Spis treści
Od dawna wiadomo co należy zrobić aby poprawić jakość powietrza w naszym kraju. Jak jednak wprowadzenie norm jakości dla węgla i kotłów wpłynie na sytuację ledwie zipiącego polskiego górnictwa?
Atak pyłów, fachowo określanych skrótem PM z dodatkiem odpowiedniej liczby, a popularnie nazwanych smogiem, przyszedł w fatalnym momencie (z punktu widzenia rządu). Ale rząd nie powinien się dziwić. Parafrazując klasyka, jak jest zima to musi być zimno, a obywatele palą cały czas… Teoretycznie górnicy mogliby się nawet cieszyć z fali mrozów, które zwiększają popyt na węgiel. Gdyby tylko nie ten smog…
Od dawna lekarze, organizacje pozarządowe i media (także WysokieNapiecie) ostrzegają, że Polska ma najgorsze powietrze w Europie, przy czym nasze normy są i tak wielokrotnie mniej ostre niż te na Zachodzie. Odpowiedzialna jest za to przede wszystkim tzw. niska emisja, czyli po po prostu pyły wydobywające się z domowych palenisk. Na drugim miejscu są zanieczyszczenia z aut, ale to dotyczy przede wszystkim dużych miast.
Premier Beata Szydło zażądała od Komitetu Ekonomicznego Rady Ministrów propozycji działań w sprawie smogu i KERM ma je przedstawić już na najbliższym posiedzeniu rządu 17 stycznia. Od jakiegoś czasu działa też specjalny zespół międzyresortowy z udziałem ministerstw energii, rozwoju, środowiska, finansów i zdrowia.
Recepty na poprawę jakości powietrza w Polsce są znane od lat. Przede wszystkim trzeba zakazać instalowania najgorszych pieców, tzw. kopciuchów. Trzeba wprowadzić normy jakości dla węgla, eliminując z obrotu najgorszy, przepraszamy za wyrażenie, syf, który ludzie ładują do pieców. Skoro wiadomo to od lat, to dlaczego nie zostało to do tej pory zrobione?
Skupmy się najpierw na normach dla węgla. Próba ich narzucenia została podjęta w 2014- 2015 r. Rząd PO-PSL po raz pierwszy zderzył się wówczas na serio z problemem górnictwa. Normy jakości miały uderzyć przede wszystkim w importowany węgiel, który w oczach związkowców uchodził za źródło ich kłopotów, więc musiał być zły, zwłaszcza, że w większości był „ruski”.
Na prośbę ówczesnego Ministerstwa Gospodarki Instytut Chemicznej Przeróbki Węgla spróbował opracować takie normy. Okazało się, że importu w ten sposób się nie ograniczy.- To było niewykonalne zadanie. Nie ma takich parametrów technicznych, które pozwoliłyby wyeliminować węgiel rosyjski i nie uderzałyby jednocześnie w polski – mówił w październiku 2014 r. w rozmowie z WysokieNapiecie.pl dr hab. Piotr Sobolewski, dyrektor IChPW. – Przyrody i fizyki się nie oszuka.
Instytut zaproponował więc proste reguły – m.in. limity zawartości siarki i popiołów. Węgiel spalany w gospodarstwach domowych powinien mieć nie więcej niż 0,6 proc. siarki i 10 proc. popiołu. Projekt wywołał ostre protesty większości spółek węglowych. Węgiel sprzedawany w gospodarstwach domowych to wprawdzie tylko ok. 20 proc. wydobycia, ale jest to produkt na którym najlepiej się zarabia bo marże są tu znacznie wyższe. Zapewnia ok. 30 proc. przychodów.
Po protestach spółek górniczych resort gospodarki zmodyfikował rozporządzenie, łagodząc normy. Wtedy zaprotestował resort środowiska. „Projektowane rozporządzenie nie przyczyni się do uzyskania zakładanego efektu, jakim zgodnie z uzasadnieniem jest wyeliminowanie paliw stałych, „które mają negatywny wpływ na emisyjność pieców węglowych stosowanych w wielu gospodarstwach domowych” – napisali urzędnicy z MOS. I szczegółowo uzasadniali, że w rozporządzeniu nie ma zakazu sprzedaży mułów i flotokoncentratów, a przyjęte w rozporządzeniu normy zawartości siarki, pyłów oraz wilgoci w żaden sposób nie przyczynią się do poprawy jakości powietrza.
Swoich pierwotnych propozycji bronił też IChPW. Naukowcy z Instytutu napisali, że w toku prac legislacyjnych zostały zostały one w „istotny sposób wypaczone”.
Dyr Sobolewski z IChPW w rozmowie z WysokieNapiecie.pl bardzo stanowczo krytykował wtedy podejście branży. – Tu nie chodzi tylko o import, chodzi o przyszłość węgla jako paliwa w Polsce. Jeśli dziś nie wprowadzimy norm jakości, to coraz więcej miast będzie szło w ślady Krakowa i w ogóle zakazywało palenia węglem w gospodarstwach domowych. To jest walka o być albo nie być polskiego węgla. Jeśli nie będzie spełniał norm, to za kilka lat społeczeństwo kopnie go w d…Ludzie będą przestawiać się na gaz, który jest wprawdzie droższy lecz czystszy.
Ostatecznie do przyjęcia rozporządzenia nie doszło. Kierownictwo ówczesnego resortu gospodarki uznałoł, że skoro nie można wprowadzić rzeczywistych norm jakości, bo zaszkodzi to górnictwu znajdującemu się w krytycznej sytuacji, to nie ma sensu uchwalać norm, które będą powszechnie wyśmiewane.
