W czwartek zużycie energii elektrycznej we Francji zbliży się do rekordu, a w kraju może zabraknąć prądu. W ostateczności rząd prosi obywateli o pomoc za pomocą… aplikacji na smartfony.
Jednym z reliktów „starych dobrych czasów”, gdy produkcja i sprzedaż energii nie były tak mocno jak dziś poddane rygorom rynkowym, jest we Francji masowość elektrycznego ogrzewania mieszkań. I dziś jest to w miarę popularny sposób, zważywszy również na w miarę tanią energię z elektrowni atomowych. W efekcie jednak obciążenie całego systemu mocno zależy od temperatury zewnętrznej, zwłaszcza w zimie.
{norelated}Sezon 2016/2017 od miesięcy jest źródłem bólu głowy francuskich energetyków. Od lat oczywiste było, że właśnie zimą flota 58 reaktorów jądrowych powinna pracować na maksymalnych obrotach, z mocą ponad 63 GW. Jednak wczesną jesienią 2016 r. okazało się, że nie dość, iż odstawiono rekordową liczbę – aż 21 – bloków jądrowych, to w zasadzie nie wiadomo, kiedy będą one mogły ruszyć. Konieczne jest zbadanie pewnego niepokojącego zjawiska. Otóż w części elektrowni wykryto problem z wytwornicami pary.
Na czym on polega? Przetwornica pary to największy i jeden z najważniejszych elementów całego bloku jądrowego. Właśnie w wytwornicy ogrzana w reaktorze woda zmienia się w parę, która potem napędza turbinę. W niektórych wytwornicach odkryto nadspodziewanie dużą zawartość węgla w stali. Wiadomo już, że chodzi wyłącznie o elementy wyprodukowane w Japonii. W częściach „made in France” nic niepokojącego nie wykryto. Wpływ zwiększonej zawartości węgla na wytrzymałość stali w tym przypadku nie jest do końca jasny. Elementy te pracowały czasami wiele lat bez problemów, ale lepiej dmuchać na zimne, więc przy pierwszej lepszej okazji Francuzi zatrzymywali reaktory na dłużej, żeby przeprowadzić gruntowne badania.
Analizy okazały się czasochłonne, a sezon zimowy zbliżał się nieuchronnie. Pierwszym dzwonkiem alarmowym był niespotykany od lat wzrost rynkowych cen energii elektrycznej. Zaniepokojenie sytuacją zaczął również wyrażać francuski operator systemu przesyłowego – RTE. Kiedy w listopadzie, mimo stopniowego uruchamiania elektrowni atomowych, ceny zaczęły na dobre wariować, wiadomo było, że żarty się skończyły.
Francuski dozór jądrowy ASN dał więc zielone światło – poczynając od 5 grudnia – dla ponownego włączenia tych reaktorów, w których badania nie dobiegły jeszcze końca. Ponieważ jednak prognozy pogody z końca roku wskazywały, że będzie zimno, i to znacznie bardziej niż zazwyczaj, ASN zezwolił by kilku innych bloków jądrowych nie zatrzymywać w środku zimy do inspekcji.
W rezultacie, kiedy hiobowe wieści o pogodzie się potwierdziły, wiadomo było, że w czasie mrozów nie będzie działać tylko 5 reaktorów. Ale nawet ta liczba okazuje się zbyt wysoka, aby przebrnąć przez falę zimna.
Na podstawie najnowszych prognoz RTE przewiduje, że najgorsze będą najbliższe środa i czwartek, 18 i 19 stycznia. Zapotrzebowanie w wieczornych szczytach może wtedy przekroczyć 101 GW, zbliżając się do historycznego rekordu sprzed 5 lat – ponad 102 GW. Co prawda francuski operator ocenia, że system raczej powinien dać sobie radę, ale jakieś nieprzewidywane wydarzenia typu awaria albo nawet niewielkie niedoszacowanie ujemnych temperatur oznaczać będzie już poważne kłopoty. Zwłaszcza że zimno będzie nie tylko we Francji, stąd zdolności importowe licznych skądinąd interkonektorów stoją pod znakiem zapytania. W ostatnich trzech miesiącach Francja dostawała silne wsparcie z Wielkiej Brytanii, która w efekcie, co bardzo niespotykane, stała się eksporterem energii netto.
Na ostatni piątek minister ekologii i energii Segolene Royal zwołała sztab kryzysowy z udziałem dostawców energii, ale specjalnych konkretów spotkanie nie przyniosło. RTE powtórzyło po nim, że użyje na pełną skalę zakontraktowanych mechanizmów DSR (ang. Demand Side Response, czyli zarządzanie popytem na energię), co powinno dać w skali kraju ok. 3 GW.
A po drugie, operator masowo skorzysta z jeszcze bardziej innowacyjnego pomysłu. Otóż, od pewnego czasu, w ramach podnoszenia świadomości energetycznej, Francuzi mogą ściągać na swoje smartfony aplikację, zatytułowaną eCO2mix. Aplikacja „wsłuchuje się” w komunikaty RTE o stanie systemu i w razie potrzeby alarmuje właściciela, aby ograniczył swoje zużycie energii w określonych momentach. Na podstawie liczby ściągnięć aplikacji (ostatnio podobno jej popularność gwałtownie wzrosła) RTE szacuje, że w krytycznych momentach uda się zmniejszyć zapotrzebowanie o kolejne 3 GW.
Francuski operator szacuje, że te dwa elementy plus import powinny wystarczyć. Gdyby sytuacja dalej wyglądała źle, na określonych obszarach jest możliwość zmniejszenia o 5 proc. napięcia w sieci u końcowych użytkowników. Powoduje to dość mocny spadek sprawności odbiorników i w rezultacie ograniczenie ich mocy. Wreszcie ostatnią barierą będą czasowe wyłączenia, by odciążyć sieć na pewnych obszarach. Ale RTE podkreśla, że na razie to jedynie ewentualność, a nie pewnik. Tak czy inaczej Francję czeka kilka nerwowych dni.
Na zakończenie trzeba się jeszcze zapytać: a co z francuskim rynkiem mocy, który zaczął obowiązywać z początkiem 2017 r. i w dodatku był projektowany po to, by zapewnić odpowiednią rezerwę mocy do grzania się w zimie? Otóż rynek jako taki ma się świetnie. W grudniu odbyła się pierwsza aukcja certyfikatów mocowych, na 2017 r. bez problemów zakontraktowano określoną wcześniej potrzebną moc – 22,6 GW po prawie 10 tys. euro za MW/rok. Skąd więc cały problem? Ano stąd, że wysokość potrzebnej w danym roku rezerwy mocy jest wyliczana na podstawie pewnych parametrów, a największą wagę wśród nich ma referencyjna temperatura. Na 2017 r. przyjęto jej najniższą wartość na minus 4 stopnie. Tymczasem już w tym tygodniu parametr ten ma spaść do minus 11 stopni.