Wynika z niej, że kolejne trzy kopalnie: „Sośnica”, „Śląsk” i „Rydułtowy” mają zostać definitywnie zamknięte do końca 2018 r. Na prośbę polskiego rządu Komisja Europejska „wygumkowała” jednak dokładne daty ich likwidacji.
Wprawdzie Komisja wydała decyzję o zatwierdzeniu 7,6 mld zł pomocy dla polskiego górnictwa 18 listopada, ale jej dokładną treść poznaliśmy dopiero 24.01. Ponad dwa miesiące trwało ustalanie fragmentów, które polski rząd chciałby utajnić przez publikacją. Co ciekawe, najbardziej „wrażliwe” okazały się nie kwoty pomocy, ale daty zamknięcia poszczególnych kopalń. To odwrotnie niż w decyzji dotyczącej pomocy dla zamykanych kopalń w Hiszpanii. Rząd w Madrycie nie miał problemów z ujawnieniem dat, za to skrzętnie utajnił wszystkie dane o pieniądzach.
Decyzja nie pozostawia złudzeń. Tabelka nr 7 zawiera listę kopalń, które polski rząd zgłosił do przeniesienia do Spółki Restrukturyzacji Kopalń, gdzie będą zamknięte. Jak byk figurują tam „Sośnica” i „Rydułtowy” (Polska Grupa Górnicza) oraz „Śląsk” (Katowicki Holding Węglowy).
Punkt 79 głosi: „Polskie władze potwierdzają, że przeniesienie wymienionych kopalń do SRK jest równoznaczne z decyzją o ich likwidacji tj. z zaprzestaniem wydobycia węgla i zamknięciem kopalni. Całkowite zaprzestanie wydobycia nastąpi nie później niż z chwilą przekazania kopalni do SRK”.
Na razie zamknięte zostały trzy wymienione w decyzji kopalnie, które działały w zeszłym roku: należący do Jastrzębskiej Spółki Węglowej „Krupiński” i „Jas-Mos” oraz „Makoszowy”, które wcześniej wchodziły w skład Kompanii Węglowej, a poprzedni rząd przekazał ją do SRK. O „Krupińskiego” i „Makoszowy” zaciekle walczyły związki zawodowe, nie bacząc, że może to podważyć cały plan pomocy dla górnictwa.
Przed wyborami w 2015 r. politycy PiS nierozważnie obiecywali, że nie będą nic zamykać, a związkowcom wydawało się zapewne, że nowa władza będzie miała czarodziejską różdżkę, która uzdrowi nierentowne i niepotrzebne kopalnie. Posłowie PO, którzy dziś równie nierozważnie krytykują rząd za zamykanie kopalń, mogliby zaś sobie przypomnieć, że na początku 2015 r. rząd Ewy Kopacz przedstawił dokładnie tę samą listę do zamknięcia.
Co z „Sośnicą” i „Śląskiem”?
Kopalnie, które są w tabelce nr 7 i powinny zostać zamknięte, zostały wspomniane w komunikacie resortu energii 18 listopada, ale ministerstwo zwlekało z ostatecznym potwierdzeniem, że są wymienione w decyzji KE i że zobowiązanie ich zamknięcia jest maksymalnie „twarde”.
Zarząd Polskiej Grupy Górniczej, do której należy „Sośnica” zawarł w zeszłym roku umowę ze związkami w sprawie jej uratowania. Kopalnia miała osiągnąć do końca stycznia 2017 r. określone wskaźniki wydajności i wyjść na plus. To się udało dzięki ofiarności załogi, ale głównie dzięki wstrzymaniu inwestycji, co pozwoliło ograniczyć koszty. Pytanie czy bez inwestycji istnienie tej kopalni w ogóle ma sens? Odpowiedzialny za górnictwo wiceminister energii Grzegorz Tobiszowski zapowiedział, że chce podjąć próbę jej ocalenia.
„Na dzisiaj informacje są pozytywne, zarząd jest przed spotkaniem ze stroną społeczną, bo oczywiście Sośnica musi być wkomponowana w nowy biznesplan, z którymi musimy pojechać w lutym do Brukseli, tam będziemy musieli uzasadniać, co z Sośnicą. Na dzisiaj – nie chwaląc dnia przed zachodem słońca – jest nieźle czy dobrze, ale to nam wyjdzie z prognoz, musimy to obronić w UE, żeby później nie okazało się, że nowy biznesplan, nowa struktura PGG, która jest dla nas tym bardziej ważna, że to będzie podmiot silniejszy niż do tej pory – nie możemy pozwolić sobie na błąd kalkulacyjny, bo będziemy też oczekiwać nowej notyfikacji na nowy biznesplan” – tłumaczył w piątek 20 stycznia (cyt. za PAP).
Przyszłość kopalni „Śląsk” należącej do KHW także wydaje się przesądzona. Kopalnia ma 109 zł strat na każdej tonie węgla, a wydobywa go niecałe 900 tys. ton rocznie, więc wychodzi ok. 90 mln zł. Eksploatację potencjalnie rentownego złoża uniemożliwiła tam katastrofa górnicza. Bolesna prawda o nieuchronności zamknięcia dociera nawet do niektórych związkowców. Z goryczą mówił o tym wpływowy szef „Solidarności” w „Śląsku”, Piotr Bienek podczas posiedzenia sejmowej komisji energii 2 stycznia.
