Firmy coraz częściej inwestują we własne źródła energii. To nie tylko źródło oszczędności, ale także możliwośćdodatkowych przychodów
Przyzwyczailiśmy się do tego, że prąd daje elektrownia. Ale nadchodzi rewolucja, która mocno zmieni model energetycznego biznesu. Sieć hipermarketów Tesco płaci co roku za prąd ok. 100 mln zł. To ogromny koszt, nic więc dziwnego, że firma robi co może żeby go zmniejszyć. Oczywistą i dobrze znaną sprawą jest energooszczędność. Na podstawie szczegółowych analiz eliminujemy urządzenia energochłonne – opowiada Czesław Grzesiak, wiceprezes Tesco. Trzy sklepy energooszczędne Tesco są już nie tylko odbiorcami prądu, ale same są w stanie go wytwarzać. – Wykorzystujemy w nich wodę deszczową, montowane są panele słoneczne, a na dachach – wiatraki. Oczywiście to maleńkie turbiny, nieporównywalne z tymi używanymi przez zawodowych energetyków, ale mogą zasilać np. sklepowe kasy.
Samowystarczalność energetyczną chce sobie zapewnić także koncern Ikea. Już dwa lata temu polska spółka szwedzkiego giganta kupiła dwie farmy wiatrowe, a w czerwcu b.r. uruchomiła trzecią. Łącznie ma już na Podkarpaciu 27 wiatraków, które produkują 135 GWh energii rocznie.
Tyle wystarcza, aby zaspokoić jedną trzecią zapotrzebowania firmy w naszym kraju. Ikea inwestuje także w kolektory słoneczne, które wykorzystywane są w sklepach w Gdańsku, Krakowie i Łodzi do ogrzewania wody. Ponadto sklep w Łodzi, nowy sklep we Wrocławiu oraz centrum dystrybucyjne w Jarostach korzystają z pomp ciepła które ogrzewają je zimą, a chłodzą latem.
Evelyn Higler, dyrektor sieci sklepów Ikea w Polsce zapewnia jednak, że na tym nie koniec. Zgodnie z przyjętą w 2012 roku strategią całej korporacji spółka chce wybudować tyle wiatraków i farma fotowoltaicznych aby pokrycie swoje całe zapotrzebowanie na prąd. Szwedzi chcą na to wydać 1,5 mld euro.
W ubiegłym tygodniu koncern poinformował ponadto, że panele fotowoltaiczne wprowadzi także do swojej oferty w sklepach. Jednak zestawy zapewniające ok. 10 proc. rocznego zapotrzebowania na prąd przeciętnej rodziny (o mocy 3,4 kW) kosztować mają ok. 28 tys. zł, dlatego koncern zaczyna ich sprzedaż od Wielkiej Brytanii, która w przeciwieństwie do Polski, wspiera taką rozproszoną produkcję energii, co pozwala na relatywnie szybki zwrot z inwestycji.
Coraz popularniejsze w firmach stają się też generatory prądu, zwłaszcza gazowe. To świetne rozwiązanie dla firm, które zużywają sporo prądu, a przy tym nie mają dostępu do ciepła z elektrociepłowni, bo taki generator może produkować także ciepło. – Firma musi mieć dostęp do paliwa, czyli do gazu. Poza tym musi mieć stały pobór energii w ciągu doby – opowiada menedżer z General Electric. Amerykański gigant jest jednym z producentów najpopularniejszych generatorów tego typu – marki Jenbacher.
Generatory sprawdzają się w szklarniach, piekarniach, ale także w instytucjach publicznych – np. szpitalach – wszędzie tam gdzie ważna jest pewność zasilania. Prąd można sprzedawać bezpośrednio do sieci niskich napięć, nie ma więc prawie strat przesyłowych, w dodatku na generator można dostać dofinansowanie z UE, a moc generatora – od kilkudziesięciu kilowatów do kilkudziesięciu megawatów można dostosować do potrzeb firmy. Np. dzięki Jenbacherom duży francuski producent pomidorów i sałaty – firma Serres Vinet uniezależnił się zupełnie od energii elektrycznej z sieci.
W porównaniu z innymi krajami barierą rozwoju w Polsce małej kogeneracji – czyli wytwarzania razem prądu i ciepła – jest stosunkowo wysoka cena gazu. Alternatywą jest więc generator wykorzystujący silniki Diesla. Są one mniej wydajne, ale tańsze. Według analiz firmy doradczej Frost&Sullivan w 2011 r. w Polsce firmy, głównie handlowe i przemysłowe, kupiły generatory na ropę za 57 mln dol. W 2018 wartość rynku sięgnie 66 mln dol.
W dużych firmach pojawiają się także nowoczesne metody zarządzania energią, dzięki którym można osiągać dodatkowe przychody. Polega to na tym, że dzięki specjalnym urządzeniom można bardzo dokładnie zmierzyć zapotrzebowanie na prąd w każdej minucie działalności danej fabryki. A prąd, którego firma w danej chwili nie zużywa można sprzedać do sieci.
To jest szczególnie opłacalne w szczycie zapotrzebowania, gdy energia jest najdroższa. Takie rozwiązania są już popularne na Zachodzie, są tam już wyspecjalizowane firmy, które je wdrażają w fabrykach i hutach.