Menu
Patronat honorowy Patronage
  1. Główna
  2. >
  3. Energetyka konwencjonalna
  4. >
  5. Węgiel kamienny
  6. >
  7. Energetycy mobilizują rezerwy

Energetycy mobilizują rezerwy

Część starych nierentownych elektrowni nie przejdzie na zasłużoną emeryturę. Pozostaną w gotowości aby zapobiec brakom prądu po 2016 r.

siersza tauron

Część starych nierentownych elektrowni nie przejdzie na zasłużoną emeryturę. Pozostaną w gotowości aby zapobiec brakom prądu po 2016 r.

Takich elektrowni jak, należąca do Taurona Siersza, wybudowanych w latach 60. i 70. pracuje jeszcze wiele. Autor: Piotr Drabik, licencja CC BY 2.0
W czerwcu Polskie Sieci Elektroenergetyczne – operator systemu zawiadujący sieciami wysokich i średnich napięć w naszym kraju – ogłosiły przetarg na tzw. zimną rezerwę interwencyjną. W energetycznym żargonie to elektrownie, które w normalnych warunkach nie pracują, lecz „stoją z bronią u nogi” i czekają na moment w którym będą potrzebne.

Energetycy od kilku lat ostrzegają, że może zabraknąć nam prądu. Większość elektrowni wybudowano w czasach PRL, głównie w latach Gierkowskiej prosperity lat 70 –tych, choć są i takie siłownie, które pamiętają jeszcze czasy Władysława Gomułki. Nieubłaganie zbliża się kres ich pracowitego żywota – elektrownie węglowe działają przez 30, góra 40 lat.

Według obliczeń PSE do 2020 r. wyłączonych zostanie 6600 MW (ok. 17 proc. wszystkich zainstalowanych). Niestety nie wiadomo co miałoby je zastąpić.

Patrz: Polska energetyka niczym Westerplatte jeszcze się broni

Inwestycje w lesie

Choć spółki energetyczne od 2008 r. przedstawiały wielkie plany inwestycyjne, to ruszyła budowa zaledwie trzech dużych elektrowni – w Kozienicach (1000 MW), we Włocławku (460 MW) i w Stalowej Woli (600 MW). Powód jest prosty – kryzys spowodował spadek popytu na prąd. Wielkie fabryki, huty i inne przedsiębiorstwa potrzebują go mniej. Nawet gospodarstwa domowe, dzięki wymianie żarówek i telewizorów, zmniejszyły trochę swoje zużycie. Spadły ceny i opłacalność budowy elektrowni stanęła pod znakiem zapytania.

Rząd próbuje zmobilizować państwowe firmy aby jednak budowały elektrownie (patrz: 120 dni dla Opola), ale nawet jeśli budowa ruszy, to siłownie zostaną oddane najwcześniej w 2017–2018 r. Tymczasem z problemem braków mocy możemy borykać się już za trzy lata, tym bardziej, że Krajowy System Energetyczny bił tego lata rekordy zapotrzebowania na moc, bo mamy coraz więcej klimatyzatorów. W dodatku pracują one głównie w okresie wykorzystywanym do tej pory na bardzo potrzebne remonty w elektrowniach.

Już w zeszłym roku Polska Grupa Energetyczna zrobiła odpis księgowy na elektrownię Dolna Odra koło Szczecina, uznając, że jej wartość wynosi… 0 zł. Ta elektrownia przynosi co roku kilkadziesiąt milionów zł strat (dokładnej kwoty PGE nie ujawnia), ale musi pracować – to jedyna duża siłownia na północnym zachodzie kraju, bez niej system energetyczny złożyłby się jak domek z kart. Ale kto miałby za to płacić – to było przedmiotem długich negocjacji operatora systemu czyli PSE oraz PGE. Przetarg na zimną rezerwę ma uporządkować tę sytuację i stworzyć jasne reguły gry.

Które firmy zdecydowały się wziąć udział w przetargu? Tego PSE na razie nie ujawnia. Prezes PSE Henryk Majchrzak powiedział nam, że zostały dwie firmy, trzecia odpadła ze względów formalnych.

