Dlaczego przyszli emeryci z Australii mogą być udziałowcami ciepłowni w Poznaniu, a polskim emerytom rząd tego zabrania?
Po długich deliberacjach rząd ogłosił wreszcie swoje plany wobec otwartych funduszy emerytalnych. Z grubsza wiadomo, że będące w posiadaniu OFE obligacje skarbu państwa warte 120 mld zostaną przekazane do ZUS i umorzone.
W zamian za to dość delikatne wywłaszczenie mają zostać poluzowane rygory inwestycji w akcje i obligacje – OFE będą mogły kupować obligacje korporacyjne i samorządowe. Dzięki temu, jak twierdzi rząd OFE zaczną inwestować w „realną gospodarkę”. Jak mają dokładnie wyglądać nowe reguły, przekonamy się gdy rząd pokaże projekt ustawy.
Przeciwnicy i zwolennicy propozycji rząd wciąż wymieniają argumenty, dyskusja będzie trwała jeszcze długo ale wysokienapiecie.pl uparcie pragnie zwrócić uwagę na jeden aspekt całej sprawy, dotychczas pomijany.
Ciepło dla Australijczyka
Francuska firma Dalkia jest jednym z większych zagranicznych inwestorów w polskiej energetyce. Należą do niej m.in. sieci ciepłownicze w Warszawie, Poznaniu i Łodzi. Zatrudnia 5 tys. osób, ma ciepłownie i elektrociepłownie o mocy ponad 4 tys. MW. Mniejszościowym udziałowcem „polskiej” Dalkii jest australijski fundusz emerytalny IFM. Ten sam fundusz jest właścicielem części niemieckich sieci energetycznych – konkretnie spółki 50 Hertz, operującej we wschodnich i północnych landach.
A jednocześnie bezpośrednim lub pośrednim udziałowcem polskiej sieci ciepłowniczej czy energetycznej nie może być polski fundusz emerytalny. Według nowych reguł także nie będzie mógł nim być. Absurd takiego rozwiązania na pierwszy rzut oka wydaje się oczywisty.
Menedżerowie IFM uznali, że inwestycja w polskie ciepłownictwo jest korzystna. To regulowany biznes, w którym stopa zwrotu jest gwarantowana, bo ceny ciepła zatwierdza Urząd Regulacji Energetyki. URE musi zapewnić sensowny zwrot z kapitału, bo bez tego nie będzie inwestycji. OFE nie mają wyboru – muszą inwestować w tzw. płynne aktywa, czyli obligacje lub akcje notowane na giełdzie, które mogą szybko sprzedać, bo tak każe im ustawa.
Po nowelizacji wachlarz możliwości może się trochę zwiększyć, ale wciąż będzie ubogi w porównaniu z inwestycjami funduszy zachodnich.
Pod koniec lat 90-tych, kiedy OFE powstawały, politycy stwierdzili, że bezpośrednie inwestycje, „zamrażające” kapitał na długie lata, byłyby zbyt ryzykowne, skoro udział w OFE jest przymusowy, ryzyko należy ograniczyć do minimum.
Ale według nowych reguł OFE mają być całkowicie dobrowolne. Jaki jest więc sens zakazu bezpośrednich inwestycji kapitałowych, zwłaszcza w biznes, który jest ściśle regulowany przez państwo?
Skoro polskie ciepłownictwo jest sensowną lokatą kapitału dla australijskiego funduszu emerytalnego, to dlaczego nie miałoby być nią dla funduszy polskich?
Kto wejdzie w rury?
Polskie ciepło łaknie inwestycji jak przysłowiowa kania dżdżu. Zimą stare rury pękały w kilkunastu miastach Polski.
Patrz: Krajowa awaria ciepła
Ciepłownie i elektrociepłownie należą w większości do samorządów gmin, które nie mają pieniędzy na inwestycje. Co roku sektor potrzebuje ok. 5,5 mld zł, ale tylko połowa tej sumy faktycznie do niego trafia. Miasta próbują więc przyciągnąć kapitał i szukają inwestorów. Oczywiście będą emitować obligacje, które po wprowadzeniu nowych reguł OFE mogą kupić. Ale takie rozwiązanie ma jedną wadę – miasta są często zadłużone po uszy, a ich zdolności kredytowe wyczerpują się.
Możliwość bezpośredniego wejścia kapitałowego we wspólne przedsięwzięcie z miastem, np. ciepłownię, ma dwie podstawowe przewagi. Po pierwsze miasto nie powiększa w ten sposób długu. Po drugie inwestor, np. OFE me bezpośredni wpływ na zarządzanie całym projektem i pilnuje aby włodarze miast nie mieszali biznesu z lokalną polityką, np. obsadzając władze spółki niekompetentnymi „krewnymi i znajomymi królika”.
Rolę aktywnego inwestora ma pełnić powołana niedawno przez rząd spółka Polskie Inwestycje Rozwojowe. Ale pieniędzy z PIR nie wystarczy dla wszystkich.
OFE byłyby równie dobrym partnerem dla samorządów i firm energetycznych. Mogłyby zostać mniejszościowymi udziałowcami energetycznych spółek dystrybucyjnych, które także będą potrzebowały kapitału na miliardowe inwestycje w sieci. To również pewny, bo regulowany biznes.
Powtórzmy: sytuacja, w której w rury ciepłownicze w Poznaniu czy Łodzi inwestują przyszli emeryci z Australii, a polskim robić tego nie wolno, jest ekonomicznym i politycznym nonsensem.