Obecny system wsparcia energetyki odnawialnej załamał się na początku 2013 roku. Jednym z powodów był m.in. brak mechanizmów chroniących przed nadpodażą zielonych certyfikatów. Głównie z powodu niekontrolowanego rozwoju współspalania w elektrowniach kondensacyjnych doszło do strukturalnej nadwyżki podaży zielonych certyfikatów nad regulowanym popytem. Produkcja energii elektrycznej z OZE wyniosła w 2012 r. ok. 16,5 TWh, z tego ok. 9,5 TWh zespalania stałej biomasy (łącznie ze współspalania i spalania w jednostkach dedykowanych). Skutkiem był drastyczny spadek cen na początek 2013 roku, szczególnie na płytkim rynku transakcjach sesyjnych na Towarowej Giełdzie Energii (TGE). Transakcje na TGE obejmują jednak tylko 20% handlu zielonymi certyfikatami. Główna część handlu odbywa się bezpośrednio pomiędzy stronami, tzn. poza rynkiem sesyjnym. Państwowe koncerny energetyczne zintegrowane handlują głównie wśród własnych grup i są w związku z tym lepiej chronione przed prawami rynkowymi.
Jednak koncerny energetyczne pomimo krachu na rynku nie wyłączyły całkowicie współspalania w elektrowniach i elektrociepłowniach opartych na węglu kamiennym, pomimo że od grudnia 2012r. Urząd Regulacji Energetyki (URE) nie wydaje świadectw pochodzenia dla (współ)spalania biomasy leśnej. W kotłach do (współ)spalania stałej biomasy spala się obecnie zgodnie z regulacjami miks biomasy leśnej i tzw. biomasa agro. . Biomasa agro jest droższa, ma niższą wartość energetyczną, i jest dostępna tylko w mniejszych ilościach, więc duża energetyka zawodowa nie jest w stanie zaspokoić potrzeb za pomocą samej biomasy agro. Rozporządzenie Ministra Gospodarki z 18 października 2012 roku wprowadziło, teoretycznie ze skutkiem na 31 grudnia 2012 roku, zakaz spalania drewna pełnowartościowego do celów energetycznych. Drewno pełnowartościowe to w świetle rozporządzenia: „drewno spełniające wymagania jakościowe określone w normach określających wymagania i badania dla drewna wielkowymiarowego liściastego, drewna wielkowymiarowego iglastego oraz drewna średniowymiarowego dla grup oznaczonych jako S1, S2 i S3 oraz materiał drzewny powstały w wyniku procesu celowego rozdrobnienia tego drewna.” Tak sformułowany przepis nie precyzuje wymogów odnośnie sposobu udokumentowania pochodzenia biomasy. W praktyce, przepis ten działa wstecz i dotyczy części produkcji z 2012 r, na którą nie wydano świadectw pochodzenia do końca 2012 r. Kwestionowana produkcja z 2012 roku uprawnionej do uzyskania świadectw pochodzenia wynosi ok. 2,4 TWh Ich wartość rynkowa wynosiłaby obecnie ponad 500 mln złotych (przy średniej ceny certyfikatów 225 zł/MWh na koniec sierpnia 2013 roku), więc jest o co walczyć. Naprawa tej sytuacji wymaga pilnej zmiany rozporządzenia, która została przygotowana wiosną przez MG.
Jeszcze gorzej wygląda sytuacja roku bieżącym. Produkcja zielonej energii z miksu biomasy leśnej i biomasy agro wynosiła na koniec sierpnia ok. 5 TWh, a będzie wynosić do końca roku 2013 r. prawdopodobnie do 8 TWh, co odpowiada ok. 2 mld złotych przychodów ze sprzedaży zielonych certyfikatów przy obecnej cenie . Okazało się, że energetyka, która zaprzestała spalania drewna pełnowartościowego, nie może tego udowodnić w postępowaniach przed URE. Wdrożenie przez elektrownie systemów zapewnienia jakości paliwa i certyfikacji jego pochodzenia w pełni będzie możliwe wobec biomasy spalanej od 1 stycznia 2014r.
Im bliżej końca roku, tym bardziej sytuacja stanie się problematyczna, ponieważ obecnie w bilansie koncernów energetycznych zakupiona i spalona biomasa leśna stanowi tylko koszt, a z samej sprzedaży energii elektrycznej biznes się nie opłaca. Dopiero przy wydawaniu świadectw pochodzenia pojawiają się prawa majątkowe w bilansie, a biznes stanie się rentowny. I tu najprostszym rozwiązaniem byłaby korekta rozporządzenia przesuwająca termin wejścia w życie przepisów chroniących drewno pełnowartościowe o rok, tym bardziej, że chodzi tylko o zabieg proceduralny.
Z obecnej sytuacji, tj, chwilowego wzrostu cen świadectw, korzystają producenci z innych źródeł OZE, przede wszystkim duża energetyka wodna i farmy wiatrowe.
Czym może skutkować wydawanie świadectw pochodzenia z biomasy leśnej w następnych miesiącach? Prawdopodobnie następnym spadkiem cen na rynku zielonych certyfikatów. Na koniec sierpnia liczba wydanych, nieumorzonych zielonych certyfikatów wyniosła ok. 9,2 TWh. Od września do grudnia 2013 r. produkcja z zielonej energii, głównie w wiatrakach i w elektrowniach wodnych, wyniesie ok. 3 TWh. Suma świadectw pochodzenia na koniec 2013 roku wyniesie zatem ok. 22 TWh. Obowiązek umorzenia zielonych certyfikatów na koniec marca 2014 roku wynosi jednak tylko 14,5 TWh. Nadpodaż wynosi więc ok. 7,5 TWh. Dla przypomnienia: po umorzeniu zielonych certyfikatów na koniec marca 2013 roku nadpodaż wyniosła tylko 5 TWh, oczywiście uwzględniając fakt, że URE od listopada 2012 roku nie wydał świadectw pochodzenia z biomasy leśnej.
Jak wyjść z tego impasu? Można z jednej strony wydawać certyfikaty z produkcji z 2012 roku i 2013 roku etapowo. Przy dalszej produkcji energii elektrycznej z biomasy leśnej góra niewydanych świadectw będzie jednak coraz większa. Z drugiej strony URE chce zachęcić koncerny energetyczne do dobrowolnego spalania certyfikowanej biomasy leśnej. W Niemczech z powodu protestów społecznych pali się już od kilku lat certyfikowaną biomasę. Certyfikacja odbywa się za pomocą systemów certyfikacji akredytowanych przez Komisję Europejskią, jak np. REDCert, ISCC lub FSC w przypadku importowanej biomasy z krajów poza Unią. Nawet w Polsce producenci biomasy certyfikują swoją produkcję, jeżeli jest przeznaczona na eksport np. do Niemiec. Certyfikacja biomasy jest jednak o ok. 10 % droższa.