Miliony litrów traconej bezpowrotnie wody i ogromna ilość chemikaliów wtłaczanych pod ziemię ─ taki sposób wydobycie ropy i gazu łupkowego może przejść do historii. Na rynku jest już technologia pozwalająca na szczelinowanie łupków dużo mniej szkodliwie. To dobra informacja w kontekście nowej polityki energetycznej Donalda Trumpa.
Amerykańska spółka EcoSphere Technologies opracowała metodę szczelinowania, w której większość związków chemicznych (wśród których są m.in.: kwas solny, glikol etylenowy, metanol) zastępuje się ozonem, coraz częściej używanym choćby w systemach wodociągowych i na basenach do uzdatniania wody. Ozon, w który wzbogacona zostaje wtłaczana pod ziemię woda, oprócz właściwości bakteriobójczych, znacznie zwiększa także jej przewodnictwo elektryczne. Po zakończeniu szczelinowania przez wodę przepuszcza się ładunek elektryczny, który spycha resztę niebędących wodą substancji w jeden punkt. Umożliwia to ich łatwe oddzielenie i usunięcie.
Tym samym cała użyta przy wydobyciu woda może być ponownie zastosowana do innych celów. Choć trudno w to uwierzyć, do tej pory woda wykorzystana przy szczelinowaniu hydraulicznym w większości była tak zanieczyszczona, że nie można było jej uzdatnić. Niejednokrotnie była po prostu składowana w basenach, gdzie odparowywała do atmosfery razem z chemikaliami. A mówimy przecież nawet o 18 milionach litrów wody wykorzystywanej na jeden odwiert. Potencjalne oszczędności są zatem kolosalne, zarówno dla portfeli inwestorów, jak i środowiska naturalnego.
Technologia jest już dostępna komercyjnie, a spółka EcoSphere Technologies miała w 2015 r. zysk na poziomie 70 mln dolarów. Na swojej stronie internetowej podaje, że obecnie jest zaangażowana w 700 odwiertów na terenie USA, co przy przekraczającej milion liczbie wszystkich odwiertów nie wygląda jeszcze zbyt okazale. Trzeba jednak zaznaczyć, że wykorzystanie oferowanych przez spółkę rozwiązań przyczyniło się do tej pory do odzyskania blisko 3 mld litrów wody użytej do szczelinowania.
Cała sprawa nabiera szczególnego znaczenia w kontekście „boomu łupkowego”, który na nowo elektryzuje amerykańskie media. Wzrost cen ropy w końcówce roku 2016 był na tyle znaczący, że na nowo uczynił opłacalnymi inwestycje w łupkowe złoża. Nowym odwiertom sprzyja też polityka. Prezydent Donald Trump jest bowiem zadeklarowanym zwolennikiem wydobycia gazu i ropy z łupków. W ostatnim czasie wyraził zgodę na budowę dwóch ropociągów – Keystone XL i Dakota Access, dotychczas blokowanych przez administrację Barcka Obamy i nadal oprotestowywanych przez lokalną społeczność (zaledwie w niedzielę ulicami Los Angeles przeszła kolejna manifestacja przeciwników kilkumiliardowej inwestycji). Jednak wedle wstępnych szacunków jeszcze przed rokiem 2020 ma nimi popłynąć ropa z łupków.
Wydobycie z pokładów łupkowych jest bowiem elementem jednego z flagowych projektów prezydenta Trumpa – planu Energy First. Jak przewiduje plan, wzrost produkcji ropy i gazu z łupków przyniesie amerykańskiej gospodarce zysk wynoszący 30 mld dolarów do roku 2024. Pierwsze lata dostępności technologii wydobycia przy użyciu ozonu przypadły akurat na okres zahamowania inwestycji łupkowych. W obliczu ponownego „boomu na łupki” można się zatem spodziewać większej popularyzacji rozwiązania.