Spis treści
Wiele wskazuje na to, że kraje należące do OECD (do tego klubu należy także Polska) osiągnęły szczyt zapotrzebowania na energię w 2007 roku i już nigdy nie będą jej potrzebować więcej ─ wynika z opublikowanego właśnie raportu Międzynarodowej Agencji Energii.
W 2015 roku zużycie energii w krajach należących do Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) było takie samo, jak w 2002 roku pomimo, że w ciągu tych trzynastu lat ich gospodarki urosły o 23%. Do OECD należą wysokorozwinięte państwa ─ oprócz większości członków Unii Europejskiej także m.in. USA, Kanada, Meksyk, Korea Południowa, Japonia, Australia, Nowa Zelandia i Turcja.
Z opublikowanego właśnie raportu Międzynarodowej Agencji Energii (MAE) wynika, że kraje OECD osiągnęły szczyt zapotrzebowania na energię finalną w wysokości 3774 Mtoe (milionów ton oleju ekwiwalentnego) w 2007 roku. Z tego na Polskę przypadało ok. 66 Mtoe. Po kryzysie gospodarczym państwa OECD nigdy już nie wróciły choćby w okolice szczytowej wartości. W 2015 roku ich zapotrzebowanie wyniosło ok. 3650 Mtoe i według prognoz MAE do 2030 roku spadnie do 3334 Mtoe, a więc 12% poniżej szczytu z 2007 roku.
Tendencja spadkowa dotyczy także Polski, która w 2015 roku zużyła ok. 65 Mtoe, a wiec nieznacznie mniej, niż w 2007 roku, pomimo wzrostu gospodarki o ponad 20%. Udział miało w tym spadające zapotrzebowanie na ogrzewanie w związku z coraz cieplejszymi zimami, czego największym przegranym było polskie górnictwo. Jednak przede wszystkim znacznie poprawia się efektywność energetyczna usług i przemysłu.
To właśnie poprawa efektywności energetycznej w przemyśle miała największe znaczenie dla redukcji zapotrzebowania na energię w krajach OECD. W latach 2000-2014 energochłonność przemysłu spadała tam średniorocznie o 0,9%, podczas gdy wartość dodana przemysłu rosła o 0,8%.
W tym czasie energochłonność przemysłu nieznacznie zmniejszyła się także w pozostałych państwach świata. Poprawa efektywności w ostatnich piętnastu latach następowała średnio na całym świecie we wszystkich sektorach oprócz jednego ─ transportu pasażerskiego. To efekt przesiadania się z transportu zbiorowego do własnych samochodów mieszkańców państw słabiej rozwiniętych.
Chiny gonią Zachód
Ogromny postęp w poprawie efektywności energetycznej odnotowują także Chiny. W 2015 roku ich zapotrzebowanie na energię wzrosło jedynie o 0,9%, podczas gdy gospodarka urosła o 6,9%. Chiny są na dobrej drodze do osiągnięcia celu na 2020 rok w postaci redukcji energochłonności gospodarki o 44% względem 2005 roku.
Jak wylicza MAE, tylko w latach 2006-2014 łączne inwestycje w poprawę efektywności energetycznej (w przytłaczającej większości finansowane z pieniędzy prywatnych) przekroczyły w Chinach 370 mld dol. Uniknięto dzięki temu m.in., wycenianych na 230 mld dol., inwestycji w nowe (głównie węglowe) elektrownie. Chiny stały się największym rynkiem usług poprawiających efektywność energetyczną, zatrudniającym 600 tys. osób. W 2015 roku średnia stopa zwrotu z takich inwestycji wyniosła w Państwie Środka 7%. Chiny nadal jednak mają o połowę wyższa energochłonność PKB w stosunku do państw OECD. Z tego powodu w aktualnej pięciolatce przewidziano kolejnych 270 mld dol. w poprawę efektywności energetycznej.
Polscy politycy się uczą
Tymczasem w Polsce stosunek polityków i urzędników do efektywności energetycznej od lat przybiera kuriozalne formy. W czasie rządów PO-PSL można było nieoficjalnie usłyszeć jako argument w dyskusji nad projektami poprawy efektywności m.in., że spadek zużycia energii będzie oznaczał mniejsze wpływy budżetowe z akcyzy. Z kolei minister energii Krzysztof Tchórzewski niedawno w Rzeszowie wyrażał nadzieję, że dzięki programowi 500 plus zużycie energii elektrycznej wzrośnie przynajmniej o kilka procent. Z kolei wiceminister Andrzej Piotrowski na konferencji w Ministerstwie Rozwoju tłumaczył, że ocieplanie budynków prowadzi do spadku zapotrzebowania na ciepło, a to może oznaczać dla ciepłowni „pracę w złym punkcie i generację bardzo dużych zanieczyszczeń, których by nie było gdyby całość ciepła została zużyta”.
─ Praca „w złym punkcie” (to znaczy z obciążeniem dalekim od obciążeń nominalnych) być może jest gdzieś faktem. Jednak według mnie podnoszenie tego, jako jakiegoś istotnego problemu jest nie tylko grubą przesadą, ale właściwie nieporozumieniem. Korzyści z redukcji zużycia ciepła w wyniku termomodernizacji są zawsze większe, niż efekt potencjalnego obniżenia sprawności w wyniku pracy z przeciętnie niższym obciążeniem ─ rozwiewa wątpliwości w tej kwestii, proszący o anonimowość, profesor politechniki, zajmujący się tą problematyką.