„Chcielibyśmy wiedzieć co jest zapisane w notyfikacyjnych dokumentach Unii. Te dokumenty zostały stworzone już przez ten rząd i chcielibyśmy zobaczyć, które kopalnie wymienione są do likwidacji. Jakie warunki określone są w dokumentach.? Czy znalezienie się w SRK rzeczywiście oznacza likwidację? Pan minister powiedział, że to oznacza likwidację. Zdaję sobie sprawę, że trzeba szukać rozwiązań dla kopalń, które pozostały, a nie są w SRK. Moim zdaniem każdy sposób jest dobry, żeby utrzymać miejsce pracy. W notyfikacji znalazły się kopalnie, które pan minister (Tobiszowski–red) nazwał „świecącymi na czerwono”. Czy to oznacza, że jeżeli w KHW pod koniec 2016 r. pojawiły się kopalnie, które świecą na czerwono, konieczność przeznaczenia ich do likwidacji? (..) Jeżeli tak jest, to muszę powiedzieć panie prezesie KHW, że nasze – moje również – działania na dzisiaj są mizerne, bo na czerwono zapaliły nam się następne trzy kopalnie. I trzeba to powiedzieć. To jest również moja wina, bo jestem pracownikiem KHW i biorę za to odpowiedzialność.
Są młodzi ludzie, którzy powiedzieli, że z tą firmą nie ma przyszłości i uciekli. Uciekli, nie korzystając nawet z pakietów socjalnych. Swoimi sposobami próbują szukać nowych miejsc pracy. To jest nasza klęska.
Powiedziano, że niektóre sprawy są uzgodnione, w tym dotyczące kopalni „Wujek”, Ruchu „Wujek”, czy Ruchu „Śląsk”. Będziemy podejmować decyzję co do ewentualnego ratowania kopalni, lub któregoś z jej ruchów, tzn. tam, gdzie jest węgiel, a węgiel w tej kopalni jeszcze jest. Jeżeli dojdziemy do wniosku, że nie ma żadnych przesłanek dla dalszego funkcjonowania kopalni przez kolejne 5-10 lat, to sam, a do tego się zobowiązałem i nie uciekam od tego, wystąpię o to, żeby zabezpieczyć załogę kopalni”.
Czy podobne poczucie odpowiedzialności obudzi się w pozostałych związkowcach? Pisaliśmy już wielokrotnie, że takie kwestie jak zamykanie nierentownych kopalń w ogóle nie powinny być negocjowane ze związkami, bo nie jest to ich rola, a związkowcy najczęściej nie mają ani wiedzy ani kompetencji żeby oceniać, która kopalnia ma perspektywy na zysk. Jeśli zaś wierzą, że te kompetencje mają, to powinni po prostu zostać członkami zarządów.
Rząd w rozmowach ze związkowcami nie chciał walnąć pięścią w stół i w rezultacie, jak w piosence Kabaretu Starszych Panów, „zagmatwał rzecz aż do stopnia niesłychanego”. Wiceminister Tobiszowski chce przeprowadzić skomplikowaną operację fuzji PGG i KHW (wkrótce napiszemy szczegółowo co sądzimy o tym pomyśle). W tym celu będzie potrzebne kolejne dokapitalizowanie połączonej firmy kwotą ok. 1,1 mld zł. Przedstawiciele resortu energii będą też musieli jechać do Brukseli z nowym biznesplanem przygotowanym dla PGG-KHW. Formalnie dokapitalizowanie to, podobnie jak poprzedni zastrzyk dla PGG w kwocie 1,5 mld zł, nie jest traktowany jak pomoc publiczna. Ta bowiem w sektorze węgla jest możliwa wyłącznie na zamykanie kopalń. Polski rząd twierdzi, że dokapitalizowanie nie jest pomocą ratunkową, a normalną inwestycją, a Bruksela w to wierzy lub udaje, że wierzy. Ale chciała zobaczyć biznesplan PGG i chce zobaczyć biznesplan PGG-KHW.
Teraz resort będzie uprawiał skomplikowaną grę na dwóch fortepianach, jednocześnie walcząc o uratowanie „Sośnicy”, „Rydułtów” i „Śląska” oraz o przekonanie Komisji, że plan nowej spółki jest realny. Jeśli Warszawa zacznie namawiać urzędników Komisji do zmiany decyzji wydanej zaledwie dwa miesiące temu, to może łatwo stracić wiarygodność. Zwłaszcza, że stosunki tego rządu z Komisją i tak są nie najlepsze.
Komisja też ma niełatwą sytuację w związku ze skargą Czechów z funduszu Arca Capital. Nie wystarczy dotychczasowa milcząca zgoda, będzie musiała wyjaśnić Czechom dlaczego nie uznaje dokapitalizowania PGG za pomoc publiczną. To nie będzie proste.
Wszystko co dotyczy górnictwa jest bardzo subtelną grą miedzy Warszawą a Brukselą, opartą na zaufaniu i szacunku do wzajemnych ustaleń. Jeśli urzędnicy Dyrekcji ds. Konkurencji KE stracą to zaufanie, zaczną procedurę nielegalnej pomocy publicznej dla górnictwa w Polsce. W takiej sytuacji PGG natychmiast będzie musiała utworzyć rezerwy na jej zwrot. To oznacza bankructwo spółki. Takiego scenariusza lepiej nie ćwiczyć, bo nikt nie będzie umiał nad nim zapanować.
Pozytywna decyzja KE z 18 listopada była wielkim sukcesem tego rządu i szkoda byłoby go zmarnować.