Związek „Sierpień 80” żąda głowy wiceministra energii Wojciecha Kowalczyka. Powód? Nie informuje o rezultatach rozmów z Komisją Europejską. Ale przynajmniej niektórzy działacze powinni dobrze wiedzieć, co jest w papierach przesłanych do Brukseli.
Odpowiedzialni za restrukturyzację górnictwa wiceministrowie podzielili się rolami „dobrego” i „złego” policjanta. Wywodzący się ze Śląska Grzegorz Tobiszowski jest tym dobrym – wysłucha związkowców, ponarzeka razem z nimi na poprzedników, tu dołoży trochę kasy, gdzie indziej zgodzi się na ustępstwa w drobniejszych sprawach, np. personalnych.
A Kowalczyk to ten zły, który „idzie na pasku banków” , wymusza zamykanie kopalń i jeszcze na domiar złego nie umie rozmawiać po związkowemu.
W liście wysłanym do ministra energii Krzysztofa Tchórzewskiego związkowcy z „Sierpnia 80” wysunęli pod adresem Kowalczyka mnóstwo pretensji. Zarzucają mu „działanie na szkodę polskiego górnictwa”, a w szczególności „brak informacji o efektach działań w/w urzędnika w sprawie zatwierdzenia przez Komisję Europejską udzielonej przez Polskę pomocy publicznej dla polskiego górnictwa węglowego”. Według działaczy związku wiceminister „nie posiada zdolności komunikacyjnych ze związkami zawodowymi”. Pod listem podpisało się trzech szefów „Sierpnia 80” w spółkach górniczych – JSW, KHW i PGG.
Kowalczyk jest jednym z niewielu wiceministrów przejętych przez rząd PiS od poprzedniej ekipy. Ten bankowiec z zawodu, rzucony na „odcinek górnictwa” przez Ewę Kopacz, był potrzebny Krzysztofowi Tchórzewskiemu do dokończenia negocjacji pomocy publicznej dla górnictwa z Brukselą.
Przypomnijmy, że Polska notyfikowała pomoc dla zamykanych kopalń, do której rząd (zgodnie z Decyzją Rady UE nr 787 z 2010 r.) ma prawo. Notyfikacja była kilkakrotnie poprawiana. Bruksela zażyczyła sobie też biznesplanu PGG, w którą dokapitalizowały państwowe spółki energetyczne, choć formalnie inwestycja ta nie jest przez polski rząd traktowana jak pomoc publiczna, ale jako zupełnie rynkowe działanie.
I na razie Kowalczykowi udaje się utrzymać Komisję z daleka, mimo, że rząd przynajmniej dwukrotnie „pojechał po bandzie”.
Pierwszy raz zgłaszając do zamknięcia kopalnię „Brzeszcze”, a potem cofając ten wniosek, gdy kupił ją za złotówkę Tauron. Spółka oddała przy tym 100 mln zł pomocy publicznej, którą „Brzeszcze” dostały. Komisja nie zgłosiła zastrzeżeń.
Drugi raz, gdy 31 grudnia 2015 Agencja Rezerw Materiałowych kupiła węgiel za grubo ok. 200 mln zł węgiel ze zwałów, choć nie miało to żadnego sensu z punktu widzenia bezpieczeństwa państwa, bo elektrownie miały (i mają nadal) olbrzymie zapasy węgla. Było to zwykłe marnotrawienie pieniędzy podatników gdyż Agencja dostała na wykup tego węgla dotację z budżetu. Komisja znowu nie zareagowała. Prawdopodobnie proceder ten trwa i w tym roku, choć jest przez rząd skutecznie utajniany.
Dlaczego więc Kowalczyk „nie informuje o rezultatach” skoro teoretycznie miałby się czym pochwalić?
Związkowcy, podobnie jak i dziennikarze, bardzo chcieliby się dowiedzieć, jakie kopalnie są wymienione w przesłanym Komisji wniosku notyfikującym pomoc publiczną jako przeznaczone do zamknięcia. W tej chwili działacze próbują jeszcze uratować kilka nierentownych jednostek, a rząd przeciąga rozmowy, zmiękcza i „masuje” związki.
Wiadomo, że gra idzie o kopalnię „Sośnica” w PGG, kopalnię „Wujek” w Katowickim Holdingu Węglowym i kopalnię „Krupiński” w Jastrzębskiej Spółce Węglowej. „Dziennik – Gazeta Prawna” pisał jeszcze o kopalni „Halemba -Wirek”, być może o przetrwanie walczą jeszcze „Rydułtowy”. Na rynku jest o ok. 10 mln ton węgla energetycznego rocznie za dużo i nie da się rozwiązać tego problemu, nie zamykając najsłabszych kopalń.
Jeśli wymienione tu kopalnie są na liście „do zamknięcia” przesłanej Brukseli, to walka związkowców jest z góry przegrana. Rząd nie zaryzykuje kolejnej zmiany wniosku notyfikacyjnego. Taka sztuka udała się wprawdzie z kopalnią „Brzeszcze”, ale jest to numer raczej nie powtórzenia. Żonglując kopalniami jak kulkami rząd utraciłby wiarygodność jako autor odpowiedzialnego programu.
Czy resort energii przekazał związkowcom informacje co jest we wniosku? Nie musiał oczywiście, ale biorąc pod uwagę dość ścisłe relacje łączące przynajmniej jeden związek – „Solidarność” – z PiS byłoby dziwne gdyby szefowie śląsko-dąbrowskiej „Solidarności” nie wiedzieli, co tam się znalazło. A jeśli nie wiedzą, to plotki o mocnych więziach „Solidarności” z rządem są lekko przesadzone.
Jeśli rząd chciał przedstawić Komisji wiarygodny program, to powinien przedstawić kompletną listę kopalń do zamknięcia, razem z „Sośnicą”, „Krupińskim”, „Wujkiem”, być może jeszcze „Rydułtowami”, o których się na razie w ogóle nie mówi. Jedyny argument, który powstrzymuje Komisję Europejską przed wszczęciem postępowania o niedozwoloną pomoc publiczną brzmi bowiem tak – nie ściemniamy, naprawdę ograniczamy wydobycie, zamykamy kopalnie.
Z nieoficjalnych informacji, a raczej plotek dochodzących z Brukseli wynika, że kluczowe fragmenty projektu decyzji Dyrekcji Generalnej ds. Konkurencji są w tej chwili nieoficjalnie konsultowane na poziomie gabinetu politycznego komisarz ds. konkurencji Dunki Margrethe Vestager. Podobno Komisja może zatwierdzić polski wniosek , ale pod pewnymi warunkami. Pamiętajmy jednak, że zatwierdzenie wniosku to nie koniec. Groźba wszczęcia procedury zwrotu nielegalnie przyznanej pomocy wciąż będzie wisiała nad Polską Grupą Górniczą, jeśli jej biznesplan się zawali.
Ale jeśli wniosek notyfikacyjny został sporządzony, tak jak powinien być sporządzony, aby biznesplany spółek górniczych się spięły – to walka o przetrwanie „Krupińskiego”, „Sośnicy” i „Wujka” nie ma sensu, bo wywróci całą notyfikację.
Niektórzy co inteligentniejsi związkowcy doskonale o tym wiedzą i medialny zgiełk w tej sprawie to tylko teatr. Działacze grają przypisane im role, bo nie mogą dać się wyprzedzić innym działaczom w radykalizmie. Ale na otwarty protest, czy strajk, taki jak przeciwko poprzedniej ekipie, nikt się nie zdecyduje.