Smog zaatakował i wróciliśmy do punktu wyjścia. Przewidywania dyr. Sobolewskiego spełniły się co do joty. Dziś IchPW znowu pracuje nad normami a dyrektor powiedział nam, że propozycje będą podobne do tych z 2014 r.
Węgiel na wózku
Czy obecnie uda się przyjąć normy dla węgla? Będzie to trudne. Sobolewski tłumaczył nam w 2014 r. że węgiel i miały z wysoką zawartością siarki powinny być spalane jedynie w instalacjach wyposażonych w odsiarczanie.
Oddajmy teraz głos prezesowi Polskiej Grupy Górniczej Tomaszowi Rogali, który na posiedzeniu sejmowej komisji energii i skarbu 2 stycznia mówił tak: „Zarząd PGG podjął bardzo prostą decyzję i brzemienną w skutki, a mianowicie, wysłaliśmy naszych handlowców w teren – do klientów. Handlowcy mają pracować nad rynkiem i mają pozyskiwać informacje o tym, co na nim się dzieje. Proszę sobie wyobrazić, że wielokrotnie musieliśmy przekonywać decydentów, żeby zmieniali siwz (specyfikacja istotnych warunków zamówienia) i do przetargów dopuszczali polski węgiel. Przez wskazanie ilości siarki eliminowany był dostęp naszych producentów. Generalnie chodzi o 250 podmiotów spalających węgiel – głównie naszych konkurentów zagranicznych. Część tych klientów w ogóle nie była obsługiwana ani przez nas, ani przez KHW właśnie ze względu na umieszczenie w siwz wymagań dotyczących ilości siarki”.
Te 250 podmiotów to zapewne lokalne ciepłownie i zakłady przemysłowe. Jest bardzo mało prawdopodobne aby były wyposażone w instalacje odsiarczania.
Szef „Solidarności” w kopalni „Mysłowice-Wesoła” Krzysztof Urban stwierdził na tym samym posiedzeniu komisji bardzo szczerze. „Ludzie na Śląsku żyją, mimo, że w tym regionie występuje największa depopulacja.Myślę, że potwierdzi to strona samorządowa. Wiem, że niektóre miasta stosują nawet pewne bonusy, żeby zatrzymać ludzi, którzy wyjeżdżają ze Śląska. Śląsk wyludnia się najbardziej. Apeluję o to, w tym do samorządowców, żeby nie robić kwasów, krzyczeć i mówić, że zlikwidujecie niską emisję. Słyszeliśmy to od pana prezydenta Mysłowic (Marcina) Krupy. Panowie, jedziemy na tym samym wózku!”
Postulatem minimum jest zakaz sprzedaży mułów i flotokoncentratów. Tego towaru sprzedaje się w Polsce ok. 2 mln ton, może nawet więcej. Większość z tego trafia do gospodarstw domowych. Zakaz oznacza kilkaset mln zł przychodów mniej dla spółek górniczych. Przychodów, które nie będą szybko zastąpione. Technologie czystszego paliwa węglowego, na które mogą postawić firmy wydobywcze wymagają inwestycji, na które spółki nie mają obecnie pieniędzy.
Obyśmy się mylili, ale obstawiamy, że prace nad rozporządzeniem w sprawie jakości węgla będą się ciągnęły bardzo długo…
Bicie w kotły
Trochę lepiej wygląda sytuacja z normami dla kotłów. Ministerstwo Rozwoju przedstawiło projekt rozporządzenia, który przewiduje, że od 2018 r. będzie można sprzedawać tylko kotły najwyższej jakości tzw. „piątki”. To oznacza przyspieszenie wejścia w życie unijnej dyrektywy Ekoprojekt, zgodnie z którą „piątki” zaczną być obowiązkowe od 2020 r.
Jednocześnie wiceminister rozwoju Jadwiga Emilewicz zapowiedziała wprowadzenie programu wsparcia wymiany starych palenisk finansowego przez NFOŚ. Takie kotły są bowiem dużo droższe – to wydatek od 10 tys. zł, zwykły kopciuch kosztuje 2-3 tys. W kotłach tych nie można też palić śmieci bo się będą psuć.
Projekt rozporządzenia o kotłach został oprotestowany przez Izbę Sprzedawców Polskiego Węgla. Zdaniem Izby pomysły MR są zbyt radykalne i należałoby zacząć od wprowadzenia w 2018 niższej normy, tzw. „trójki”.
Izba tłumaczy, że „piątki” wymagają specjalnego węgla, o kaloryczności ok 28 MJ, niskiej zawartości popiołu i wilgoci. Takiego węgla wydobywa się w Polsce niewiele. Jeśli zaś w kotłach „piątkach” będzie spalany gorszy węgiel to efekty ekologiczne będą znacznie słabsze. Resort rozwoju na razie obstaje przy swoich propozycjach. Ministerstwo Energii nie zabrało w tej sprawie głosu.
Dylematy polskiego rządu nie są jakieś wyjątkowe w Europie. Przez ostatnie lata we Włoszech toczyła się ostra dyskusja w sprawie huty Ilva pod Tarentem. Zakład jest jednym z największych trucicieli w okolicy, odpowiadał za rekordową liczbę zachorowań na raka. A mimo to pracownicy oraz ich żony bronili huty-karmicielki, a rząd bał się wymusić jej zamknięcie.
Różnica jest tylko taka, że huta Ilva jest prywatna i nie trzeba do niej dokładać z państwowej kasy.