Udało nam się ustalić, że w przetargu startują właśnie PGE z elektrownią Dolna Odra oraz Tauron z kilkoma starymi blokami m.in. w Sierszy, których wartość także jest już zerowa.

Kto zapłaci rezerwistom?

Ile PSE jest gotowe zapłacić za utrzymywanie elektrowni w gotowości na wszelki wypadek? To jedna z najściślej strzeżonych tajemnic. – My to wiemy, ale firmy nie wiedzą, więc mamy oczywistą przewagę negocjacyjną, której nie chcemy stracić – powiedziała nam osoba znająca kulisy transakcji.

PSE żyje z opłaty przesyłowej. Jest ona składnikiem ceny prądu, którą płacimy co miesiąc. Dopłaty dla firm za zimną rezerwę zostaną nam doliczone do rachunków, ale jak zapewnia prezes Majchrzak będzie to kwota zupełnie niezauważalna, mniejsza od złotówki miesięcznie.

Firmy muszą wiedzieć ile dostaną bo część starych elektrowni trzeba będzie zmodernizować żeby mogły działać. W 2016 r. wchodzi w życie unijna dyrektywa IED, która określa nowe, bardzo surowe normy emisji tlenków siarki i azotu. To właśnie dlatego część starych bloków trzeba będzie w końcu wyłączyć. Te, które opłaci się remontować będą jeszcze mogły czekać w rezerwie na chwilę, w której okażą się potrzebne.

Przetarg na zimną rezerwę to kolejny element strategii PSE, które przygotowują się na trudne chwile. W zeszłym roku podpisała z PGE umowę na tzw. negawaty. Jeśli w kraju będzie brakować mocy, PGE zobowiązała się wyłączyć prądożerne koparki w bełchatowskiej kopalni węgla, za co dostanie pieniądze od PSE.

Jak sprawić, żeby prąd był tani i go nie zabrakło?

Ale to dopiero przymiarki dla prawdziwego rynku mocy. Prace nad nim zapowiedzieli prezes Urzędu Regulacji Energetyki Marek Woszczyk oraz resort gospodarki.

Rynkiem mocy energetycy nazywają sytuację, w której elektrownie dostają zapłatę nie tylko za wyprodukowaną energię, jak jest dzisiaj, ale także za udostępnianą moc – czyli za to, że w ogóle istnieją i są gotowe w każdej chwili pokryć zapotrzebowanie.

Dyskutuje się nad tym nie tylko w Polsce – także w Niemczech, Francji i Wielkiej Brytanii. Komisja Europejska widząc, że dotychczasowy model rynku energii nie całkiem się sprawdził, przygotowała projekt wytycznych, w których określa kiedy rynek mocy jest dopuszczalną pomocą publiczną.

Patrz: Bruksela ratuje energetyków

Najważniejszy dylemat jaki przyjdzie rozstrzygnąć rządowi brzmi: dopłacić do starych elektrowni, czy tylko do nowych, tak aby stymulować inwestycje.

Patrz: Dopłacimy do starych, czy nowych elektrowni?

Jednak projekt takiego rynku będzie gotowy dopiero za rok, może nawet za dwa lata. I dopiero wtedy dowiemy się, ile trzeba będzie dopłacić. Jedno nie ulega wątpliwości – żeby mieć bezpieczeństwo energetyczne, czyli za pewność, że w gniazdku nie zabraknie nam prądu, będziemy musieli sięgnąć do portfela.

Technologie wspiera:
Rynek energii rozwija:

Całkowita zmiana systemu wsparcia odnawialnych źródeł energii, którą planuje rząd, wymaga czasu. Nie powinna wejść w życie przed 2018 rokiem. Do tego czasu ważne jest ustabilizowanie zielonych certyfikatów tak, aby obecny system zachęcał do inwestycji – pisze dr Christian Schnell, partner kancelarii prawnej DMS Legal, w analizie dla Obserwatora Legislacji Energetycznej portalu WysokieNapiecie.pl

OLE-m
Rynek energii rozwija: