Poznańska spółka przejmuje najlepszą elektrownię na węgiel kamienny w Polsce. Dla Enei to dobre aktywa, ale fakty są nieubłagane – trwa ucieczka zachodnioeuropejskich korporacji od „czarnego złota”.
Enea ogłosiła 23 grudnia, że podpisała przedwstępną umowę kupna elektrowni w Połańcu. Spółka z Poznania była murowanym faworytem do kupna siłowni od francuskiej Engie (dawniej GDF Suez), zwłaszcza że po niedawnej nowelizacji przepisów transakcja wymagała zgody rządu, a ten zdecydowanie chciał, aby elektrownię kupiła spółka Skarbu Państwa.
„Wartość przedsiębiorstwa Engie Energia Polska (wyliczona z pominięciem zadłużenia oraz gotówki w spółce) została uzgodniona na 1,07 mld zł” – głosi komunikat Enei. Francuska spółka podaje 250 mln euro. Ale – jak czytamy dalej w komunikacie Enei – „Ostateczna cena za 100 proc. akcji Engie Energia Polska zostanie wyliczona w oparciu o ustaloną wartość przedsiębiorstwa, przy uwzględnieniu poziomu długu netto oraz kapitału obrotowego na 31 grudnia 2016 roku”.
Danych dotyczących długu i kapitału za 2016 r. jeszcze nie znamy. Ale dysponujemy sprawozdaniem finansowym Engie Energia Polska za 2015 r. Otóż na koniec ubiegłego roku suma zobowiązań długoterminowych wyniosła 2,3 mld zł (z tego ponad 500 mln zł dla jednostek powiązanych). Elektrownia miała też 207 mln zł gotówki na kontach.
Według naszych informacji, centrala Engie w Paryżu parła do szybkiego zawarcia umowy, więc zapewne mniej zależało jej na wycenie.
Prywatny znaczy odchudzony
Połaniec był elektrownią prywatną przez 13 lat. Został kupiony „na raty” w 2000 i w 2003 r. przez belgijski wtedy Electrabel. Belgowie zapłacili Skarbowi Państwa 247 mln euro, do tego za ok. 200 mln zł skupili akcje pracownicze. Electrabel wraz grupą Suez utworzył kilka lat później GDF Suez – jedną z największych firm energetycznych na świecie, która w 2015 r. zmieniła nazwę na Engie.
Pod rządami międzynarodowej korporacji Połaniec przeszedł udaną restrukturyzację (notabene przy programie dobrowolnych odejść ostrogi zdobywał dzisiejszy wiceminister energii Michał Kurtyka). Do historii regionu przeszła też heroiczna obrona elektrowni w Połańcu przed powodzią w 2010 r.
Elektrownia przeszła też gruntowną modernizację – jako jedna z niewielu w Polsce jest praktycznie przystosowana do norm emisji tlenków siarki i azotu, które wejdą w życie po 2021 r. Problemy może mieć tylko z popiołami. Elektrownia może pracować nawet do połowy lat 30-tych, także dzięki temu że używa poradzieckich kotłów z fabryki w Taganrogu. Jak opowiadali nasi rozmówcy w Połańcu, Rosjanie na stali nie oszczędzali, dlatego kotły mają lepsze parametry niż te produkowane w PRL.
Częścią elektrowni jest ukończony w 2012 r. Zielony Blok – największa na świecie jednostka na biomasę o mocy 200 MW. Kosztowała 1,5 mld zł.
Połaniec w zgodnej opinii wielu energetyków jest najlepiej „poukładaną” elektrownią w Polsce i przez lata przynosił zyski netto oscylujące między 200 a 330 mln zł. Wyrazem uznania był fakt, że wieloletni prezes Grzegorz Górski awansował do centrali Engie w Paryżu.
W 2013 r. firma po raz pierwszy zanotowała stratę netto. W 2014 r. elektrownia miała jeszcze zysk, ale w rok później znowu przyniosła stratę. Przyczynił się do tego odpis księgowy wartości Zielonego Bloku wynoszący 350 mln zł. Powodem była oczywiście spadająca cena zielonych certyfikatów, swoje zrobiła także taniejąca energia elektryczna i ostatnio coraz mniejsza pula darmowych pozwoleń na emisję CO2.
Dlaczego Engie sprzedaje Połaniec? W komunikacie francuskiego potentata możemy przeczytać, że firma chce stopniowo pozbyć się aktywów węglowych, a sprzedaż elektrowni zredukuje emisję CO2 całej grupy o 6,2 proc. Engie wciąż będzie miała elektrownie węglowe w Rotterdamie (Holandia) i Wilhelmshaven (Niemcy), które oddano kilka lat temu, ale już bardzo mocno odpisano ich wartość. O strategii Engie pisaliśmy tutaj.
Dla Enei Połaniec to wartościowy nabytek, pomimo iż zwiększa uzależnienie spółki od węgla. Wraz ze sprawnie działającą, doinwestowaną elektrownią spółka dostaje też pracowników wyszkolonych w pracy w zachodnich standardach. Warto porównać wskaźniki dotyczące liczby pracowników na megawat zainstalowanej mocy, żeby ocenić wydajność. W Połańcu po prostu ograniczono koszty, przekazując znaczną część prac firmom zewnętrznym. W państwowych elektrowniach wciąż jest olbrzymia warstwa „tłuszczyku”, który powinien zostać wycięty.
Problem w tym, że każda próba zwiększenia efektywności (której częścią są zwolnienia i zatrudnianie firm zewnętrznych) to problem polityczny. Na biurku właściciela natychmiast lądują listy oburzonych związkowców i interpelacje poselskie.
Jeśli także elektrownię w Rybniku należącą dziś do EDF przejmą spółki państwowe, to cała polska tzw. wielkoskalowa energetyka zostanie wyłącznie państwowa. Polski rząd nie będzie miał niemal żadnych sojuszników w Brukseli w negocjacjach nad wprowadzeniem rynku mocy dla elektrowni węglowych, czy okresów przejściowych w spełnianiu rozmaitych norm.
Engie zapowiada w komunikacie, że pozostanie w Polsce jako operator farm wiatrowych oraz dostawca technologii dla miast i gmin. Spółka podkreśla zwłaszcza realizowany w formule partnerstwa publiczno-prywatnego projekt w Opalenicy, gdzie ma dokonać termomodernizacji szkół i przedszkoli.
A jeszcze w 2010 r. to GDF Suez o mały włos nie kupił wówczas Enei. Francuzi byli faworytami w wyścigu do prywatyzowanej wówczas polskiej spółki. Kluczowi pracownicy GDF Suez w Polsce szukali już domów w Poznaniu. Resort skarbu przyznał jednak wyłączność negocjacyjną spółce Jana Kulczyka, licząc, że wywinduje jeszcze cenę. Centrala w Paryżu uznała to za niepoważne traktowanie i wycofała ofertę.
Po sześciu latach to wciąż państwowa Enea kupuje najważniejsze aktywa francuskiego giganta w Polsce. Życie pisze nieoczekiwane puenty…