigdy się nią nie jechało. Co innego nostalgia, co innego suche fakty. To był jeden z najgorszych samochodów produkowanych nie tylko w naszej, oddzieloną żelazną kurtyną części świata, ale w ogóle. Śmierdzący przepalonym olejem, dymiący, hałasujący, cieknący i rozpadający się od samego patrzenia grat, niebezpieczny przy każdej prędkości. Jego jedyną zaletą, patrząc z dzisiejszej perspektywy, było to, że był.
Syrena z sentymentu
W latach dziewięćdziesiątych, starsi pewnie pamiętają, polskie media fascynowały się Syreną z silnikiem Porsche. Jeździło po naszym kraju kilka aut typu SAM, zbudowanych mniej lub bardziej prowizorycznie. Z zewnątrz wyglądały jak Syrena, ale pod panelami z włókna szklanego ukryty był niemiecki silnik wraz z kompletną elektryką i układem przeniesienia napędu, pochodzący najczęściej z rozbitego w pył egzemplarza.
Przez ostatnie lata temat Syreny powraca w różny sposób, a to jako model Sport – zaginiony, otoczony kultem i nostalgią, a to jako pomysł na masową, rodzimą produkcję. To nawet nieco zabawne, że mamy równolegle prowadzone dwa projekty, zresztą przez niespecjalistyczną prasę mylone. Pierwszy to „Syrenka” zaprojektowana przez AMZ-Kutno, co prawda bez praw do nazwy (stąd Syrenka), ale ze szczodrym dofinansowaniem ze strony Narodowego Centrum Badań i Rozwoju oraz, co niesłychanie ważne i unikalne wśród „wskrzesicieli” polskiej motoryzacji, z homologacją. Według nieaktualizowanej od dwóch lat strony na Wikipedii, masowa produkcja pojazdu ruszyła w zeszłym roku…
Drugi pomysł ma firma AK Motor utrzymująca, że posiada prawa do nazwy „Syrena”. W niedawnym wywiadzie dla portalu Samar.pl zapytany o to Janusz Woźniak, prezes FSO, potwierdził współpracę, zaprzeczył jednak trwałemu przekazaniu praw do marki. To właśnie AK Motor zademonstrowała kilka dni temu rysunki, czy raczej wizualizacje, nowego modelu wpisującego się jednocześnie w rządowe plany.
Elektryczny dla młodzieży
Zostawmy jednak skomplikowane problemy nomenklatury czy sposoby finansowania oparte głównie na dotacjach związanych z programem INNOMOTO, a skupmy się na tych nielicznych szczegółach zaprezentowanych wraz z pojedynczymi rysunkami. Nowy polski samochód, Syrena Nixi, ma być pojazdem wyłącznie elektrycznym. Planowany zasięg to około 150 kilometrów, szacunkowy koszt przejechania 100 kilometrów to 6 złotych. O osiągach producent nic nie wspomina, ale nie wykluczone, że będą one typowo miejskie. Przy Nixi pojawia się zwrot ‘mikrosamochód’, a to konstrukcja z definicji bardzo ograniczona. Przeznaczona najczęściej dla najmłodszych użytkowników dróg, z prawem jazdy kategorii B1 (masa własna pojazdu poniżej 400 kilogramów) i silnikiem o maksymalnej mocy 20.4 KM oraz zakazem wjazdu na drogę ekspresową i autostradę, głównie ze względu na niską prędkość maksymalną. Tego typu konstrukcje są umiarkowanie popularne w Europie Zachodniej, m.in. we Francji. Malutkie, proste, łatwe do zaparkowania i tanie w eksploatacji auta marki Aixam lub Ligier wybierane są też chętnie przez osoby, które potrzebują samochodu sporadycznie, na niewielkich dystansach.
Milion Nixi?
Co wyjdzie z pomysłu Syreny Nixi? Pewnie niewiele, ale kilka faktów może cieszyć. Przede wszystkim, to bardzo prosty projekt możliwy do wykonania w większości, jeśli nie w całości, przy udziale polskich kooperantów. Bardzo ważne jest wsparcie rządu, zwłaszcza deklaracje o znacznie tańszych nocnych taryfach do ładowania pojazdów elektrycznych. Przydałoby się dodatkowe ułatwienia dla pojazdów elektrycznych, możliwość korzystania z pasów autobusowych (choćby przez najbliższych 10 lat) czy darmowego parkowania. Jednak nawet wtedy obiecany niedawno milion pojazdów elektrycznych do 2025 roku jest po prostu nierealny. Chyba że Polacy pokochają Syrenę. Jak nigdy wcześniej.