Czy w przyjmowanej dziś przez rząd Strategii Odpowiedzialnego Rozwoju znajdzie się zapis o elektrowni atomowej? I w jakim kształcie?
Kilkanaście dni temu szef Komitetu Stałego Rady Ministrów Henryk Kowalczyk przyznał, że najgorętsza dyskusja na temat Strategii Odpowiedzialnego Rozwoju toczy się wokół energetyki jądrowej. Niespodziewanie bowiem dość niezobowiązujące propozycje, które się w Strategii znalazły, wywołały ostrą kontrakcję przeciwników budowy elektrowni atomowych.
Ministerstwo Rozwoju zaproponowało aby w Strategii znalazły się m.in. następujące zapisy: „Kontynuacja Programu polskiej energetyki jądrowej – przyśpieszenie opóźnionego procesu wdrażania energetyki jądrowej w Polsce. Program składa się z dwóch projektów: 1. Wsparcie i skoordynowanie krajowych przedsiębiorstw w ich przygotowaniach do realizacji prac dla energetyki jądrowej 2. Przygotowanie do budowy dwóch elektrowni jądrowych (EJ) w ramach PPEJ, o łącznej mocy ok. 6000 MW netto (4-8 jądrowych bloków energetycznych)”.
Znalazła się tam także kogeneracja jądrowa – „przygotowanie do budowy pierwszego rektora HTR o mocy termicznej 200-350 MW zasilającego instalację przemysłową w ciepło technologiczne”.
To zresztą technologia, której nie żaden kraj jeszcze nie dysponuje w komercyjnej formie.
Co wiadomo o sporach w rządzie? 19 stycznia Komitet Stały Rady Ministrów przyjął SOR po ożywionej dyskusji. Według informacji portalu WysokieNapiecie.pl wiceminister środowiska i główny geolog kraju Mariusz Orion-Jędrysek zaproponował znaczne zmiękczenie zapisów o budowie elektrowni atomowej. Poparł go odpowiedzialny za górnictwo wiceminister energii Grzegorz Tobiszowski, który reprezentował ME na komitecie. Dotychczasowych zapisów bronił resort rozwoju. Ostatecznie jednak w Strategii znalazła się wersja zaproponowana przez Oriona-Jędryska.
Na posiedzeniu rządu 31 stycznia będziemy więc mieć starcie głównego przeciwnika elektrowni atomowej, ministra środowiska Jana Szyszki z głównym orędownikiem, ministrem finansów i rozwoju, Mateuszem Morawieckim. Ostateczną decyzję podejmie dzisiaj premier Beata Szydło.
W poniedziałek 30 stycznia odbyła się konferencja „Promieniujemy na całą gospodarkę”, która była niejako uwerturą do oczekiwanego przez wszystkich rozstrzygnięcia w rządzie, a przy okazji miała pokazać potencjał polskiego przemysłu w budowie elektrowni atomowej. Wszyscy uczestnicy, ze strony rządowej, z samym ministrem Krzysztofem Tchórzewskim, trzymali fason, sprawiając wrażenie że sporu w rządzie nie ma, sprawa jest w zasadzie przesądzona, bo atom ma same plusy, a jakiś sposób sfinansowania „się znajdzie”. Przypomnijmy, że elektrownia atomowa o mocy 3 tys. MW to koszt od 40 do 60 mld zł. Model finansowania rozważany przez poprzedni rząd, czyli tzw. kontrakt różnicowy, gdzie inwestor (czyli polskie spółki energetyczne, KGHM oraz ich zagraniczny partner) miałby gwarantowaną cenę prądu, a jeśli cena rynkowa byłaby niższa, to rząd dopłaciłby różnicę. Taki sposób wybrała Wielka Brytania, ale wzbudził on olbrzymie kontrowersje. Minister Tchórzewski wykluczył wcześniej kontrakt różnicowy, tłumacząc, że jest zbyt drogi.
Wiceminister energii Andrzej Piotrowski mówił z kolei, że cały projekt jądrowy można tak poskładać, żeby wyszło taniej. Czyli zaangażować na dużą skalę lokalne polskie firmy, bo to spowoduje obniżenie kosztów. Według Piotrowskiego – podmiot, który by nadzorował, czy też koordynował projekt, nazywany przez wiceministra „integratorem”, powinien mieć duże doświadczenie na polskim rynku.
I wreszcie jako źródło bardzo dużych wydatków wiceminister wskazał koszt pieniądza, potrzebnego na inwestycję. Dotychczas koszty całego projektu wychodziły monstrualne, bo poprzedni zarządzając dość dowolnie wyznaczali sobie stopy zwrotu – dowodził Piotrowski. Być może sugerował, że kapitał, który chce zorganizować rząd, zostanie pozyskany bezkosztowo. Od innej osoby bliskiej projektowi usłyszeliśmy zagadkową uwagę – że cała impreza, jako de facto państwowa – wcale nie musi być nastawiona na zysk, czyli dawać odpowiednio wysokiej stropy zwrotu. Pieniędzy na sfinansowanie elektrowni atomowej trzeba będzie jednak poszukać na międzynarodowych rynkach, bo w Polsce takich sum nie ma.
Model finansowania elektrowni atomowej ma zostać określony do końca półrocza, a przetarg na technologie ogłoszony do końca roku.
Kierownicy resortu energii kilkakrotnie powtarzali, że atom wcale nie stoi w sprzeczności z polskim węglem, tylko się z nim uzupełnia. Ale decyzja o budowie elektrowni atomowej odbierana jest przez górnicze związki zawodowe bardzo źle.
Ministerstwo Rozwoju z kolei wg naszych źródeł nie traktuje zapisów o budowie siłowni atomowej jako wyrytych w kamieniu. Od jednego ze współpracowników ministra Mateusza Morawieckiego usłyszeliśmy, że to potencjalne „poszerzanie pola gry”, ułatwiające negocjacje innych kwestii z partnerami zagranicznymi, zaś zapis w Strategii nic nie kosztuje. Trudno zresztą się z tym nie zgodzić…