W perspektywie budowy gazociągu Nord Stream II i jego lądowych odnóg, priorytetem dla polskiego rządu stał się korytarz importowy gazu z Norwegii. Realizacja planu wymaga kosztownego zaangażowania się Danii. Jednak na razie, zamiast przekonywać Kopenhagę do współpracy, Polska uderzyła w interesy jednej z największych duńskich firm.
Teoretycznie moment jest sprzyjający. Za dwa lata skończy się gaz na polu Tyra na Morzu Północnym, skąd Duńczycy czerpią większość surowca. Powinni zatem wkrótce zdecydować, co dalej. Szukać nowych własnych złóż, sięgnąć po gaz z Norwegii, a może wzmocnić połączenie z Niemcami? Dla Polski interesujący jest tylko jeden tych z wariantów, w dodatku najbardziej kosztowny, bo wymagający ułożenia nawet 700 km podmorskiego gazociągu, nie licząc właściwego Baltic Pipe do Niechorza.
Polski rząd, jeśli rzeczywiście nie chce rosyjskiego gazu, nawet sprowadzanego przez Niemcy, powinien zabiegać w Kopenhadze o odpowiedni rozwój sytuacji. Tymczasem strzelił sobie (lub też strzeliło jego polityczne zaplecze) w przysłowiową stopę. Kiedyś symbolami Danii były klocki Lego oraz Tuborg i Carlsberg, popijane przez gang Olsena. Klocki są wieczne, ale miejsce Egona Olsena i jego pomocników zajęli eksporterzy przeróżnych technologii OZE, na czele z Vestas – jednym z największych na świecie producentów turbin wiatrowych. Rząd, praktycznie blokując dalszą budowę wiatraków na drugim po Niemczech pod względem szybkości rozwoju europejskim rynku, na pewno prezentu Duńczykom nie zrobił. Nawet, jeśli wiceminister energii Andrzej Piotrowski twierdził z trybuny sejmowej, że z badań resortu wynika, iż producenci turbin nie byli w stanie zaspokoić całego popytu z Polski.
Jakaś refleksja chyba jednak nastąpiła, bo projekt ustawy antywiatrakowej, który wszedł do Sejmu w iście stachanowskim tempie, po pierwszym czytaniu utknął na prawie dwa miesiące. W tym czasie premier Beata Szydło gościła w Warszawie szefa duńskiego rządu, Larsa Lokke Rasmussena, który m.in. przypomniał, że duńskie inwestycje w Polsce przekraczają 12 mld zł, a 500 firm z Danii zatrudnia 50 tys. ludzi.
Co prawda premier Szydło oświadczyła, że strona duńska „ze zrozumieniem” odnosi się do Baltic Pipe, ale już dwa dni później duński operator systemów przesyłowych Energinet.dk ogłosił, że bada różne warianty na okoliczność rychłego wyczerpania się zasobów gazu na Morzu Północnym. Spółka wymieniła tu kierunek norweski i budowę Baltic Pipe do Polski, ale jednocześnie podkreśliła, że istniejące połączenie z Niemcami bez problemu jest w stanie zaspokoić wszystkie potrzeby konsumentów w Danii i Szwecji. A tym właśnie gazociągiem Dania sprowadza również gaz od Gazpromu. W 2014 r. Duńczycy kupili od Rosjan ponad 400 mln m sześc., ale w 2015 r. – już prawie 700 mln, niemal jedną czwartą krajowego zużycia. W dodatku rozważana jest budowa kolejnej nitki z Niemiec, co z punktu widzenia Danii pod znakiem zapytania postawi budowę rury z Norwegii.
Być może mając to jakoś na uwadze rząd do końca sejmowych prac nad tzw. ustawą antywiatrakową nie zajął żadnego stanowiska wobec oficjalnie poselskiego projektu, a jego przedstawiciel poparł zgłoszone w II czytaniu zmiany, nieco łagodzące nowe regulacje. Na razie to na tyle niewiele, że kolejne spółki z branży są likwidowane, a te istniejące zwalniają ludzi. Na razie nie widać także perspektyw na dalsze złagodzenie przepisów w Senacie.
Tymczasem przekonanie Duńczyków urasta do problemu najwyższej strategicznej rangi w perspektywie coraz bardziej prawdopodobnej budowy systemu Nord Stream II. Składać się na niego ma m.in. potężny gazociąg EUGAL, zdolny przesłać wzdłuż wschodniej granicy Niemiec nawet 60 mld m sześc. gazu rocznie w kierunku Czech. A stamtąd dalej do krajów Europy Środkowo-Wschodniej, z pominięciem Ukrainy. Z drugiej strony, Baltic Pipe jako współfinansowany przez Unię PCI będzie musiał mieć możliwość pełnego rewersu, więc teoretycznie będzie nim można eksportować gaz do Danii. To także jakiś argument.
Prezesi Gaz Systemu – polskiego operatora systemu gazowego – prezentując ostatnio nową strategię dużo miejsca poświęcili LNG i Baltic Pipe, a wyjątkowo zdawkowo potraktowali budowę nowych interkonektorów z Czechami i Słowacją. Zwłaszcza ten ostatni jest niezbędnym elementem budowanego z mozołem od kilku lat korytarza Północ-Południe, który w regionie miał umożliwić przepływ gazu prostopadle do tradycyjnych tras importu ze wschodu. Od jednego z menedżerów można było nawet usłyszeć, że budowa tych połączeń będzie zależeń od tego, co nimi będzie płynąć. Jeżeli gaz z Nord Stream II w kierunku Polski, to ich budowa nie jest specjalnie interesująca.
Gaz System bierze jednak pod uwagę to, że Baltic Pipe nie powstanie. Wtedy Polska znacznie mocniej postawi na LNG, i obok praktycznie przesądzonej już rozbudowy terminala w Świnoujściu, umieści drugi, pływający terminal FSRU w Zatoce Gdańskiej. Jednostek tego typu buduje się coraz więcej, więc ich koszty będą spadać. Z drugiej strony epoka niskich cen LNG może nie potrwać wiecznie.