– Czytając ten artykuł po tych 26 latach trudno nie oprzeć się wrażeniu, że wiele poruszonych w nim spraw wciąż się za nami wlecze. Ciągle jest sporo przymiarek, prób, pierwszych kroków. Przemiany po 1989 roku przypominają kroki tańca – dwa kroki do przodu, krok do tyłu – mówi dziś Waldemar Pławski, autor artykułu pt. Polski kanibal, opublikowanego w styczniu 1993 roku na łamach „Kulis. Expressu Wieczornego” i tłumaczącego sytuację polskiej energetyki u zarania III Rzeczpospolitej, którego fragment wykorzystali w swojej książce autorzy „Wieku energetyków”, wydanego niedawno przez WysokieNapiecie.pl.
Waldemar Pławski opisał w tekście także przymiarki do powołania agencji mającej zajmować się poprawą efektywności energetycznej polskich przedsiębiorstw, utworzenie której odwlekał wówczas rząd. – Na usprawiedliwienie trzeba jednak dodać, że dopiero po 1989 roku zaczęliśmy nabywać świadomości co do pewnych rzeczy, o których niewiele lub wcale nie mówiło się za PRL-u. Ta świadomość zaczęła wówczas rosnąć i w zasadzie widać, że rośnie do dzisiaj – mówi.
– Wtedy nie było nawet wiadomo co się bardziej opłaca – budowa nowych elektrowni, a jeżeli tak, to jakich, czy też poprawa efektywności energetycznej. Podskórnie wszyscy czuli, że przede wszystkim to ostatnie, ale nikt tego w Polsce wówczas nie liczył. Takie obliczenia robiło się tylko na Zachodzie. Z resztą dotyczyło to nie tylko energetyki. Pamiętam jakim problemem było w tamtych latach wycenienie ile kosztują usługi medyczne, choćby zrobienie zastrzyku czy opatrzenie rany – wspomina red. Pławski.
Jak dodaje, o energetyce odnawialnej, pisało się wówczas jak o jakimś oczywistym kierunku rozwoju, bo inwestowały w nią już kraje Zachodu, ale jednocześnie czymś bardzo odległym w naszym kraju. Czymś, co będzie się u nas rozwijać za wiele lat. Podobnie traktowano wówczas także energetykę atomową, chociaż fundamenty elektrowni w Żarnowcu, której budowa opóźniała się o wiele lat, aż w końcu została w 1989 roku zawieszona, już wyzierały ponad trawę.
Oto obszerne fragmenty artykułu z Experssu Wieczornego ze stycznia 1993 roku:
Polski kanibal
Żeby na Śląsku umierało mniej dzieci, trzeba budować wiatraki na Wybrzeżu i Suwalszczyźnie, ale czy te wiatraki zapewnią pracę ojcom uratowanych dzieci?
Śląsk umiera wraz ze skażonym i chorym środowiskiem. Węgiel jest coraz droższy, a tymczasem jego wydobycie – coraz mniej opłacalne. Ceny energii i gazu ciągle idą w górę, a kopalnie bankrutują. Co to wszystko znaczy? Przecież jeszcze 3-4 lata temu mówiono nam, że jesteśmy potęgą energetyczną Europy.
Takie wątpliwości trapią dziś każdego. Bez elektryczności, gazu i ciepła w mieszkaniu nie można wyobrazić sobie życia. Dawniej kolejne rządy wmawiały społeczeństwu, że jedynym rozwiązaniem tego problemu jest wzmożenie wydobycia węgla, zwiększenie zakupu ropy, bo przemysł potrzebuje coraz więcej energii. Wskazywano przykłady krajów wysoce uprzemysłowionych, „uprzejmie” przemilczając fakt, że znacznie mądrzej korzystają one z posiadanych źródeł energii, stawiając na energooszczędne technologie, energie odnawialne, czyste ekologiczne i tańsze. Po upadku komunistycznych rządu wyszło na jaw, że nasza gospodarka zużywa 3-4 razy więcej energii niż byłoby to konieczne przy rozsądniejszym gospodarowaniu. Jak łatwo się domyślić, sytuacja w tym względzie nie uległa poprawie do dziś.
Arytmetyka marnotrawstwa
Co to jest opłacalność w energetyce? Przykład krajów, na które tak chętnie Polacyh lubią się powoływać przy wszelkich możliwych okazjach – Francji, Niemiec, Włoch, Wielkiej Brytanii, Japonii, Stanów Zjednoczonych – wskazują, że są one bardzo biegłe w arytmetyce. Podstawą gospodarki jest rachunek najmniejszych kosztów: jaki kapitał inwestycyjy i po jakim czasie się zwróci? Na jakie źródła energii warto ponosić nakłady, a jakich w ogóle zaniechać? Co zrobić, by energia była jak najtańsza, jak najczystsza, jak najwydajniejsza i jak najzdrowsza?
Z tak pojętego rachunku kosztów wynika np., że na Zachodzie 7 razy bardziej opłaca się inwestować w wydajne źródła światła (świetlówki kompaktowe) niż budować nowe kopalnie i elektrownie. Opłaca się zakładać licznik w każdym węźle ciepłowniczym i automat, który reguluje ogrzewanie mieszkań, w zależności od temperatury na zewnątrz. Tłoczenie ciepła „według harmonogramu” jest marnotrawstwem. To samo odnosi się też do telekomunikacji: im więcej telefonów, tym mniej korków na drogach i mniej zużycia benzyny. Policzono, że sprawna telefonia może zmniejszyć ruch samochodowy o 40 proc.
Inny problem to energie odnawialne. Pod tym tajemniczym hasłem kryją się m.in. elektrownie wiatrowe, kolektory słoneczne, palenie w ciepłowniach słomą i trocinami, zamiast węglem. Energie odnawialne mają znaczny i rosnący z roku na rok udział w produkcji tzw. energii pierwotnej w wielu krajach świata. W Szwecji udział ten wynosi 14 procent, w Austrii 8 proc. (i w najbliższych latach ma podskoczyć do 10 proc.). Uprzemysłowiony wysoki rozwinięty świat, do którego Polska tak bardzo chciałaby dołączyć, prowadzi politykę coraz mądrzejszego zużycia energii, a przy planowaniu nowych inwestycji nastawia się coraz bardziej zdecydowanie na słońce, wodę i wiatr.
Żyjemy w absurdzie
Polskie osiągnięcia w tym względzie bliskie są zeru. Jesteśmy państwem energetycznych paradoksów. Jak wynika z obliczeń ekspertów, przesłanie linią wysokiego napięcia energii elektrycznej na Suwalszczyznę kosztuje więcej niż zawiezienie tam węgla. W najbliższym otoczeniu Białowieży jest 7 wielkich kotłowni-ciepłowni palących śląskim zasiarczony miałem węglowym, a jednocześnie w tej samej Białowieży i Hajnówce marnuje się nieprawdopodobnie wielkie ilości odpadków drewna i trocin, które spalane w kotłowniach wyposażonych w elektrofiltry dawałyby energię bez dymu i szkodliwego dla środowiska dwutlenku siarki.
[…]
Póki co, nasza gospodarka przypomina potwora, który zjada własny ogon. Jeden zaś z naszych energetycznych ekspertów kiedyś nazwał ją kanibalem.
Waldemar Pławski
„Kulisy – Express Wieczorny”, 22-24 stycznia 1993 roku