W tym roku do Urzędu Miasta wpłynęły 1694 wnioski o dofinansowanie instalacji wykorzystującej lokalne źródła energii – poinformował portal WysokieNapiecie.pl warszawski ratusz. To rekordowa liczba wniosków. Przez sześć lat realizacji programu warszawski samorząd dofinansował łącznie 5216 takich inwestycji mieszkańców, lokalnych firm oraz instytucji samorządowych, przeznaczając na to 35,5 mln zł.
– Po wprowadzeniu ostatnich zmian w budżecie, na dotacje na odnawialne źródła energii mamy zabezpieczone 16,7 mln zł dla wszystkich osób, które wystąpiły z wnioskiem i spełniają warunki udzielenia dotacji. Zabezpieczamy środki, by wszyscy wnioskujący mogli dostać od miasta dotacje, jednak nie każdy mieszkaniec ostatecznie podejmuje się zgłoszonej inwestycji np. ze względu na brak warunków budowlanych – wyjaśnia w rozmowie z WysokieNapieice.pl Dominika Wiśniewska z Urzędu M. St. Warszawy.
Zobacz także: Rekordowe obciążenie sieci w Warszawie. Zbliżamy się do Budapesztu
Wydział Ochrony Środowiska stołecznego ratusza nie informuje jakie dokładnie instalacje OZE mogą powstać w wyniku dofinansowania, jednak wiadomo, że większość warszawiaków i warszawskich firm chce zainstalować na dachach panele słoneczne.
Prawdopodobnie największą część inwestycji zrealizuje, za pośrednictwem przejmowanej właśnie w całości spółki Foton Technik, największy sprzedawca energii w stolicy – Innogy. Spółka w imieniu swoich klientów złożyła bowiem ponad jedną czwartą wniosków.
– Spośród 459 wniosków, jakie złożyliśmy w imieniu naszych klientów do urzędu, wszystkie dotyczą instalacji fotowoltaicznych [a więc służących do produkcji energii elektrycznej ze słońca –red.], o średniej mocy 4,67 kW. Całkowity koszt takiej inwestycji to dziś ok. 30 tys. zł brutto – tłumaczy w rozmowie z WysokieNapiecie.pl Aleksandra Smyczyńska, szefowa komunikacji warszawskiego sprzedawcy prądu.
Ratusz dofinansowuje do 30 proc. kosztów takich inwestycji prosumentów, ale każdorazowo maksymalnie 15 tys. zł. Więcej, bo do 40 tys. zł, może wynieść dofinansowanie do montażu „zielonych” źródeł ciepła w domach, które nie są przyłączone do sieci ciepłowniczej – kolektorów słonecznych i pomp ciepła.
Jak szybko, dzięki dofinansowaniu takiemu jak w Warszawie, zwracała się dziś inwestycja w panele słoneczne? – Wszystko zależy od ceny sprzedaży systemu oraz ceny za energię, jaką opłaca klient. Orientacyjnie jest to około 6-7 lat. Jednak jeżeli klient jeszcze połączy to z ulgą podatkową jaka weszła w styczniu tego roku, to czas ten znacznie się skraca – wyjaśnia Smyczyńska.
W jej ocenie koszty inwestycji w dobre jakościowo systemy fotowoltaiczne są już dziś tak niskie, że inwestycja jest w stanie spłacić się w akceptowalnym horyzoncie czasowym nawet bez takich dotacji, jakie przyznaje mieszkańcom i lokalnym firmom Warszawa. Horyzont wydłuża się jednak wówczas do… blisko dekady.
Nie brzmi to zachęcająco dopóki nie spojrzy się na sprawę od strony comiesięcznych wydatków. – W przypadku kredytu na instalację na 10 lat, nawet bez dotacji, nasza miesięczna rata kredytu może być taka sama lub niższa, niż to co zaoszczędzimy na rachunkach za energię elektryczną. W efekcie będziemy wydawać na energię tyle samo co dzisiaj, ale w ramach tych pieniędzy zaczniemy już spłacać własną elektrownię. W tym czasie jest bardzo prawdopodobne, że ceny energii jeszcze bardziej wzrosną, więc w rzeczywistości będziemy płacić mniej, niż bez tej inwestycji. Natomiast po okresie spłaty kredytu energię elektryczną będziemy produkować de facto za darmo. Trzeba pamiętać, że dobre instalacje fotowoltaiczne efektywnie produkują energię przez ponad 25 lat. W tym czasie trzeba będzie jedynie wymienić po ok. 25 latach falownik o wartości ok. 4,5 tys. zł – dodaje Aleksandra Smyczyńska z Innogy.
To sprawia, że zainteresowanie instalacjami fotowoltaicznymi w Polsce w ostatnich latach bardzo szybko rośnie. Swoją cegiełkę do tego sukcesu dołożył także rząd. Rozwlekłe dyskusje wokół cen energii elektrycznych i niefrasobliwe próby ich „zamrożenia” sprawiły, że chętnych na częściowe uniezależnienie się od zakupów energii na rynku przybywa. – Takiego zainteresowania na rynku nigdy jeszcze nie widziałem – mówi w rozmowie z WysokieNapiecie.pl jeden z instalatorów paneli słonecznych.
Zobacz także: Rekordowe zapotrzebowanie na moc przed nami. Jesteśmy przygotowani?
Na postawienie na dachu instalacji fotowoltaicznej o mocy 150 kW (a właściwie trzech instalacji o mocy 50 kW, bo ze względu na przepisy tak będzie korzystniej) zdecydowało się także Ministerstwo Przedsiębiorczości i Technologii. Instalacja będzie zaspokajać blisko jedną dziesiątą zapotrzebowania na energię elektryczną ministerialnego budynku przy placu Trzech Krzyży.
Budowa paneli słonecznych w Warszawie powinna poprawić bezpieczeństwo energetyczne miasta. W tym roku stolica już trzykrotnie biła rekordy letniego zapotrzebowania na moc elektryczną. Co więcej, tegoroczny szczyt zapotrzebowania, ustanowiony 26 czerwca i wynoszący 1343 MW, był wyższy od najwyższego w tym roku zapotrzebowania zimowego. W środku upalnych dni Warszawa potrzebuje o blisko 30 proc. więcej mocy, niż średniorocznie. Aby w całości pokryć te szczyty w mieście powinno więc stanąć blisko 300 MW paneli słonecznych, pracujących niemal dokładnie w tym samym czasie co klimatyzatory. W całej Polsce letnie szczyty generują o ok. 2,5 GW większe zapotrzebowanie na moc od średniorocznego.
Zobacz: Małopolska: 10 tys. rodzin zainwestuje w „zieloną” energię
Instytut Energetyki Odnawialnej szacuje, że łączna moc systemów fotowoltaicznych w Polsce zbliża się już do 700 MW. Natomiast w efekcie trzech przeprowadzonych dotychczas rządowych aukcji na większe projekty, do połowy przyszłego roku może powstać niemal tysiąc takich elektrowni o łącznej mocy blisko 900 MW. Jeżeli jednak rząd przyjąłby dodatkowe wsparcie w postaci zapowiadanego przez minister przedsiębiorczości Jadwigę Emilewicz programu „Energia Plus”, na koniec 2020 roku łączna moc elektrowni słonecznych w Polsce osiągnęłaby ok. 3,2 GW, a więc mniej więcej tyle, ile oczekiwałyby Polskie Sieci Elektroenergetyczne, aby system pracował bez przeszkód także podczas upałów.
Zobacz także: Rząd i Prezydent: to człowiek odpowiada za zmiany klimatu